Chyba nie ma w Polsce nikogo, z wyjątkiem małych dzieci, kto nie słyszałby o Zofii Nałkowskiej. Pamięć o niej przez pokolenia utrwalały zwłaszcza * Granica* i * Medaliony, obowiązkowe lektury szkolne. Kto nie słyszał o Dwojrze Zielonej czy o profesorze Spannerze, robiącym mydło z ludzi? Albo o zemście uwiedzionej przez Zenona Ziembickiego Justyny Bogutówny z * Granicy? Z Nałkowską kojarzone są jeszcze, przynajmniej przez niektórych, Dzienniki i może * Romans Teresy Hennert. A przecież jest ona autorką o wiele większej liczby tekstów. Kto wie, że pisywała poezję i dramaty? Kto zna jej poglądy i opinie, może z wyjątkiem jednej, że „ludzie ludziom zgotowali ten los”? *Mamy więc Nałkowską znaną, ale tylko pozornie,
powierzchownie, z kilku sztandarowych tekstów. Niewiele też wiemy o jej biografii i wpływie tej biografii na jej twórczość.
Książka Hanny Kirchner uzupełnia tę lukę. Jest tym cenniejsza, że jej autorka wiele lat poświęciła na rzetelne studia nad twórczością Nałkowskiej, czego pokłosiem są liczne wstępy i posłowia do utworów autorki Domu kobiet. Trzeba tu też przypomnieć niezwykłe wprost dzieło Kirchner, wydanie Dzienników Nałkowskiej, opatrzone szczegółowymi przypisami, pozwalającymi czytelnikom na ogarnięcie szerokiego spektrum tego wszystkiego, o czym Nałkowska pisała, czym żyła, z czym i z kim się stykała. Nie mamy więc do czynienia z dziełem wynikającym z chwilowej fanaberii, ale z efektem wieloletniej pracy badawczej. Widać tu i talent pisarski, i znakomite oko filologa, świetne przygotowanie biografa i wreszcie umiejętność wyciągania wniosków, dostrzegania ciągów przyczynowo-skutkowych.
Kirchner ukazuje losy Nałkowskiej, jej życie prywatne, towarzyskie w kontekście jej pisarstwa. A jej pisarstwo – w kontekście wydarzeń tegoż życia. Dotyka problemów, które w innych biografiach pisarki są albo pomijane, albo też nie przywiązuje się do nich odpowiedniej wagi. Czyni to odważnie, ale jednocześnie delikatnie, z pełnym szacunkiem dla artystki i jej wyborów. Stara się ukazywać Nałkowską w kontekście rodziny, z której pochodziła, środowiska, w którym się wychowała, ludzi, z którymi się stykała podczas swej pisarskiej działalności i „zwykłego” życia. Traumy dwóch wojen, jednej gorszej od drugiej, bezpowrotnego upadku świata, w którym wyrosła, zdrad swoich ukochanych, własnych namiętności. To nie jest kolejna „pomnikowa” biografia, z której wyłania się nudna modelowa postać; owszem, wyłania się z niej wzorzec „arcykobiety”, jak Nałkowska jest nazywana, ale to „szkic sangwiną”, żywy, ostry, jędrny, pokazujący „prawdziwego” człowieka, a nie postać z podręczników języka polskiego. A zatem idziemy
przez miłości i miłostki Nałkowskiej, jej fascynacje i oburzenia, spory ideologiczne i artystyczne, dążenie do perfekcji w rysunku psychologicznym kreowanych postaci i narracji; ciągłe pytania o to, czym właściwie jest kobiecość (kwestia feminizmu Nałkowskiej zajmuje w książce sporo miejsca). Gratis dostajemy świetną analizę twórczości pisarki, zgodnie z przekonaniem Kirchner, że „na biografię pisarza składają się tak samo zdarzenia jego życia, jak jego utwory” – a w przypadku Nałkowskiej jest to szczególnie widoczne. Przy okazji otrzymujemy też galerię najważniejszych postaci życia kulturalnego Polski przed- i po drugiej wojnie światowej. Świetna książka, rzetelnie udokumentowana, napisana z pasją, z ogromną wiedzą, z psychologicznym niekiedy zacięciem.
Pora na kilka słów do wydawnictwa. Przepraszam, ale czy tam ktoś jeszcze ma kontakt z rzeczywistością? Ponad 900 stron o Miłoszu, 854 strony o Nałkowskiej z przypisami, a jakże, na końcu książki, od s. 830. Czy naprawdę nie ma możliwości innego wydania takich dzieł? Dlaczego psujecie własną pracę, a czytelnikom przyjemność czytania i narażacie nas na utratę palców, w razie gdyby książka znienacka zechciała się zamknąć? Houston, mamy problem!