Mdlejecie na widok Roberta Pattinsona? Nocami śnicie o Damonie? A może przypadkiem uwielbiacie markowe ciuchy, a bez iPhone’a nie ruszacie się z domu? Jeśli na te wszystkie pytania odpowiedzieliście „tak”, znaczy to tyle, że pokochacie serię Monster High. Książki powstały na podstawie niesamowicie popularnych w USA… lalek. Każda z nich uosabia dziecko słynnego potwora: mamy więc między innymi potomkinię Drakuli, prawnuczkę Frankensteina, a nawet prawdziwą zombie. Do każdej lalki można oczywiście dokupić masę gadżetów – np. udomowionego węża (słodziak!), czy łóżeczko-trumienkę.
Kiedy kwota ze sprzedaży osiągnęła na liczniku sporo zer, producenci poszli za ciosem i na rynku pojawiły się kolejne produkty związane z Monster High. Na Youtube możecie zatem obejrzeć krótkie filmiki, z których dowiecie się, kto z kim randkuje i jak potworne dziewczyny radzą sobie z bardziej ludzkimi problemami, czyli z nauczycielami i pryszczami. Ostatnio pojawił się nawet oficjalny teledysk do filmików, a piosenkę wykonuje nie kto inny jak ukochana przez młodzież Ewa Farna. Jeśli to wam nie wystarcza, możecie zamówić przez Internet stroje na Halloween i przebrać się za którąś z bohaterek. A jeżeli kochacie czytać Zmierzch, Pamiętniki Wampirów i Plotkarę, to ucieszy was wiadomość, że Wydawnictwo Bukowy Las przygotowało z tej okazji polski przekład literackiej serii Monster High. Na naszym rynku mamy na razie dostęp do dwóch pierwszych tomów, ale trzeci pojawi się w księgarniach już na wiosnę.
W Upiornej szkole czekają na nas zbeletryzowane przygody upiornych koleżanek z pozornie zwyczajnego liceum. Pierwszy tom skupia się na postaciach Melody i Frankie. Ta pierwsza to córka bogatego chirurga plastycznego, mająca kompleksy, odkąd sławny tatuś zoperował jej nadnaturalnie duży nos.Tak, tak Melody cierpi, odkąd stała się piękna i zaczęła wzbudzać zainteresowanie chłopaków. Natomiast Frankie Stein jest zwyczajną nastolatką tylko na pierwszy rzut oka, w rzeczywistości poznajemy ją w piętnastym dniu życia, kiedy to postanawia pójść do liceum. Frankie codziennie dokładnie smaruje całe ciało pudrem tak, by nie prześwitywała zielona skóra. Bo potomkinie potworów są zmuszone do ukrywania swojego upiornego sekretu. Jednak do czasu… Bowiem nastaje sądny dzień, czyli szkolny bal kostiumowy, kiedy to mieszkańcy spokojnego miasteczka poznają prawdziwe oblicze swoich dotychczasowych przyjaciół... Jaka będzie ich reakcja? Czy dojdzie do walki na śmierć i życie? I co na to wszystko powiedzą niczego się nie
domyślający chłopacy dziewczyn?
Lisi Harrison, autorka Upiornej szkoły, jest w Polsce znana także dzięki swoim innym książkom. Każda z nich skupia się na problemach amerykańskich nastolatek. Oprócz tego, autorka na co dzień współpracuje z MTV, więc wie, co w trawie piszczy. Jeśli obrać jej powieści jako przewodnik po współczesnej kulturze młodzieżowej, to wyłaniający się obraz da się określić jednym słowem: potworny. I nie mam tu na myśli wilkołaczych czy wampirzych bohaterów. Wszechobecny konsumpcjonizm („mamo, jeśli nie kupisz mi paska od Prady, to nie pójdę do szkoły!”), wydumane problemy („wyskoczył mi pryszcz, chyba się zabiję”) i totalny egoizm, to tylko niektóre z cech, jakimi mogą się poszczycić postaci. Temu wszystkiemu towarzyszy złowrogie przeczucie, że większość czytelników widzi w głównych bohaterach odzwierciedlenie samych siebie… Nie można jednak odebrać Harrison racji, jeśli chodzi o dobór tematyki. Wampiry i zombie są jak najbardziej na topie, a problemy sercowe nastolatki zawsze miały i mieć będą. Akcja płynie
wartko i wciąga nawet dorosłych (do czego przyznaje się pełnoletnia od pewnego czasu recenzentka). Po jakimś czasie przyzwyczajamy się do rozpieszczonych bohaterek, a ich poczynania wywołują już nie oburzenie, lecz uśmiech na twarzy. Zwłaszcza, że dowcipy przypominają czasem powiedzonka Violetty z Brzyduli. Upiorna szkoła jest więc książką w sam raz na odmóżdżenie się po stresującym dniu w… szkole. I nie wymagajmy od niej niczego więcej.