Trwa ładowanie...

"Pyk i nas nie ma". Mąż Henryki Krzywonos-Strycharskiej po 32 latach opowiada o ich życiu

Gdy stanęli na ślubnym kobiercu, Krzysztof miał 22 lata. Henryka, wtedy jeszcze Krzywonos, była 11 lat starsza. - Zdarzały się prztyczki: "Proszę pani, niech synek zamknie za sobą drzwi". A my mieliśmy to gdzieś - opowiada w rozmowie z WP Krzysztof Strycharski, autor książki "Moja żona tramwajarka".

"Pyk i nas nie ma". Mąż Henryki Krzywonos-Strycharskiej po 32 latach opowiada o ich życiuŹródło: East News
d21f4h7
d21f4h7

Czytam pana książkę i mam wrażenie, że nie tylko kocha pan żonę, ale jest jej największym przyjacielem i obrońcą.
A jak mam postąpić? Jesteśmy razem 32 lata. Kocham żonę tak, jak na początku naszej znajomości. Pewnie nawet bardziej. Dziś to miłość dojrzała. Kiedyś układaliśmy plany na przyszłość. Dziś rozmawiamy o tym, jak źle będzie temu z nas, które zostanie samo na tym świecie. Nie wyobrażamy sobie takiej chwili. Nie mogę myśleć o życiu bez Henryki. Czasem mówimy: "może pan Bóg podaruje nam taki prezent i umrzemy razem?". Pyk i nas nie ma.

Zobacz: Krzywonos: od niedawna mieszkamy w niebezpiecznym państwie

Mówi pan, że to dziś miłość dojrzała. Ale gdy przeczyta się książkę, to wydaje się, że ten związek zawsze taki był.
32 lata temu musieliśmy mówić sobie o wielu rzeczach. Dziś nie potrzebujemy słów. Wyczuwamy swoje potrzeby. Nie rozumiem, jak ktoś może rozejść się po 20-30 latach małżeństwa. Wiadomo, że dzieją się różne rzeczy. Ale jeśli ktoś po 20 latach dochodzi do wniosku, że nie jest szczęśliwy u boku partnera? Co robili ze sobą tyle czasu? Henia przed ślubem powiedziała mi wprost: "Krzysiek, jeśli kiedyś stwierdzisz, że nie chcesz ze mną być, to mi po prostu powiedz. Rozejdziemy się bez kłótni. Podzielimy się tym, co mamy".

Co pan odpowiedział?
Powiedziałem jej wtedy: "Oczywiście".

d21f4h7

Nigdy nie miał pan ochoty spakować walizki?
Nigdy. Czasem myślałem sobie o tym, jak wyglądałoby moje życie bez Henryki.

I co?
Moja wyobraźnia nie jest taka bogata najwidoczniej. Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez Heni. Ona jest sensem mojego życia. To jest kobieta, która zawsze idzie pod wiatr. Jak nie ma kłopotów, ona je sobie znajdzie. A ja zawsze jestem przy niej. Możemy się kłócić, mogę próbować ją powstrzymać przed robieniem różnych rzeczy. Ale i tak zrobi swoje. Dlatego czasem jest wkurzająca. Uzupełniamy się. Mamy wspólne konto, wspólny adres mailowy, wspólne pieniądze.

East News
Źródło: East News

Różnica wieku była dla was problemem? 11 lat to dużo.
Dla nas nie, dla niektórych ludzi tak. Czasy były takie, że wszystkie odstępstwa od normy, były złe. Geje, lesbijki? Słowa nie do wypowiedzenia. Przecież takich ludzi nie było, ironicznie mówiąc. Zboczeniem było też, gdy kobieta była w związku z młodszym facetem. Albo on jest gejem i chce się ukryć, albo z kobietą coś nie tak.

d21f4h7

To jak komentowano wasz związek?
Widziałem, że ludzie się za nami oglądali. Henia miała 33 lata, ja 22. Tę różnicę wieku było widać. Dziś już nie. Henia wymłodniała, a ja się postarzałem. Wtedy wyglądałem bardzo młodziutko. Zdarzały się prztyczki: "Proszę pani, niech synek zamknie za sobą drzwi". A my mieliśmy to gdzieś. Żyliśmy i żyjemy po swojemu. Mówili też: "Co taki wie o życiu". Ale nie mieli pojęcia, co działo się w moim. Nie ich sprawa.

