Do takiej ryzykownej tezy przyjdzie Moistowi von Lipwigowi przekonać przywiązanych do pieniądza kruszcowego mieszkańców Ankh-Morpork. Jeśli ów uroczy oszust sądził, że reanimacją miejskiego urzędu pocztowego, opisaną w Piekle pocztowym, spłacił dług zaciągnięty przez swoje złodziejskie alter ego – Alberta Spranglera – wobec uczciwych obywateli, a przede wszystkim wobec Patrycjusza, który tak wspaniałomyślnie darował mu nowe, wolne od błędów i wypaczeń przeszłości, życie – to bardzo się pomylił. Nadszedł czas spłaty kolejnej raty.
Tym razem reorganizacji wymaga miejska mennica i sąsiadujący z nią Bank Królewski. Dni obecnej prezeski tej teoretycznie szacownej instytucji są już, w sensie dosłownym, policzone i pozostało ich bardzo niewiele. Starsza pani, która po śmierci męża odziedziczyła 50% udziałów, chce uchronić bank przed przejściem w ręce swoich powinowatych – Lavishów – starego, bankierskiego rodu z długą tradycją finansowych szwindli, którego członkowie nigdzie się nie ruszają bez asysty kordonu prawników i bardzo uważnie pilnują swoich pieniędzy. Środków klientów nie darzą podobną estymą, dlatego bank podupada. Potrzebna jest radykalna zmiana w filozofii zarządzania. A któż ma mniej uprzedzeń niż ten, kto do tej pory zajmował się głównie okradaniem banków? Tym razem Vetinari nie stawia Moistowi, porządnemu obywatelowi z poważnymi widokami na stanowisko przewodniczącego Gildii Kupców, żadnego ultimatum. Ale też nie jest ono potrzebne. Opuszczony przez swoją niezwykłą narzeczoną, Adorę Belle, która na wydzierżawionej od króla
krasnoludów działce nadzoruje tajemnicze wykopaliska prowadzone przez Powiernictwo Golemów, Lipwig łaknie nowych wyzwań. Praca w gładko działającym urzędzie stała się niebezpiecznie monotonna, przestała zatem dostarczać mu satysfakcji. Chętnie rzuci wyzwanie Lavishom i da Ankh Morpork nowe, papierowe pieniądze. Tylko ktoś z jego praktyką w oszukiwaniu i urokiem osobistym jest w stanie przekonać masy do ekonomicznej rewolucji i uniknąć rozruchów. Wszak złoto to tylko mocno zakorzeniona idea, którą łatwo przedstawić jako uwsteczniający przesąd. Ale rozgrywka z Lavishami, rozjuszonymi sprytnym wybiegiem prawnym nestorki rodu, za sprawą którego po jej śmierci bank zyskał niezwykłego prezesa, nie będzie łatwa nawet dla tak wytrawnego gracza jak Moist. A ma on jeszcze inne problemy: musi wyprowadzać prezesa na spacer, przejść przyspieszony kurs podstaw bankowości, znaleźć płaszczyznę porozumienia z zakochanym w złocie głównym kasjerem, który według wszelkich poszlak jest wampirem oraz, no cóż, przeżyć. Z mniej
znaczących drobiazgów warto wspomnieć o tym, że pierwszy golem płci żeńskiej, Gladys, osobista asystentka Moista, najwyraźniej się w nim zadurzyła, a jego dawny wspólnik, Cribbins, zobaczył zdjęcie głównego poczmistrza w gazecie i postanowił zostać zamożnym szantażystą. Przeszłość to zdecydowanie niebezpieczna kraina, choć i teraźniejszość nie wygląda sielankowo, a przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Jedno jest pewne – będzie prześmiesznie. Także dzięki znakomitemu – jak zawsze – przekładowi Piotra W. Cholewy.
Mimo że punkt wyjścia jest bardzo podobny do tego z poprzedniej odsłony przygód nawróconego na ścieżkę społecznej użyteczności hochsztaplera, Świat finansjery pod żadnym względem nie jest wtórny w porównaniu z Piekłem pocztowym. Więcej nawet, sprawia wrażenie spójniejszego, bardziej przemyślanego i – choć trudno uwierzyć, że to możliwe – zabawniejszego. Tym razem Pratchettowi udało się nie tylko zająć głównym problemem: ewolucji systemu walutowego oraz wykpionej niemiłosiernie instytucji prognoz ekonomicznych. Pierwszy analityk ekonomiczny Dysku – Hubert Turvy – jest chorobliwie nieśmiały, praktycznie nie opuszcza piwnicy banku, gdzie pracuje, a jako asystenta zatrudnia Igora, co świadczy doskonale o jego geniuszu i innowacyjności, ale nienajlepiej o konwencjonalnie pojmowanym zdrowiu psychicznym. Wspólnie tworzą Chlupera – model za pomocą ruchów wody odwzorowujący zmiany w ekonomii miasta. Niestety – idzie im aż za dobrze.
Jak wspomniałam wyżej, prócz ekonomii Pratchett zdołał upchnąć w Świecie finansjery więcej niż zwykle zróżnicowanych wątków pobocznych o niesamowitym i w pełni wykorzystanym potencjale komicznym. W szczegóły nie wejdę, by nie odbierać nikomu przyjemności lektury, nadmienię tylko, że osobiście ucieszyła mnie największa chyba jak dotąd rola postaci Vetinariego, który doczekał się fanatycznego fana, co zwykle jest udziałem postaci nietuzinkowych. Będą golemy, nekromancja, ekstremalne akcesoria erotyczne, a nawet tort ananasowy. No i oczywiście złoto – tony złota. Na tym interesie po prostu nie sposób stracić. Z tym większą niecierpliwością będę teraz oczekiwać ukazania się kolejnego tomu przygód Moista – Raising Taxes. Mam nadzieję, że autor, mimo poważnej choroby, zabierze nas do świata sunącego przez kosmiczną pustkę na grzbietach czterech słoni, które z kolei stoją na skorupie ogromnego żółwia – jeszcze wiele razy. Wciąż potrafi pozytywnie zaskoczyć i przebić samego siebie, a to najlepszy dowód, że
nie napisał jeszcze ostatniego słowa.