Chyba każdy choć raz w życiu miał taki moment załamania – że nic mu nie wychodzi, że nic nie osiągnął, że nic go już dobrego w życiu nie spotka. Taki moment nadchodzi także dla trzydziestoletniej Gerri. Jest właśnie w apogeum narzekania na swój los. A ma w swoim mniemaniu na co. Studiów nie skończyła (w przeciwieństwie do swoich wykształconych sióstr), nie ma dobrze płatnej pracy (również w przeciwieństwie do nich). Na domiar złego jest ostatnim singlem wśród swoich znajomych. W dodatku mieszka na wynajętym od strasznej ciotki poddaszu i jest obiektem bezustannych szyderstw i szykan ze strony całej swojej bliższej i dalszej rodziny. Jedynym rozwiązaniem wydaje się bohaterce odejście z tego świata. A że jest to wymagające wiele pracy i skrupulatnych przemyśleń przedsięwzięcie, zaczyna ciężką harówkę – od sprzątnięcia mieszkania, wyrzucenia niepotrzebnej garderoby, poprzez pójście do fryzjera oraz zakupienie szałowego stroju, staranne zaplanowanie całego zdarzenia (sposób odejścia też się dla kobiety
liczy), aż po napisanie pożegnalnych listów. Jednakże skoro życie dziewczyny to jedna wielka klęska, dlaczego śmierć nie miałaby okazać się tak samo pechowa? Tak to już bowiem jest, że nieszczęścia chodzą parami. Nieudana próba pożegnania się z życiem (a raczej jej brak) to zapowiedź nowego życia bohaterki – w cieniu swej śmierci – trzeba bowiem odkręcić wszystko, co stało się przy pomocy wysłanych listów, napisanych pożegnań i rozporządzeń majątkiem.
I jak się okazuje, życie „przed” wcale nie było takie złe, a życie „po” niesie ze sobą również kilka pozytywnych aspektów. Okazuje się bowiem, kto jest prawdziwym przyjacielem, na kogo można liczyć, dodatkowo i niespodziewanie bohaterka nabiera również pewności siebie – w końcu bycie osobą, która nie ulękła się śmierci do czegoś zobowiązuje. Wszystko to, o czym mowa powyżej, zostało przez autorkę podane w zabawnej, ironicznej i prześmiewczej formie, okraszone kilkoma przemyśleniami na temat życia i mimo iż książka jest kolejną (tym razem niemiecką) odpowiedzą na osławioną Bridget, śmiało można ją przeczytać bez obawy, że będzie to czas zmarnowany. Jest w niej kilka cennych uwag, których nie powstydziliby się twórcy nieco poważniejszej literatury.