Ja wiem, co można sobie pomyśleć, patrząc na moją ocenę tego tomiku: „bo to dostało NIKE, a ona nie chce wyjść na głupszą od tych, co się znają”.
Zazwyczaj sama odnoszę się nieufnie do książek przepasanych wstęgami typu „Uznana za wydarzenie literackie roku przez radę gminy Kozia Wólka” – te wstęgi, podnosząc liczbę sprzedanych egzemplarzy, a zatem spełniając wzorowo swoje zadanie marketingowe, krzywdzą zarazem opasywane dzieła. Dotyczy to zwłaszcza poezji, która, gdy zostanie (zresztą zupełnie zasłużenie) doceniona na świecie, jak dokonania Wisławy Szymborskiej i Czesława Miłosza, bywa nader często kupowana w formie „inteligentnego prezentu”.
Otrzymanie takowego obdarowany kwituje promiennym uśmiechem i kilkoma kurtuazyjnymi słowami podziękowania, po czym tomik noblisty czy laureata NIKE ląduje na półce w pokoju gościnnym, żeby gościom było wiadome, że w tym domu czyta się „ambitną literaturę”.
Kupujemy książki NAGRADZANE nie dla poznania ich TREŚCI, ale dlatego, że ZOSTAŁY NAGRODZONE. I dlatego osobiście uważam, że wszelkie nagrody literackie powinny zostać zniesione.
Po tym wstępie pełnym taniego moralizatorstwa spróbuję spojrzeć na najnowsze dokonanie Jarosława Rymkiewicza bez „balastu nagrody”.
Tytuł recenzji nieprzypadkowo przywodzi na myśl Rejowy Żywot człowieka poczciwego. Obserwujemy bowiem dzisiejszego „ziemianina” na jego włościach w Milanówku w ciągu roku „na cztery części rozdzielonego” z tym, że następstwo pór roku z woli autora zostaje zaburzone. Zaś określenie „przygłup istnieniowy”, wykorzystane w jednym z wierszy, jest dla mnie pełne nieodpartego uroku, a jednocześnie wiele mówi o miejscu człowieka – głupiutkiego, bezradnego, zagubionego stworzenia, skazanego na istnienie i tak rozczulającego w heroicznych próbach radzenia sobie z życiem – w przestrzeni Ogrodu.
Przestrzeni tej nie możemy pojmować dosłownie, jako przydomowego ogródka poety – nabiera ona cech metafizycznych, staje się swego rodzaju anty-Edenem. „Anty”, ponieważ biblijny Eden był miejscem początku, narodzin wszelkiego życia na ziemi.
W ogrodzie w Milanówku obserwujemy koniec dnia, zachód słońca – jest to królestwo śmierci. Nie staje się jednak przez to straszne i ponure, nie przytłacza. Świadomość śmierci jest tutaj czymś zupełnie naturalnym, zgon zaś sprawiedliwą ceną, jaką płacimy za jedyną w swoim rodzaju możliwość życia, a zarazem jedyną drogą do osiągnięcia neoklasycznej harmonii z całym światem. Ta fascynacja śmiercią zbliża autora do Bolesława Leśmiana, którego twórczością zajmował się w swych pracach z teorii literatury.
Pojmowanie klasycyzmu przez Rymkiewicza jest zupełnie wyjątkowe – dlatego szufladkowanie tej twórczości i upychanie jej w ramy wytartych szkolnych definicji mija się z celem. W Milanówku śmierć jest dowodem równości i pokrewieństwa mieszkańców świata – ona jednoczy ludzi, koty, jeże i sosenki – wszyscy doświadczają jej tak samo, znika wszelka jednostkowość, tu nie ma „równych i równiejszych”.
A gdzie jest Bóg? Miał zwyczaj przechadzać się z upodobaniem w Edenie. Czy i w anty-Edenie znajdzie się dla Niego miejsce? Na to pytanie nie znajdujemy jednoznacznej odpowiedzi.
Poeta dostrzega Go wszędzie, np. koszu na śmieci przy stacji kolejki WKD, obok puszek, plastiku, dwóch psich gówien i milczenia i, zachwycony tym odkryciem, deklaruje: Bóg jest dobry – ja to piszę na kolanie. Zarazem jednak nie ma Go nigdzie: Chodźcie sosenki, gdy macie życzenie Bóg wytłumaczy wam swe nieistnienie. Możliwe, że jedyną drogą odnalezienia Boga jest śmierć – wspólny mianownik wszystkich zdarzeń mających miejsce w ogrodzie...
Struktura wszystkich utworów wchodzących w skład zbioru jest identyczna – zbudowane są z dystychów, opartych na rymach parzystych, rymach niekiedy tak banalnych i oklepanych, że wręcz ocierających się o „częstochowszczyznę” – kolejna pułapka, w którą łatwo wpaść, pułapka pozornej prostoty. Klasycznej prostoty, pełnej jednak ukrytych znaczeń.
Wiersze zbudowane w ten sposób są zarazem silnie zrytmizowane, melodyjne, a ogromne znaczenie muzyki w świecie poetyckim niezwykle wrażliwego na nią twórcy podkreślane jest także w treści utworów – pełnej odwołań do dokonań wielkich kompozytorów muzyki klasycznej.
Na przechadzkę po ogrodzie, gdzie memento mori nie brzmi jak groźba, ale jak życzliwe zaproszenie do świata harmonii, zapraszam wszystkich, zwłaszcza tych, którzy lubią koty – jest ich tam mnóstwo i, zgodnie z deklaracją autora, to one jego wiersze napisały.
Jeśli ktoś podaruje wam te książkę, przeczytajcie ją przed odłożeniem na półkę – nie pożałujecie, nawet jeśli jesteście przekonani, że nie lubicie poezji.