Przed każdym pisarzem, a przed twórcą fantastyki w szczególności, stoi wyzwanie dotyczące opisu wykreowanego w książce świata. Bo im ten świat ma być bardziej odmienny od naszego, bardziej nam obcy, tym bardziej pojęcia służące do jego opisania powinny być niezrozumiałe i nieposiadające odpowiedników w naszej rzeczywistości.Ich użycie stawia przed czytelnikiem trudną do sforsowania barierę poznawczą, a jego dezorientację możemy porównać np. z sytuacją człowieka przeniesionego ze średniowiecza i rzuconego bez przygotowania w nasz świat. A jeśli chcielibyśmy sięgnąć nie do fantastycznego, ale do prawdziwego przykładu, mógłby to być uciekinier z Korei Północnej, który nagle znalazł się w Korei Południowej. Notabene rząd tej ostatniej opracował wielomiesięczny program adaptacyjny dla poddanych Kim Dzong Ila, którym udało się wyrwać z „krainy wiecznej szczęśliwości”.
W powyższym kontekście pisarskie wyzwanie polega na tym, aby zaprezentować odmienny świat w sposób ciekawy i oryginalny, nie wpadając w pułapkę nadmiernej obcości. Wtedy bowiem istnieje ryzyko, że powstanie dzieło napisane hermetycznym, pełnym neologizmów językiem, który dla większości czytelników będzie zbyt abstrakcyjny. W obliczu takiej pułapki stanął zamieszkały w Szkocji fiński matematyk Hannu Rajaniemi, debiutujący powieścią Kwantowy złodziej. I trzeba przyznać, że jego prozie zdarza się balansować na granicy zrozumienia – przynajmniej w przypadku czytelników, którzy nie dysponują fachowym przygotowaniem w zakresie najnowszych osiągnięć informatyki i fizyki teoretycznej. Z powodu braku wprowadzenia, przypisów czy słowniczka, o tym, czym jest i jak funkcjonuje dany element świata przedstawionego, czytelnicy owi muszą wnioskować z kontekstu. Wymaga to dużej czujności podczas lektury, nie ułatwiając śledzenia akcji i wczuwania się w przeżycia bohaterów.
Główną postacią powieści jest Jean le Flambeur, uważany za złodzieja potrafiącego ukraść wszystko. Przynajmniej do czasu aż zostaje aresztowany i trafia do więzienia umieszczonego w przestrzeni kosmicznej, gdzie zmuszany jest do ciągłego udziału w grze opartej na tzw. dylemacie więźnia. Ratunkiem dla bohatera wydaje się uwolnienie przez tajemniczą kobietę. Szybko okazuje się jednak, że ceną za wolność ma być zrealizowanie przez Jeana pewnego niebezpiecznego zlecenia. Aby je wykonać, musi sobie przypomnieć i uświadomić, kim naprawdę jest. Bo wspomnienia, które wyniósł z więzienia, nie do końca są prawdziwe. Zresztą kwestie tożsamości, oryginalności myśli i zawartości pamięci, w świecie dalekiej przyszłości zyskują zupełnie nowe wymiary, dzięki zastosowaniu technologii łączącej cybernetykę z ludzką biologią. W tym względzie nie brak fińskiemu autorowi nowatorskich pomysłów. Dość powiedzieć, że bohater ląduje w marsjańskim mieście, w którym działa detektyw-amator Isidore Beautrelet, będący drugą czołową
postacią powieści.
Poszukiwanie utraconej części własnego ja jest sztandarowym motywem ambitnej fantastyki. Rajaniemi rozgrywa go w scenerii, którą należałoby nazwać postcyberpunkową, bowiem w opisanym przez niego świecie całkowicie zatarły się różnice pomiędzy człowiekiem a maszyną, mózgiem a komputerem, myślą a oprogramowaniem. Z jednej strony daje to ludziom nowe, doskonałe narzędzia do realizacji potrzeb, ambicji, marzeń. Z drugiej jednak strony, zredukowanie wytworów ludzkiego umysłu do impulsów elektromagnetycznych, a osobowości do zapisu na twardym dysku, budzi zrozumiały niepokój u człowieka przez od tysiącleci przekonanego o swej wyjątkowości i osobistej indywidualności. Takie ujęcie owych kwestii przez autora ukazuje nam zarówno skalę zagrożeń, jak i możliwości, jakie niesie za sobą rozwój technologii ingerującej w ciało i umysł człowieka. A rozwoju tego wszak nie unikniemy.