O tym, że grodzone osiedle to temat raczej socjologiczny, niż urbanistyczny, wiemy od dawna. Wiemy też, że ten fenomen nie ma nic wspólnego z zapewnieniem bezpieczeństwa, a popularność zyskuje raczej w krajach, nazwijmy to, słabo zurbanizowanych mentalnie, w których szczytem aspiracji jest „wieś tylko dla bogatych”.
Akcja powieści Claudii Piñeiro toczy się w takim osiedlu otoczonym murem, gdzieś pod Buenos Aires. Teren jest spory, domów w ogrodach zapewne ponad setka, może dwie. Gdyby nie mur, byłoby to niewielkie miasteczko, ale w La Cascadzie nie ma sklepów, warsztatów, urzędów. Jest rozległe pole golfowe, prywatna, angielska szkoła i klub dla mieszkańców. Domy dobrze zaprojektowane, wnętrza designerskie, dostawcy, służące i ogrodnicy skrupulatnie sprawdzani przy bramach.
Mieszkańcy są starannie dobierani, bo przecież jesteśmy tu wśród przyjaciół. Panie mają być smart, panowie fit, bo przecież, tak naprawdę, na murze wokół La Cascady kończy się świat, a przynajmniej świat kobiet, choć niektórzy z mężów jeżdżą do pracy w stolicy. Mieszkańcy La Cascady, pod nieustannym obstrzałem sąsiedzkich spojrzeń, są skazani na sukces, i to pod każdym możliwym względem: najmniejsza skaza na wizerunku modelowej rodziny dysponującej wyrafinowanymi wyznacznikami materialnego statusu jest klęską, konieczność wyprowadzki – życiową katastrofą.
Główna bohaterka wie o sąsiadach więcej, niż inni: prowadzi biuro nieruchomości, pierwsza poznaje nowych, pierwsza dowiaduje się, że u kogoś nie da się już dłużej zamiatać problemów pod dywan. Jest, zresztą, wyjątkową żoną, pośród tych wszystkich żon ze Stepford i „niedościgłych Jonesów” – kiedy mąż Virginii jeszcze udawał, że zaraz znajdzie sobie posadę nie gorszą od poprzedniej, ona wzięła się do pracy i zdobywania pieniędzy na utrzymanie rodziny. Bo La Cascada rozkwitła w czasach prosperity, kiedy trzydziestoparolatkom wydawało się, że dalej może być już tylko lepiej. Teraz mają lat czterdzieści parę, a korporacje zatrudniają na ich miejsce młodych wilczków za pół ceny. I nie ma przed kim się wypłakać, nie ma babć i kuzynek, kumpli z wojska i przyjaciół z dzieciństwa, maski przyrastają do twarzy i zaczyna brakować powietrza…
„Czwartkowe wdowy” to pierwsza powieść Claudii Piñieiro, dziennikarki, dramatopisarki i scenarzystki filmowej. Doświadczenie to wspaniale procentuje w konstrukcji powieści i rysunku postaci. Obserwujemy „codzienne życie w raju”, a wokół narasta duszna, klaustrofobiczna atmosfera, widzimy, jak bohaterowie koncentrują się coraz bardziej obsesyjne na graniu wyidealizowanych ról i narzucaniu ich innym, aż do spektakularnej katastrofy z pierwszego rozdziału. A wszystko to – bez przekraczania granic prawdopodobieństwa.
„Czwartkowe wdowy” dają czytelnikowi znacznie więcej materiału do przemyśleń, niż typowa powieść obyczajowa czy thriller dla pań. Bez happy endu.