Nazwisko Asne Seierstad pojawiło się na listach bestsellerów wraz z wydaniem Księgarza z Kabulu, książki traktującej o afgańskiej rodzinie, u której zamieszkała ta dziennikarka i pisarka. Urodziła się w Oslo, gdzie ukończyła rusycystykę, historię filozofii oraz iberystykę, jest autorką czterech prac traktujących o Serbii, Afganistanie, Iraku i Czeczenii. Pracując dla gazety Arbeiderbladet, wyjechała do Rosji w 1994 r. Przez rok pisała artykuły z Moskwy, zafascynowana krajem, jego kulturą i ludźmi, po czym została poproszona o wyjaśnienie czytelnikom tła konfliktu, który właśnie został wzniecony na Kaukazie. Czerpanie wiedzy z przeczących sobie mediów biorących najwyraźniej udział w konkursie na najbardziej propagandowy materiał mijało się z celem, przeto Seierstad postanowiła pojechać do Czeczenii, by na własne oczy „ujrzeć to, co dotąd toczyło się gdzie indziej”. Niebawem siedziała na drewnianej ławie samolotu wojskowego lecącego do Groznego, gdzie powitały ją słowa, że najprawdopodobniej zwariowała,
bowiem jedyne, co można tam znaleźć, to śmierć. Prócz tej diagnozy, z początku nie dowiedziała się niczego – którędy biegnie front, co znajduje się wokół miasta i w jaki sposób się po nim poruszać. Jak się okazało, mikra to była przeszkoda dla młodej dziennikarki, której zapał i pasja przeważały nad zdrowym rozsądkiem i instynktem samozachowawczym.
Pierwsze rozdziały jej najnowszej książki zatytułowanej Dzieci Groznego, traktują właśnie o jej pierwszej podróży do Czeczenii i stanowią reportaż wojenny, w którym autorka poszukuje prawdy pośród kul i szrapneli. Jakże jednak odnaleźć ją tam, gdzie każdy praktycznie aspekt życia ma dwa wyjaśnienia, czeczeńskie i rosyjskie? Któremu można w pełni uwierzyć? Reporterce, niestrudzenie idącej szlakiem, którym Radujew wycofywał się po ataku na Dagestan, udało się dotrzeć to tego człowieka nazywanego Samotnym Wilkiem i namówić do rozmowy. Jak napisała, ówczesny wyjazd do Czeczenii bardzo ją odmienił i po powrocie do Moskwy popadała w depresję, marazm, za wszelką cenę pragnęła wrócić tam, gdzie toczy się prawdziwe życie. W Rosji zaczęła dostrzegać tępy nacjonalizm, ignorancję, brud i wszechobecne kłamstwa. Pokusa była zbyt silna, niebawem przeprowadzała już wywiad z Maschadowem. Z Czeczenii nie wyleczyła się nigdy, myślę, że nawet podróżując po Chinach, będąc korespondentką w Kosowie czy Iraku, myślała tylko o
tym, by dowiedzieć się, co się stało z jej rozmówcami, jak wygląda kraj, nad którym na razie nie unosi się wojenny pył. Dziesięć lat później jej marzenie się spełniło.
W 2006 roku Seierstad znalazła gościnę u Hadiżat, kobiety, która przygarniała wojenne sieroty, dzieci ulicy, pragnąć dać im namiastkę prawdziwej rodziny. Autorka spędzała czas z podopiecznymi tego Anioła z Groznego, przekonując ich do siebie, próbując dotrzeć i przełamać się przez barierę, jaką wytworzyli sobie ci, którzy przeżyli najgorsze. Rozdziały traktujące o tytułowych dzieciach Groznego są najbardziej zapadającymi w pamięć, nie sposób wszak się nie wzruszyć, gdy czyta się o Lianie, która po śmierci rodziców i siostry została oddana pod opiekę stryjowi – pedofilowi i gwałcicielowi. Nie da się również przejść obojętnie obok historii dzieci, które uciekały na ulicę przed krzykami i razami matki, dzieci buntowniczych, pozostających w ciągłym niepokoju, skłonnych do brutalnej przemocy. Całe ich dzieciństwo to jedna, wielka strata – ojczyzny, języka, rodziny, przyjaciół i dachu nad głową.
