Trwa ładowanie...
recenzja
09-06-2011 11:32

Zbuntowana miniatura

Zbuntowana miniaturaŹródło: Inne
dy0amg0
dy0amg0

Bycie córką nie należy do zadań łatwych. Rodzice – czy to nadopiekuńczy, czy zbyt pobłażliwi, komplikują życie swoim dzieciom bez względu na reprezentowaną szerokość geograficzną i status społeczny. Problem robi się jednak tym większy, im więcej od swoich dzieci oczekują, a szanse porozumienia są tym mniejsze, im mniej ze zdaniem własnych dzieci się liczą. Doskonałym na to dowodem jest cykl powieściowy Joanny Philbin, którego druga część właśnie ukazała się na polskim rynku wydawniczym. Rychłe kłopoty zwiastuje już sam tytuł. W pierwszej części nauczyliśmy się bowiem, że istnieją fundamentalne zasady, którym córki podporządkować się muszą – przynajmniej na tyle, na ile życzą sobie egzystencji względnie ustabilizowanej i pozbawionej zbędnych sensacji. Jako że wszystkie pochodzą ze sławnych i bogatych rodzin, są łakomym kąskiem dla wszędobylskich mediów, wiecznie zainteresowanych prywatną stroną życia gwiazd. Tym fatalniejsze w skutkach okazuje się więc złamanie zasady, zgodnie z którą kontakty z
dziennikarzami są absolutnie zabronione.

Łamiącą zasady (i jednocześnie główną bohaterką tomu) jest Carina – jedyna córka medialnego potentata, którego imperium obejmuje co poczytniejsze gazety i czasopisma, a także stacje telewizyjne i kilka portali społecznościowych. Plany względem czternastoletniej córki ma on dość jasne – tuż po skończeniu studiów (które także zdążył jej już wybrać) obejmie ona władzę nad firmą, bez względu na to, czy jej się to podoba, czy nie. Nakłania ją więc do pojawiania się w biurze w swoim sterylnie szklanym wieżowcu, gdzie ma ona angażować się w funkcjonowanie swego przyszłego królestwa. Niestety, owe zaangażowanie ogranicza się do stałej obsługi ksera i wiecznego niezadowolenia samej zainteresowanej. Żal do ojca, potęgowany kumulującymi się od dłuższego czasu pretensjami o rozstanie z matką, znajduje w końcu swe ujście. Carina bezrefleksyjnie decyduje się więc upublicznić jedną z odkrytych przypadkiem informacji, stawiającą jej ojca w niezbyt przychylnym świetle.

Na konsekwencje swego czynu nie musi długo czekać – sprawa szybko wyjaśnia się na jej niekorzyść, ona sama zaś zostaje surowo ukarana. Z dnia na dzień ojciec niemal całkowicie pozbawia ją gotówki, a wszystkie karty kredytowe nieoczekiwanie tracą ważność.Sprawa przedstawia się tym gorzej, że chłopak, który wcześniej wpadł w oko Carinie, zaprasza ją na dziesięciodniowe szaleństwo na stoku. Dziewczyna przyjmuje więc zaproszenie i – by zarobić potrzebną na wyjazd kwotę – postanawia pomóc w zorganizowaniu szkolnego balu. I dopiero tu rozpoczynają się prawdziwe kłopoty.

Jak na powieść dla młodzieży przystało, Córkiświetnie odwzorowują problemy, z jakimi każdego dnia muszą mierzyć się nastolatki na całym świecie. Mało istotny jest nawet fakt, że Carina jest dzieckiem jednego z najbogatszych ludzi na Ziemi. Pierwsze zauroczenia i rozczarowania, kłótnie z przyjaciółkami, brak porozumienia z najbliższymi, konieczność ciągłego walczenia o akceptację szkolnej społeczności – wszystko to kwestie uniwersalne. Owszem, powielane już w literaturze setki, a nawet tysiące razy, ale wciąż aktualne. Tym bardziej cieszy więc fakt, że Philbin podaje je w tak przyjaznej formie, okraszonej ciepłym dowcipem, solidną dawką optymizmu i charakteryzującej się przejrzystym, lekkim stylem, co z punktu widzenia nastoletniego odbiorcy pozostaje nie bez znaczenia.

dy0amg0

Drobne zastrzeżenia można mieć jednak do sposobu budowania postaci. Wszystko jest tu schematyczne, stereotypowe. Skoro ojciec jest zły, to jego najbliższy współpracownik również musi być typem nieprzyjemnym. Nazywany przez Carinę Sługusem, był „dobrze po pięćdziesiątce, miał rzadkie, przetłuszczające się włosy, wilgotny uścisk dłoni i szurający chód”. Tak sugestywny opis pozwala więc na automatyczną wizualizację i mimowolne uznanie go za osobnika wielce niesympatycznego. Podobnie z banalnie pomyślanym Aleksem, którego dziewczyna przypadkiem poznaje. Otóż „Alex w niczym nie przypominał większości znanych jej chłopaków. Był troskliwy i uprzejmy, słuchał Beethovena, potrafił załatwić sobie wejście do wszystkich klubów w mieście, a do tego w przerwie świątecznej zajmował się pracą społeczną”. Wszystko to mieliśmy już w części pierwszej – tam Lizzie również zakochała się w chłopaku nieprzystającym do reszty, pisującym opowiadania i czytującym * Wielkiego Gatsby’ego*. I – żeby tradycji stało się zadość – sama Carina w toku akcji także przechodzi niemałą metamorfozę, a i z wrogami jakoś się w końcu upora. Bo przecież tak właśnie w bajkach bywa.

I trudno osądzić, czy dobre to, czy złe. Philbin nawet nie sili się na oryginalność i nie tylko powiela schematy cudze, ale i własne, zastosowane już w pierwszej części Córek. Jako powieść dla nastolatek książka prezentuje się jednak naprawdę przyzwoicie – obok przewidywalnej fabuły przenosi nieco głębsze treści, z bohaterkami trudno się nie zaprzyjaźnić, a za wkopującą się w coraz to większe kłopoty Carinę – nie trzymać kciuków. A trzymamy je tym chętniej, że tak dzielnie walczy ona o własną przyszłość i wcale nie zamierza zostać miniaturową kopią swojego ojca, czego wszyscy – z nim samym na czele –uparcie od niej oczekują.

dy0amg0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dy0amg0