Z lektury poprzedniego zbioru reportaży Pawła Smoleńskiego – opisujących żydowsko-arabski konflikt o przeszłość i przyszłość – czytelnik dowiedział się, dlaczego współczesny Izrael „kłuje w oczy”. Z książki najnowszej dowie się za to, jak kłuje w Izraelu żydowskie spojrzenie – skierowane na arabskiego sąsiada. Opowieści zebrane w tomie Arab strzela, Żyd się cieszy różni od tych z Izrael już nie frunie przede wszystkim perspektywa opisu. Wcześniej przedstawiał Smoleński racje obu stron konfliktu, z widoczną przewagą historii żydowskich. Teraz widzi Izrael oczami rozmówców arabskich – choć meritum problemu pozostaje w gruncie rzeczy to samo.
Autor Pochówku dla rezuna pisze bowiem ponownie o „złej” pamięci, wzajemnych pretensjach i racjach nie do pogodzenia. Odsłaniając kulisy wieloletniego antagonizmu izraelskich Żydów i Arabów, relacjonuje bieżące fakty polityczno-społeczne równolegle z opowieściami wybranych rozmówców. Smoleński po raz kolejny opisuje „wielką politykę”, koncentrując uwagę przede wszystkim na jej anonimowych bohaterach – adwokacie Fahdim z arabskiej wioski Tira, sklepikarzu Fayeku z jerozolimskiego Starego Miasta czy profesorze farmakologii Riadzie z uniwersytetu w Ber Szewie. Losy pojedynczych postaci reporter łączy w kompleksową refleksję na temat statusu izraelskich Arabów – obcych w kraju, którego są formalnymi obywatelami, a także skazanych na mękę współegzystencji ze znienawidzoną większością żydowską. Tak zarysowaną problematykę poznajemy w typowej dla reportaży Smoleńskiego, „lokalnej” scenerii rozmów i spotkań. Tłem poszczególnych
opowieści są więc ponownie zatłoczone kawiarnie, herbaciarnie bądź przydrożne sklepiki – w Jerozolimie, Jaffie, Hajfie czy Ber Szewie. Autor podejmuje próbę wiernego przedstawienia kolorytu opisywanej przestrzeni – i to nie tylko w wymiarze politycznym. Równie dużo uwagi poświęca wnikliwej obserwacji otoczenia, jego kulturowej specyfiki i społecznych niuansów. Dostrzec tu można swoistą fascynację Izraelem – jako miejscem do życia, punktem zapalnym etnicznych konfliktów oraz kartą przetargową światowej polityki. Smoleński dzieli się z czytelnikiem własnymi spostrzeżeniami, a często i subiektywnymi wrażeniami z pobytu we współczesnej „Erec Israel”. Co bynajmniej nie znaczy, że w sposób stronniczy.
Zawarte w książce opowieści, choć skupione na arabskiej mniejszości Izraela, nie dają bowiem gotowych odpowiedzi. Daleki jest autor także od płytkiego kategoryzowania i wydawania sądów bez pokrycia. Być może dlatego Arab strzela, Żyd się cieszy jest lekturą wymagającą – absorbującą uwagę czytelnika nie tylko wskutek mnogości wątków i wagi tematu, ale i formy przekazu. Smoleński bazuje na prostej w gruncie rzeczy konwencji rozmowy-wywiadu, jednak właśnie w ten sposób uświadamia odbiorcy paradoks postawy arabskich rozmówców. Historie zasłyszane i zrekonstruowane przez reportera układają się bowiem w nieco chaotyczną mozaikę szumnych manifestacji i oskarżeń, które – jak przekonuje autor – w niemal identycznej formie usłyszeć by można z ust izraelskich Żydów. Smoleński podejmuje więc w gruncie rzeczy problem impasu, w jakim tkwią nieuchronnie mieszkańcy współczesnego Izraela. Korzysta w tym celu z typowo reporterskich narzędzi obrazowania – począwszy od klasycznego (wykorzystanego chociażby przez Kapuścińskiego w Szachinszachu ) motywu fotograficznych klisz jako metafor rzeczywistości, poprzez plastyczne opisy scenerii, na wplecionych do opowieści cytatach i aluzjach kończąc. Unika przy tym oczywistości, ukazując wielowymiarowość problemu poprzez nawet najbardziej prozaiczne nawiązania – np. do arabskiej piłki nożnej, zyskującej w oczach kibiców rangę parareligijnego doświadczenia i politycznego manifestu.
Arab strzela, Żyd się cieszy nie jest – jak czytamy we wstępie – książką polityczną. Siłą rzeczy nie jest jednak także beznamiętnym zestawieniem faktów oraz bezpieczną prognozą na przyszłość. Smoleński tworzy w książce barwny przekrój społeczności izraelskich Arabów – od prostego sklepikarza, po posła do parlamentu – włączając do katalogu postaci pośrednio także i siebie. Poznajemy więc Izrael nie tylko z perspektywy jego mieszkańców, ale również przez pryzmat subiektywnych odczuć przybysza z zewnątrz – reportera, odbywającego wędrówkę w kraju wielkich sprzeczności. Może właśnie widoczne zaangażowanie narratora sprawia, że podczas lektury mimowolnie udziela się senny klimat upalnego popołudnia w Jaffie czy Jerozolimie. Po części odrealniony, a po części niepokojący.