Seierstad nie skupia się jedynie na tragedii tych sierot, szukając tych, którzy pragną podzielić się z nią swoją historią, co w Czeczenii okazuje się aktem ogromnej odwagi. Rozmowy te są znakomitym pretekstem do przybliżenia czytelnikom historii islamu, przesiedleń, do opowieści o świecie matek pozbawionych synów, żon pozbawionych mężów i oraz córek, których ojcowie przepadli na zawsze, wyciągnięci nocą z domu za wspieranie terrorystów. O świecie, w którym „ulice mają oczy” i wszyscy śledzą wszystkich. Kiedy umilkły działa, a media znalazły sobie o wiele znośniejsze tematy, gdy źródełko z pomocą humanitarną wyschło z braku kamer i poklasku, trzeba było spróbować zacząć wszystko od nowa, pod czujnym okiem moskiewskiej marionetki, Ramzana Kadyrowa. Kiedy czytałem relację autorki ze spotkania z prezydentem i szefem jego fanklubu, przychodziły mi na myśl wspomnienia reporterów wizytujących afrykańskich watażków, z Idi Aminem na czele. Seierstad w podobny sposób ukazała absurd, odrealnienie i nimb, wręcz kult
otaczający wodza, przejawiający się w kolejnych paradach ku czci, wiecach poparcia, pochodach i jazgotliwej propagandzie sukcesu. Tylko nocą wszystko wraca do normy, gdy ludzie, którzy ośmielili się wyartykułować słowa krytyki, przepadają bez wieści. Demokracja i wolność polega tu bowiem na tym, że każdy może mówić to, co mu się żywnie podoba, pod warunkiem, że wypowiedzi są zgodne z linią partii. Nawet na pogrzebach nie wypada płakać, bo jeszcze się okaże, że denat był podejrzanym i żałobnicy, tuż po wyjściu z cmentarza, zostaną zesłani na Syberię „za wspieranie”. Autorka, spotkawszy się z działaczami organizacji broniących praw człowieka, opisuje tortury, jakich dopuszczają się Rosjanie i Kadyrowcy oraz, nie mając większych wątpliwości, kto stoi za śmiercią Politkowskiej, przytacza wywiad, jaki dziennikarka przeprowadziła z prezydentem Kadyrowem.
Bardzo ciekawym rozdziałem jest ten, w którym Seierstad zdaje relację ze spotkania z człowiekiem, który w imię honoru zabił siostrę za to, że – przynajmniej w jego mniemaniu – nie chciała żyć według nakazów szarijatu. Ot, żeby ludzie palcami nie wytykali. Los Lizy i jej syna staje się natomiast pretekstem do opowieści o rasizmie w Rosji; próbując zrozumieć oprawców, autorka dociera do ich rodzinnych domów. Opis spotkania z krewnymi czekających na proces bandytów, jest nie mniej wstrząsający, jak wcześniejsze reportaże wojenne oraz historia żołnierza-kaleki, który stracił wzrok wszedłszy na minę. Według wojskowej machiny biurokratycznej nie miał on prawa do renty, ponieważ w papierach wyraźnie widniało, że ma się całkiem dobrze i służy w Czeczenii, a papier rzecz święta.
Na Dzieci Groznego składają się historie tych, których wojna zniszczyła, upokorzyła i pozbawiła szans na dalsze, godne życie - tych, których prawo do samostanowienia zostało z dnia na dzień stłamszone. Dopóki kaukaski wilk liże rany po starciu z rosyjskim niedźwiedziem, można sobie wmawiać, że jest pozorny spokój i próbować stanąć na nogi, nie zauważając nakręcającej się spirali wewnętrznego terroru. Obawiam się jednak, że to wszystko na próżno, wszak Liana, jedna z podopiecznych Hadiżat, zawsze już będzie kradła, chłopcy będą wykorzystywać każdą okazję, by wrócić na ulicę, a mężowie i synowie nigdy nie wrócą do domów, konający ze zmiażdżonymi jądrami i wyrwanymi paznokciami gdzieś w rozlicznych „miejscach odosobnienia”. Nie usunie się minionej wojny z serc sierot, nie wydrenuje z ich umysłów nienawiści, nie sprawi, że rany się zabliźnią, a wspomnienia o zamordowanych zblakną. Podejrzewam, że kiedy znów rozlegnie się nad Kaukazem wilczy zew, część tych dzieci Groznego odpowie nań chwytając za broń czy
przepasując się pasami z ładunkami wybuchowymi i, zasilając szeregi szahidów, w niwecz obrócą wysiłki tych, którzy robią wszystko, by można było pozostać człowiekiem w nieludzkich czasach. To napięcie, oczekiwanie na kolejną pożogę, wyraźnie widoczne jest zresztą w postawach bohaterów ukazywanych przez Seierstad. Autorka nie sili się na bezstronność czy obiektywizm, choć pierwsze rozdziały pisane są z większego dystansu. Wyraźnie twierdzi, że o ile kiedyś była zafascynowana Rosją i szukała rosyjskiej duszy przemierzając imperium, dziś potrafi jedynie powiedzieć, że podoba jej się tam zaledwie literatura i muzyka. Jej serce jest po stronie czeczeńskich ofiar wojny, pragnie wniknąć w to społeczeństwo, poznać troski, bolączki i motywy. Dzieci Groznego to zatem w dużej części reportaż socjologiczny z domieszką wojennego oraz szczyptą ideologicznego zaangażowania, w którym pobrzmiewają echa artykułów Politkowskiej. Nie jestem w stanie ocenić, czy autorka była w stanie na tyle odrzucić barierę kulturową, by w
pełni zrozumieć islamski świat Czeczenii, obawiam się jednak, że – pomimo swej fascynacji i niesmaku wobec Rosji – na Kaukazie była jedynie obcym w obcym kraju. Tym, któremu pokazano jedynie wycinek świata skrzętnie skrywanego pod konglomeratem żalu, strachu, rozpaczy, żalu, tłumionej nienawiści i pamięci, która jątrzy i boli.