Miał pan 22 lata. W tym wieku raczej nie myśli się o małżeństwie, a co dopiero o wielodzietnej rodzinie?
Nie, nie myślałem. Ja miałem 22 lata i zakochałem się w Henryce Krzywonos, po ślubie Krzywonos-Strycharskiej. Proste. Wyjaśniliśmy sobie, że nie będziemy mogli mieć swoich dzieci. Henia była po wielu przejściach, była chora. Zdecydowaliśmy się na adopcję. Właściwie to przez przypadek wyszło tak, że w naszym życiu pojawiła się Agnieszka, o czym piszę w książce. Na jednym dziecku miało się skończyć. Ale zmarła sąsiadka, zostawiła dziecko, ktoś musiał się nim zająć. Później zgłoszono nam Olę. Później Henia pojechała z dwójką dzieci na wczasy dla rodzin adopcyjnych i zastępczych, i tam Barbara Passini "zasiała" kolejne ziarenko w nas. Dołączyły kolejne dzieciaki. Tak to się potoczyło. Nic nie planowaliśmy.

Ale pan nie od razu zgodził się na to, by założyć rodzinny dom dziecka. To ogromna odpowiedzialność. A co dopiero, gdy decyzję podejmuje się młodo.
Zastanawiałem się dwa lata. Rzeczywiście, odpowiedzialność jest ogromna. I nigdy nie można powiedzieć: "Mam dosyć". Czasem były trudne chwile i człowieka szlag trafiał.

d21f4h7

Ktoś by powiedział, że to duże poświęcenie, ale pan tego słowa nigdy w książce nie używa. Dlaczego?
To absolutnie nie było poświęcenie. Były osoby, które mówiły, że jesteśmy bohaterami. A ja się nie czułem żadnym bohaterem! Chciałem po prostu stworzyć dużą rodzinę. Dla mnie bohaterem jest matka, która mieszka w miejscu ogromnego bezrobocia z 10 dzieci, z chorym mężem. I bez żadnej specjalnej pomocy wychowuje dzieci. Bohaterką jest osoba, która ma niepełnosprawne dziecko i wie, że do końca życia będzie zajmować się tym dzieckiem. I jeszcze żyje w strachu, co się stanie, gdy ona umrze. To są bohaterowie, tylko ich nie widać. My pewnie adoptowalibyśmy te 12 dzieci. Tylko trzeba było znaleźć na to jakąś formułę. Samą miłością żyć się nie da. Dlatego został powołany nasz rodzinny dom dziecka.

East News
Źródło: East News

Było wam trudno?
Trudno? Jeść mieliśmy co. To najważniejsze. Z szacunku do innych rodzin organizowaliśmy pomoc dla potrzebujących. Nasze wersje "szlachetnych paczek", koncerty charytatywne, zbiórki. Dzieci wiedziały, że trzeba pomagać. Henia im zawsze to mówiła. Dlatego po latach jako jedyna posłanka z Platformy zagłosowała za programem 500+. Nikt nie miał do niej o to pretensji. Grzegorz Schetyna, inni posłowie PO. Powiedziała w czasie kampanii, że będzie głosować za projektami, które przyczynią się do pomagania ludziom w trudnej sytuacji. A jeśli 500+ miało pomóc chociaż jednej osobie, to było warto. Żona była świadoma, że to nie jest doskonały program. Platforma Obywatelska chciała wprowadzenia tego programu od pierwszego dziecka z myślą przede wszystkim o samotnych matkach.

d21f4h7

Pierwsze uczucie, które pan zapamiętał, gdy pojawiła się pierwsza córka w domu?
Czułem się bardzo głupio. Agnieszka przyjechała już „z mamą”. Henia pojechała po dziecko i wydawało się, że będzie musiała popracować nad tym, by zdobyć jej miłość i zaufanie. A Agnieszka była do niej przyklejona. Mówiła do Heni cały czas "mamo". Z góry byłem trochę na przegranej pozycji. Nie miałem żadnego doświadczenia, jak być ojcem. Miałem 23 lata. I jakoś tak samo to wyszło. Henia pomagała po swojemu. Mówiła córce: "Podaj tatusiowi rączkę". Po kilku dniach byłem tatą Agnieszki.

