Sięgając po kolejny tom przygód Jasona, Julii, Ricka i Anity starałam się wyprzeć z pamięci wspomnienie dość nieprzyjemnego pierwszego wrażenia, jakie pozostawiła lektura ósmej części Ulyssesa Moore'a. W końcu to, że jedna część jest słabsza, nie oznacza, że inna nie może być lepsza, prawda? Trzeba przyznać, że o ile * Mistrz Piorunów* zupełnie mnie nie zachwycał, to Lodowa kraina zdecydowanie pozostawiła po sobie miłe wspomnienie. Powód, dla którego tom dziesiąty jest znacznie lepszy, jest prosty – coś się wreszcie w opisywanej historii zaczyna dziać ciekawego.
Zaczyna się od naprawdę mocnego uderzenia, bo od powodzi, która bohaterowie powracają do Kilmore Cove z szokującą informacją – w miasteczku od wielu lat ukrywa się zdrajca. Rick, Anita, Jason i Julia za wszelką cenę starają się odnaleźć tę tajemniczą postać. Sprawa jest poważna, tym bardziej, że dziwny ktoś przy współpracy z Podpalaczami próbuje dokonać prywatnej zemsty. Bohaterowie demaskują zdrajcę i stopniowo docierają do rozwiązania kolejnych zagadek. Los wiedzie ich do tajemniczego Agarthi – miasta mędrców, do którego nie dotarł nawet sam Ulyssess Moore. Pojawiające się na drodze czwórki przyjaciół perypetie, zmuszą ich do ciągłego przypominania sobie i definiowania tego, czym jest dla nich przyjaźń, lojalność i wierność. Gorączkowa gonitwa w poszukiwaniu rozwiązania wszystkich tajemnic Kilmore Cove sprawi bowiem, że niektórzy bohaterowie będą musieli zdecydować, co jest dla nich najważniejsze, a trapiące ich dylematy będą należały do tych najpoważniejszych.
Lodową krainę czyta się z ogromną przyjemnością. Książka została napisana żywym, plastycznym językiem, co zresztą jest charakterystyczne dla pisarstwa Pierdomenico Baccalario. Nie brak tu naturalnie brzmiących dialogów i sugestywnych opisów, które jednak nie dominują nad innymi elementami konstrukcyjnymi tekstu. Przejrzystość języka i lekki styl Baccalario sprawia, że książkę może być czytana z przyjemnością nie tylko przez młodego odbiorcę, do którego przede wszystkim kierowana jest Lodowa kraina. Akcję napędzają kolejne, lawinowo niemal następujące po sobie wydarzenia, co sprawia, że lektura przebiega wręcz ekspresowo. O ile w przypadku poprzednich części można było odnieść wrażenie, że nic się nie dzieje, o tyle w Lodowej krainie dzieje akurat tyle, by książka nie nużyła brakiem akcji. Co więcej, tekst Baccalario ma jeszcze jedną, nieocenioną (i często niedocenianą) zaletę: nie męczy nadmiarem opisywanych zdarzeń.
Wśród minusów tekstu wciąż pojawia się psychologiczne podobieństwo bohaterów jednego cyklu do innego (chociażby do cyklu Century) – zawsze mamy do czynienia z grupą młodych ludzi, którzy rozwiązują ważną dla losów świata (lub pewnego rodzaju mikroświata) zagadkę, odkrywając jednocześnie wiedzę o sobie i swoich towarzyszach. W tych założeniach konstrukcyjnych – dodajmy: zawsze tych samych – uwidacznia się pasja autora do tworzenia scenariuszy RPG i choć z pewnością fakt posiadania takiego doświadczenia jest dla opowiadającego historie nieoceniony, to jednak czasem widać, jak w kreowane światy wkrada się nieco rutyny. Wciąż jednak jest to całkiem niezła lektura dla młodzieży, którą można z czystym sumieniem polecić, mając nadzieję, że dziesiąty tom opowieści Moore'a nie będzie jedynym dobrym tomem.