Trwa ładowanie...
d2mdt2m
10-06-2022 14:00

Śmierć z nieba. Alianckie naloty na polskie i niemieckie miasta

książka
Oceń jako pierwszy:
d2mdt2m
Śmierć z nieba. Alianckie naloty na polskie i niemieckie miasta
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Seria
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Alianckie naloty na cele cywilne podczas drugiej wojny światowej nadal budzą wiele kontrowersji. Bombowce RAF i USA AF, niekiedy wspólnie, zniszczyły nie tylko słynne Drezno, ale także Szczecin, Świnoujście, Żary i Królewiec, zabijając tysiące mieszkańców.
W efekcie amerykańskich nalotów na fabryki benzyny syntetycznej w okolicach Kędzierzyna-Koźla i Góry Świętej Anny zginęły setki Ślązaków polskiego pochodzenia. Bomby nie wybierały ofiar. Podczas bombardowania Peenemünde życie straciło wielu Niemców, w tym kilku uczonych pracujących nad bronią V – bliskich współpracowników Wernhera von Brauna. Niestety, niejako przy okazji śmierć poniosły setki cudzoziemskich robotników przymusowych, w tym również Polaków. Polacy ginęli też w czasie nalotów na fabryki w Poznaniu, Gdyni czy Czechowicach-Dziedzicach. Alianckie naloty na wschodnie obszary Trzeciej Rzeszy nie były, co prawda, tak intensywne jak w części zachodniej. Ziemie wschodnie, w tym włączone do Niemiec terytoria polskie, leżały bowiem dalej od baz lotniczych w Wielkiej Brytanii. Warto jednak przypomnieć, że ofiarami tych bombardowań byli nie tylko mieszkańcy Hamburga, Norymbergi czy Kolonii, o Berlinie nie wspominając, ale także Gdyni, Szczecina, Poznania i Gdańska.
Leszek Adamczewski przypomina te, powoli już blaknące, karty z dziejów drugiej wojny światowej.

Leszek Adamczewski – poznański pisarz i dziennikarz, urodzony w Szczecinie. Autor blisko trzydziestu książek. Od 2009 roku współpracuje z Wydawnictwem Replika, którego nakładem ukazały się między innymi opracowania poświęcone wojennym tajemnicom Dolnego i Górnego Śląska, Prus Wschodnich i Zachodnich, Pomorza oraz Kraju Warty i Generalnego Gubernatorstwa. Adamczewski jest także autorem publikacji o niemieckich badaniach nad bronią atomową oraz o największych katastrofach w powojennej Polsce.

