Kwestia, na ile ostateczna porażka średniowiecznych wypraw krzyżowych, które miały zwrócić Palestynę chrześcijaństwu, była efektem zbrojnego wysiłku wojsk muzułmańskich, a na ile wynikiem konfliktów w łonie samych krzyżowców, pozostaje do dzisiaj tematem debat historyków. Po lekturze drugiego tomu powieści Marcina Mortki Miecz i kwiaty ta druga opcja wydaje się być niezwykle prawdopodobna. Autor ukazuje obóz chrześcijański rozbity i skłócony: pretendenci do tronu spiskują przeciwko swoim konkurentom, zakony rycerskie skaczą sobie do oczu, kwiat rycerstwa zaś... przekwita, brak mu bowiem świeżego zastrzyku wzniosłych idei i budującego przykładu. Krzyżowcy nad walkę za świętą wiarę, wolą przedkładać dbanie o własne interesy, oddawanie się rozbojowi i grabieżom, knucie zdradliwych intryg skierowanych przeciwko innym chrześcijanom. Nie wzdragają się przed paktowaniem z Saracenami, a za odpowiednią cenę gotowi są zdradziecko wystąpić przeciwko swoim braciom w wierze. Bladym odbiciem ówczesnego stanu rzeczy
w Ziemi Świętej wydaje się być obecna sytuacja w jerozolimskiej Bazylice Grobu Pańskiego, gdzie mnisi różnych kościołów, opiekujący się poszczególnymi częściami świątyni, toczą wojny podjazdowe z użyciem mioteł i słów powszechnie uznawanych za obelżywe. I nie mogą się dogadać w tak żywotnych dla zabytku sprawach, jak niezbędne do jego przetrwania remonty.
Pod koniec XII wieku, kiedy to toczy się akcja powieści, w sercu rozdzierających Ziemię Świętą konfliktów pikardyjski szlachcic Gaston de Baideaux krok po kroku wyzbywa się swych naiwnych młodzieńczych przekonań. Doświadczenia, które stają się jego udziałem (a opisane w pierwszym tomie powieści), poskutkowały przyśpieszeniem procesu jego dojrzewania. Teraz już nie upatruje on w każdym muzułmaninie śmiertelnego wroga, a do przyjaznych gestów swoich współwyznawców podchodzi z większą ostrożnością. Co więcej nie śpieszy też z pomocą każdej kwilącej niewieście, przekonał się bowiem, że pod pozorem bezbronności i bezradności kryć się mogą intrygi wręcz szatańskie. Gaston przybył do Palestyny celem odprawienia pokuty za swe wcześniejsze czyny, ale okazało się, że tutaj zmuszony jest popełniać czyny jeszcze bardziej haniebne. Pragnął też przy okazji walki za wiarę okryć się sławą, co udało mu się o tyle, że na dźwięk jego imienia liczni wrogowie, których całkowicie niezamierzenie się dorobił, nadstawiają
czujnie ucha i chwytają za broń. O łupach, o których młody rycerz gdzieś w głębi serca też odrobinę marzył, już lepiej nie wspominać. Ostatni cel peregrynacji Gastona po Ziemi Świętej, jakim stało się dla niego odnalezienie własnego brata Rogera, nadal daleki jest od realizacji, a póki co przysparza mu zmartwień, siniaków oraz mrowia nieprzyjaciół. Do najbardziej nieprzejednanych spośród tych ostatnich należy Joscelin de Royes, szalony szef służb specjalnych zakonu templariuszy. Właśnie starcie Gastona z tymże stanowi główny wątek drugiego tomu powieści.
Mortka konsekwentnie rozwija swoją opowieść, stawiając na tym jej etapie (zapowiadany jest tom trzeci) więcej pytań niż udzielając odpowiedzi. Wciąga czytelnika w kolejne wątki, przedstawia nowych bohaterów, przykuwa uwagę licznymi szczegółami. Konstruując przygodową fabułę, stara się również przekazać głębszą prawdę o miejscu i czasach, w których się ona rozgrywa. Nie szczędzi naturalistycznych opisów ówczesnych realiów i dociekliwie prowadzi analizę ludzkich postaw i charakterów. A przede wszystkim pokazuje olbrzymie zniszczenia, jakie powoduje wojna – zarówno w pięknej krainie, w której się toczy, jak i w ludzkich duszach, które są jej źródłem. W tym kontekście okazuje się, że nie jest ważna rasa, narodowość czy wyznanie tego, na którego podnosimy broń, ale to, że jest takim samym człowiekiem, jak my.