Szczęście na widelcu wcale nie będzie o szczęściu, chociaż z widelcem będzie miało sporo wspólnego. O szczęściu nie będzie, a przynajmniej nie od razu, bowiem książka zaczyna się od oryginalnego wydarzenia – Mira Rinaldi idzie na zajęcia z radzenia sobie z emocjami. Musi, bo to decyzja sądu. Musi, bo przyłapała męża na zdradzie, a jak to się skończyło? Hm, na pewno zajęciami, które Mirę strasznie nudzą.
Bo Mira jest pełną życia kobietą z małym dzieckiem i mężem, który za chwilę będzie byłym mężem. Łączy ich miłość do gotowania i wspólne interesy – oboje prowadzą popularną w Nowym Jorku restaurację. I tyle. Wkrótce sprawy komplikują się na tyle, że Mira musi na chwilę opuścić Nowy Jork, z papierami rozwodowymi w ręku i paroma innymi rzeczami do poukładania oraz z przeświadczeniem, że pani prowadząca zajęcia z panowania nad agresją w jej przypadku poniosła porażkę. Wraca do ojca, do Pittsburga, a tam musi jakoś zorganizować swoje życie, zarówno prywatnie, jak i zawodowe.
Ta książka łączy w sobie wszystko, co aktualnie rządzi umysłami konsumentów poplitu. Jest o doskonałej kuchni, obowiązkowo włoskiej, która na pewno może doprowadzić do otwarcia popularnej restauracji w Nowym Jorku. Jest o spełnianiu marzeń, bo to właśnie dzięki nim ten lokal powstał. Jest o tym, jak bardzo Amerykanie są przywiązani do wizerunku grzecznej, poukładanej, wiecznie uśmiechniętej kobiety i jak często nie ma to przełożenia na rzeczywistość. Zgodnie z przyjętym standardem zdradzona kobieta powinna się nadal uśmiechać uśmiechem przyklejonym do twarzy i absolutnie nie powinna doprowadzić do jakichkolwiek rękoczynów, nawet gdyby druga osoba zdecydowanie na to zasłużyła. Jest miłość, zdrada, dziecko, kochanka. Pojawią się także wszechobecni inwestorzy, którzy zapewniają wysokie zwroty z inwestycji, i szczęście (a jednak), przypadkiem odnalezione w swoim rodzinnym mieście, od którego się uciekało przez całe zawodowe życie. A całość kończy kilka przykładowych przepisów, które warto wykorzystać.
Nie jest to pozycja stricte kucharska, chociaż kuchni tu sporo, a o potrawach także się rozmawia nader często. Nie jest to także typowa powieść, chociaż do powieści jej najbliżej. Ot, książka o kilku rzeczach, którą czyta się z lekkim uśmiechem na twarzy, a na koniec marzy się o pysznych daniach, które pojawiały się na stole. Rozwiązanie większości problemów jest banalnie proste – wystarczy kilka smacznych dań na stole, którymi należy się delektować i które także dostarczają wielu wrażeń, wizualnych i smakowych.