Kto z nas nie marzy o zbiciu dużego majątku? Często sobie wyobrażam, co by to było, gdyby udało się pozyskać nieskomplikowaną w obsłudze maszynkę do robienia pieniędzy. (Które dziecko o tym nie rozmyśla ?). I chociaż snucie marzeń o takiej maszynerii jest w gruncie rzeczy naiwne, to warto wiedzieć, że niektóre ziarna – rzecz bądź, co bądź niepozorna – okrasiła nie tak małą liczbę osób prawdziwych złotem.
Henry Hobhouse od wielu lat zajmuje się roślinami, chociaż nie jest botanikiem. Bardziej interesuje go to, w jaki sposób poszczególne uprawy pozwoliły ludziom wzbogacić się, a co za tym idzie przyczyniły się do wielu zmian w świecie. Innymi słowy, mamy tu do czynienia z dziejami ludzkości spisanymi z dość osobliwej perspektywy, która jak sądzę otwiera oczy na wiele spraw. Brytyjski pisarz przedstawia dzieje pięciu roślin: drewna, winorośli, kauczukowca, tytoniu i kawy. Przyznam się, że bardziej podobały mi się teksty poświecone dwóm roślinom przemysłowym (drewno i kauczukowiec) niż pozostałym, bardziej rozrywkowym grządkom. Wiadomo na przykład przecież, że w Ameryce Północnej nie brakuje drewna. Jednak nie tak liczni twierdzą, że american dream jest drewniany, a potęga Stanów Zjednoczonych opiera się na lasach. Natomiast rozpoczęta w Wielkiej Brytanii rewolucja przemysłowa jest skutkiem braku drewna. Mówiąc najkrócej, autor dopuszcza do głosu tych świadków historii, którym starożytni filozofowie
przypisywali jedynie duszę wegetatywną. Nie znaczy to jednak, że mamy tu do czynienia z doprowadzoną do granic absurdu poprawnością polityczną. Wręcz przeciwnie. Aż mam ochotę powiedzieć, że autor niniejszej książki nie przypadkowo jest Anglikiem, że cechuje go uszczypliwy sceptycyzm, i doprowadzony do granic możliwości zdrowy rozsądek, każący z przymrużeniem oka patrzeć na intelektualne mody oraz zwykłe, ludzkie słabości. Całość natomiast czyta się jak powieść przygodową ze strzelbą, w której roi się od ciekawostek dotyczących przekazywania artefaktów, oraz błyskotliwych syntez historycznych przypominających o tym, że często nie docenia się znaczenia materialnego podłoża ludzkich poczynań, a dziejopisarze za rzadko wspominają o spokojnie rosnących plantach.
Należy przy tym pamiętać, że książka skupia się na losach Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych; krajów, które zdaniem autora stały się zalążkami fortuny całego współczesnego świata. Można się z tym zdaniem spierać, aczkolwiek owa jednostronność pozwala lepiej zrozumieć zażyłość pomiędzy dwoma anglojęzycznymi państwami, których wpływ na losy współczesnego świata trudno przecenić. Najkrócej rzecz ujmując, Ziarna bogactwa lekturą ciekawą i dobrze napisaną, a w wielu miejscach pouczającą. Dzięki temu czas spędzony z tą lekturą jest nienajgorszą inwestycją, która jak sądzę, może przynieść niejednemu czytelnikowi niebotyczny plon miłych wrażeń, płynących z zaciekawienia i zdumienia nad sprawami, które podobnie jak ziarna, wydają się niepozorne.