Klaudyna odchodzi. Właściwie już prawie odeszła, pojawiając się od czasu do czasu na drugim planie, niemal zawsze towarzysząc mężowi, nierozłączna, wpatrzona z uwielbieniem w swojego pana i władcę, czy też partnera w wyrafinowanej grze. Czy to tylko pozór, rola grana na użytek ciekawskiego i rozplotkowanego światka, w którym prawie nikt nie jest tym, kim się być wydaje? Czy Klaudyna, zdolna do gier wyobraźni, wymyślanych przez młodą kobietę inteligentną i śmiałą, mogłaby rzeczywiście udawać wielką miłość tylko dla oczu świata?
Narratorką czwartego tomu jest Annie, zastygła w roli dziecka-żony domowa niewolnica, ubóstwiająca swego męża i podporządkowująca mu się bez reszty – i bez najmniejszego sprzeciwu. Biedna, mała Annie, która każdą decyzję składa w ręce Alaina – z kim utrzymywać stosunki, jak się ubierać, co myśleć, jak żyć… Dłuższy wyjazd męża powoduje, że Annie, choć stęskniona i na początku trochę zagubiona, nie poddaje się jednak bezwolnie kurateli szwagierki, jak chciałby widzieć to mąż. Okazuje się, że Annie-bez-Alaina jest inteligentna, bystra, krytyczna, wcale niebrzydka, i… dostrzegająca coraz wyraźniej ciasnotę złotej klatki, choć wcale nie idealizująca świata poza jej prętami.
Ta powieść o życiu światowym i życiu małżeńskim, o granicach i pozorach wolności, kobiecych sercach i kapeluszach mało przypomina trzy poprzednie części cyklu o Klaudynie, może raczej ma coś z klimatów Klimatów Maurois , z ich bezradnym i bezwzajemnym poszukiwaniem bliskości i powinowactwa dusz. Pośród paryskich, światowych (pół-światowych?) dam jest Klaudyna, zręcznie sobie radząca z towarzyskimi obowiązkami i przyjemnościami, przemieniona w dobrą żonę, która czasem, zapewne ku zachwytowi pana małżonka, pozwala sobie na chwile bycia młodziutką trzpiotką-skandalistką. Klaudyna, którą znaliśmy, odchodzi na dobre. Powróci jeszcze raz, w nie tłumaczonej dotąd na polski „Retraite sentimentale” i tam chyba nawet łatwiej ją rozpoznamy, niż tutaj, gdzie występuje w roli mentorki i dobrego-złego ducha kandydatki na emancypantkę. Nie tylko Klaudyna wydoroślała, świat wokół niej też się zmienił. Pośród salonów i wyjazdów do wód nie ma już
miejsca na spacery po łąkach, Fanszetka nosi obróżkę, a do jej pani powracają czasem wspomnienia, o których myśleć nie wolno… No cóż, czas płynie, moje młode czytelniczki… Colette nie jest już panią Willy, jest autorką poczytnych powieści i bujnego scenariusza swojego życia. A Klaudyna odeszła, zanim zdążyłyśmy się nią znudzić.