Ciężko jest pisać o rzeczach ostatecznych. Do tego tak, by wyszło to łzawo i tanio. Dlatego należy podziwiać odwagę autorów, którzy do takiej tematyki sięgają. Zwłaszcza jeśli piszą dla młodzieży. Odważne w tej historii jest także to, że brak w niej typowej akcji, w zasadzie opiera się ona na emocjach. Choć opiera to chyba nie do końca adekwatne słowo. Ona wręcz od nich kipi, każda strona jest nimi po brzegi przesycona. I nie są to emocje łatwe. Książka opowiada o szczęśliwej rodzinie – rodzicach i dwójce dzieci – Mii i Teddym. Tragiczny wypadek niszczy rodzinne szczęście, a nastoletnia Mia pozostaje zawieszona pomiędzy życiem i śmiercią, mając do podjęcia decyzję – zostać, czy odejść.
Decyzja jest tym trudniejsza, że musi zostać podjęta przez dziewczynę samodzielnie, bez pomocy rodziców, których już przy niej nie ma. Tak jak główna bohaterka i narratorka jednocześnie tkwi „pomiędzy”, tak samo akcja powieści jest zawieszona pomiędzy przeszłością i teraźniejszością. Przeszłość to wspomnienia – rodzinnego szczęścia, pierwszej miłości, pasji do muzyki. Teraźniejszość – to walka o życie dziewczyny i reakcje jej bliskich, które ona może obserwować, będąc oddzielona od własnego ciała. Powieść jest idealnie skomponowana, a muzyka, wszechobecna i tak plastycznie w niej opisana idealnie dopełnia całości.
Choć idea książki jest prosta, najprostsza z możliwych, właśnie dlatego ma ona tak dużą siłę oddziaływania. Uderza prosto w serce, bez ozdobników i wykorzystywania utartych schematów. Wzrusza i zmusza do przemyśleń i zastanowienia się, czy życie, które wiedziemy, jest pełne, czy wykorzystujemy je w każdym calu, czy je szanujemy, czy mamy wolę przetrwania. Jest głęboka i piękna. Smutna, ale i niosąca nadzieję. Nie tylko dla nastolatków. W końcu dotyka spraw, które każdego z nas dotyczą.