A potem dla 11 kolejnych dzieci. Wychowywanie było trudniejsze od polityki?
Podobnie trudne. Ale z dziećmi to jak i z polityką. Trzeba być dyplomatą. Henia potrafiła z dzieci wszystko wyciągnąć, nawet jak teoretycznie nie chciały powiedzieć. Tak ich podchodziła, że o wszystkim wiedziała. Ja nie. Do dziś dziewczyny opowiadają, jakie hece działy się za moimi plecami. Miałem dość ortodoksyjne poglądy. Chciałem chronić dzieci. To po pierwsze. Po drugie, prowadziliśmy rodzinny dom dziecka, a to nie przelewki…

East News
Źródło: East News

A po trzecie polityka? Miała wpływ na waszą rodzinę?
Nic a nic. Tyle miała wpływu, że w naszym domu po prostu pojawiali się różni ludzie. Odwiedzali nas różni politycy –dla nas przyjaciele rodziny. Polityka i rodzina – to były nasze dwa odrębne światy.

d21f4h7

Pan zawsze był z boku, nigdy nie na pierwszym planie w polityce. Ale trzeba przyznać, że miał pan dobre miejsce do obserwowania tego, co działo się w Polsce.
Od początku obserwowałem. Miałem ten ogromny zaszczyt poznać wielu znakomitych działaczy, potem polityków. Bogdan Borusewicz, Alina Pieńkowska, Anna Walentynowicz, Andrzej Gwiazda, Lech Wałęsa, Donald Tusk, Andrzej Kołodziej. Do dziś jestem zaszczycony, że mogę nazywać Bogdana Borusewicza moim przyjacielem. Minęło tak wiele czasu, a wie pani, że dopiero na naszym ślubie kościelnym po wielu latach zobaczyłem, jak ten człowiek potrafi się bawić? Patrzyłem na niego i nie wierzyłem. Tańczył, śmiał się – bez alkoholu. Bogdan Borusewicz kojarzył mi się z taką stateczną, szanowaną osobą. Chciałbym, żeby kiedyś napisał osobistą opowieść o swoim życiu.

East News
Źródło: East News

Wspomina pan wielu znanych Polaków, o czym można by rozmawiać godzinami. Jest wspomniana np. Maria Kaczyńska. Była jedną z pierwszych osób, które zwróciły też na pana uwagę, nie tylko na żonę, bohaterkę, matkę 12 dzieci. Czuł pan kiedyś, że jest w cieniu żony?
Nigdy tak tego nie odbierałem. Ale faktycznie, czasem ludzie traktowali mnie jak powietrze. To mnie drażniło. Teraz mam tak, że gdy spotykam kogoś nowego, jakąś znaną osobę, to po prostu wyciągam rękę i się witam.

d21f4h7

Czasem z takiej frustracji, że ktoś jest "mniej ważny" w małżeństwie, rozpadają się związki…
A to bardzo źle. My jesteśmy razem we wszystkim. Proszę zobaczyć, Henryka zarabia dziś dużo więcej ode mnie. Mógłbym być sfrustrowany jako mężczyzna. Ale nic takiego nie czuję. Kiedyś napomknąłem ten temat, to Henia przypomniała mi czasy, kiedy tylko ja pracowałem. Działałem w radzie nadzorczej i pracowałem fizycznie. Nigdy jej nie powiedziałem, że powinna iść do pracy. W życiu role się czasem odwracają.

East News
Źródło: East News

Ta solidarność przez różne "s" cały czas przewija się przez wasze życie.
Ale to jest taka "dobra solidarność". Ta druga "Solidarność" dziś częściej dzieli niż łączy ludzi, jak kiedyś. Ludzie, którzy w latach 80. działali w związku, mieli różną przeszłość. Jedni mieli prawicowe poglądy, inni lewicowi. Jedni działali w partii – z różnych powodów – inni nie chcieli mieć z nią nic wspólnego. Dziś słyszymy, że byli szpiegami, zdrajcami, że w genach mają komunizm. Szkoda, że "Solidarność" już nie łączy.

