Pedro Calderon de la Barca napisał kiedyś, że „życie jest snem/tylko snem/i ten kto żyje śpi/i śni siebie pokąd nie prześni siebie”. Gdyby lord Isak mógł wypowiadać się frazami wyjętymi z dzieł Barki, być może użyłby tego zdania do opisu własnej sytuacji. Trzecia część historii władcy Farlan upływa bowiem znów pod znakiem jego zmagań z koszmarami sennymi. Te zaś, straszniejsze niż kiedykolwiek, nawiedzają Isaka co noc.
Po zagładzie Scree, Krainy stopniowo ogarnia szaleństwo. Chaos wywołany wojną i przyzwaniem aspektów Śmierci staje się niemożliwy do opanowania. Coraz bardziej niepewni swej potęgi bogowie zwracają się do śmiertelników z niezwykłymi propozycjami. Z kolei ludzi, będących świadkami powolnego upadku bóstw, ogarnia religijny fanatyzm. Rozpoczynają się krwawe walki pomiędzy kapłanami poszczególnych kultów. Dla Isaka, który oficjalnie przyjmuje hołd lenny farlańskich panów, los nie ma litości. Białooki władca jeśli już śpi, to śni o własnej śmierci. Nieugięty Kastan Styrax wciąż depcze mu po piętach, a Cień spogląda na Krainy oczyma dziwnego, małego chłopca. Wydaje się, że konfrontacja sił znów jest nieunikniona.
Złodziej grobów Lloyda niewiele różni się od pozostałych dwóch tomów – a szkoda. Nadal mamy do czynienia z bardzo realistycznym światem przedstawionym, żywo nakreślonymi bohaterami czy z ciekawą fabułą. Jednak tym, co ewidentnie przeszkadzało mi w lekturze była jej… objętość. Mnożąc w nieskończoność liczbę drugoplanowych bohaterów i rozwijając mniej istotne wątki autor sam wytrącił sobie atut z ręki. O ile w pierwszej i drugiej części ten sposób konstruowania opowieści był ciekawy, o tyle w trzeciej zaczyna męczyć. Nadzieja, że w trzecim tomie akcja nabierze dużo bardziej zdecydowanego tempa, okazała się płonna. Rytm opowieści jest bardzo nierówny: najciekawsze momenty przerywane są długimi, nużącymi akapitami, zanim jeszcze czytelnik zdąży się rozsmakować w lekturze. Na plus trzeba Lloydowi policzyć rozwinięcie wątku Mihna, choć i tu uległ manierze rozwlekania tekstu w nieskończoność. Pewnej zmianie na minus uległo jednak przedstawianie psychiki bohaterów. Można odnieść wrażenie, że autor odstawił
głównych bohaterów na boczny tor i zajął się uzasadnianiem poczynań tych, którzy do tej pory byli postaciami drugo- lub nawet trzecioplanowymi. W związku z tym, Złodziej grobów bardziej opowiada o Mihnie, Vesnie, Doraneiu czy majorze Jantarze, niż o lordzie Styraksie, Isaku czy Ilumenie. Na dobre wychodzi powieści jest jej niejednoznaczne zakończenie. Jaka powinna być następna część historii białookiego lorda Farlan? Zdecydowanie bardziej zwięzła i charakteryzująca się bardziej wartką akcją. Jeśli bowiem tendencja epickich opisów najdrobniejszych zdarzeń utrzyma się, życie faktycznie stanie się snem – dla czytelnika, który w połowie książki uśnie z nudów.