Śmierć z nieba. Alianckie naloty na polskie i niemieckie miasta
Numer ISBN

978-83-66989-50-4

Wymiary

145x205

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

416

Język

polski

Fragment

Minęło półtora roku. Był późny sobotni wieczór 11 lipca 1942 roku. Wprawdzie nieco ponad rok wcześniej, pod koniec czerwca 1941 roku, nastąpił całkowicie nieudany nalot radzieckiego lotnictwa bombowego na Danzig, ale o tym incydencie historia milczy. Nie milczy natomiast o nalocie lipcowym, kiedy to nad miastem pojawiła się złożona z 26 czterosilnikowych bombowców avro lancaster eskadra RAF-u. W zapadającym zmroku nadlatujące samoloty zostały dostrzeżone na tle nieco jaśniejszego nieba, co pozwoliło Niemcom postawić w stan gotowości bojowej artylerię przeciwlotniczą. Odezwały się też syreny alarmu lotniczego. Nie da się dzisiaj stwierdzić, ilu gdańszczan zlekceważyło alarm. Prawdopodobnie niewielu, ponieważ mieszkańców z ulic i placów miasta przegoniła burza.
„Start odbył się około 16.35 w piękne, słoneczne, bardzo gorące lipcowe południe” – wspominał strzelec pokładowy jednego z lancasterów John Bushby. Jego obszerną relację opublikowali Mariusz Konarski i Maciej Bakun w artykule Brytyjczycy nad Gdańskiem zamieszczonym w magazynie „30 Dni” (2012, nr 1).
Celem nalotu były gdańskie stocznie, na potrzeby Kriegsmarine produkujące okręty podwodne. Ponad 56 ton bomb, które miały w swych lukach lancastery, nie mogły stoczni tych całkowicie zniszczyć, ale w grę wchodziły poważne uszkodzenia i paraliż produkcji przez kilka czy kilkanaście dni. I chociaż nalot rozpoczął się o godzinie 21.45 i trwał prawie godzinę, a samoloty nadleciały w sześciu falach, w ulewnym deszczu Brytyjczykom nie udało się rozpoznać celów.
Bombardierzy lancasterów celowali w ogień, który wznieciły pierwsze bomby. Tam miała być stocznia. „Bombardier podawał poprawki, a tymczasem środkowy strzelec i ja waliliśmy z naszych sześciu luf do wszystkiego: reflektorów, stanowisk artylerii przeciwlotniczej, budynków. W pewnym momencie usłyszeliśmy huk i poczuliśmy swąd kabla; wiedziałem, że zostaliśmy trafieni. Przelatywaliśmy nad dokami, podnosząc się ostro w locie po okręgu na wschód i nad Bałtyk. Jeszcze kilka chaotycznie wystrzelonych wiązek ognia ciężkiej artylerii przeciwlotniczej, ostatnie światła z reflektorów i Gdańsk pozostał za nami. Wznosząc się, patrzyliśmy do tyłu na dymy pożarów w rejonie celu, które stopniowo jednak zamierały, kiedy ostatni samolot wszedł do akcji, zrzucił bomby i rozpoczął lot do domu. Ale ogień, w który uderzyliśmy, rozszerzał się” – wspominał Bushby. Jego samolot, mimo uszkodzenia przez pocisk artylerii przeciwlotniczej, wrócił do Anglii.
Wiele bomb spadło w pobliżu obu gdańskich stoczni, o czym świadczy uchwała zarządu Danziger Werft, który uszkodzenia dróg i zniszczenia instalacji stoczniowych w tamtą lipcową noc wycenił na 250 000 marek Rzeszy. Szkody wśród obiektów cywilnych były dużo większe. Bomby zniszczyły m.in. zachodnie skrzydło szpitala diakonisek przy Neugarten (obecnie ulicy Nowe Ogrody, a więc grubo ponad kilometr od stoczni) oraz budynki mieszkalne przy Plankengasse (ulicy Dziewanowskiego), Rennerstiftsgasse (ulicy Gdyńskich Kosynierów), Wallgasse (ulicy Wałowej) i Rittergasse (Rycerskiej), leżące w bliskim lub nieco dalszym sąsiedztwie stoczni. W sumie Brytyjczycy zburzyli 22 domy, a 19 kolejnych uszkodzili. Specjalizujący się w dziejach Gdańska w XIX i XX wieku doktor Jan Daniluk ustalił, że około 1 300 osób straciło dach nad głową. W blisko stu domach wypadły szyby z okien. Uszkodzone zostały również jezdnie kilkunastu ulic, w tym także torowiska tramwajowe, m.in. w pobliżu dworca Danzig Hauptbahnhof.
Przede wszystkim były jednak ofiary wśród ludności cywilnej. Do północy z 11 na 12 lipca zginęły lub zmarły wskutek odniesionych obrażeń 44 osoby, w tym ponad 20 we wspomnianym szpitalu. Wśród tych ofiar przeważały dzieci (jedenaścioro) oraz siedem sióstr diakonisek. W następnych dniach zmarło dalszych 45 osób, co w sumie daje 89 ofiar śmiertelnych. I taką też liczbę opublikowała hitlerowska prasa wychodząca w okręgu Danzig-Westpreussen, przedstawiając bombardowanie miasta jako „nieludzki nalot terrorystyczny” i eksponując zwłaszcza zniszczenie szpitala diakonisek. Wśród zamieszczonych w dzienniku „Danziger Neueste Nachrichten” 89 nazwisk ofiar nalotu były również polsko brzmiące, jak Wielinski, Rudzinski czy Petrowski. Listę otwiera Eva Arko, a zamyka Maria Wollenberg. Opublikowany w gazecie gdańskiej zbiorowy nekrolog podpisał namiestnik Rzeszy na okręg Danzig-Westpreussen i gdański gauleiter NSDAP Albert Forster.

Fragment rozdziału Zbombardowany szpital

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2mdt2m
d2mdt2m
d2mdt2m
d2mdt2m