Do pana mieszkania przychodzili znani działacze, byliście blisko. Po latach część przyjaciół się odwróciła. Stanęli po przeciwnej stronie barykady?
Nie powiedziałbym, że "część". Tylko kilka osób, margines. Większość opozycji z lat 80. stanęła po stronie otwartości na demokrację. Po sierpniu 1980 roku wiele zepsuło się w środowisku, w którym działała Henryka. Dawni znajomi zaczęli konfrontować się z Lechem Wałęsą. Andrzej Gwiazda, o którym kiedyś nic złego bym nie powiedział, dziś podchodzi do kobiety podczas demonstracji i pyta, ile bierze za numerek. Niewiarygodne. A pamiętam Andrzeja sprzed lat, gdy przychodził do nas z różnymi domowymi sprawami. Żałuję tylko, że podczas zebrań w naszym domu nie robiłem zdjęć. Nie zrobiłem też zdjęć, gdy Jacek Kurski przyszedł w 30. rocznicę powstania "Solidarności" do Henryki z bukietem kwiatów.

Skoro o tej rocznicy mowa. Jest taki fragment w książce, gdy pisze pan o uroczystościach z 2010 roku. Gdy żona wchodziła na scenę, ludzie bili brawo. Wygłosiła pamiętne przemówienie, w którym ostro odniosła się do Jarosława Kaczyńskiego. I gdy schodziła ze sceny, to już nie była bohaterką sierpnia, nie było braw. Jak pan to wspomina?
To było bardzo bolesne. Na tych uroczystościach nie powinno być w ogóle polityki. Henryka zwróciła uwagę Jarosławowi Kaczyńskiemu, że nie może obrażać ludzi i fałszować historii. Przed tym zjazdem wszyscy klepali żonę po plecach, dziękowali i mówili, jaka jest wspaniała. Po rocznicowych uroczystościach wylała się okrutna krytyka. Moja pierwsza reakcja? Chciałem podać wszystkich, którzy oczerniali żonę, do sądu. Ale zrozumieliśmy, że hejt będzie się ciągnął, a my stracimy czas na rozprawy. Wtedy postanowiłem napisać o żonie książkę.

Agencja Gazeta
Źródło: Agencja Gazeta

Obrona wizerunku żony?
Wie pani, ten hejt trafiał do naszych dzieci i wnuków. Chciałem napisać książkę o żonie dla nich, sam ją wydrukować. Zostawić coś dla nich, gdy rodziców już nie będzie. Tyle że dzieci niespecjalnie przejęły się tym, co mówiono o Henryce. Mama alkoholiczka, złodziejka? Przecież dobrze wiedziały, że mama nigdy alkoholu nie piła. Żartowaliśmy nawet z żoną: "Dobrze się trzymasz, jak na alkoholiczkę". Każdy, kto ma chociaż trochę zdrowego rozsądku wie, że Henryka ani nie była alkoholiczką, ani łamistrajkiem, jak też sugerowano.

Pisano też o "seksualnych wybrykach Henryki Krzywonos".
Absurdalne! Chciałbym poznać tych mężczyzn, którzy rzekomo urządzali schadzki z Henią. Niech w sądzie pod przysięgą zeznają. Wie pani, można tak kogoś obrażać i obrażać, tylko jak Henryka ma się bronić? Wyrzucano żonie, a właściwie nam obojgu, że "za darmo dzieci nie wychowywaliśmy". Wytykali nam, że dostawaliśmy pieniądze na rodzinny dom dziecka.

Książka narodziła się z frustracji?
Z bezsilności. Najpierw fala nienawiści po wystąpieniu w 2010 roku. Potem to samo po jej sejmowym przemówieniu w 2015 roku. Zastanawiałem się, co zrobić. A odpowiedź była prosta. Chciałeś napisać książkę, to to zrób. Henia jeździła do Sejmu, a ja pisałem o naszym życiu.

Kazimiera Szczuka powiedziała o panu kiedyś: "Idealny partner tak zwanej wielkiej kobiety". Co pan na to?
Dobraliśmy się jak w korcu maku, tak można powiedzieć. Ja mogę być idealnym partnerem, a ona jest idealną partnerką dla mnie. Tak będzie już do końca. Dziś proszę Boga, żeby tylko dał nam zdrowie.

d21f4h7
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d21f4h7