Trwa ładowanie...
recenzja
16-05-2011 10:02

Zbudowany z braku

Zbudowany z brakuŹródło: Inne
d37xepm
d37xepm

Jeżeli w literaturze do głosu dochodzi coś, czego istotą jest nieobecność – można z góry, choć nie bez ryzyka założyć, że taka książka będzie dobra. Taka też jest, i to można powiedzieć wprost, z całą pewnością, powieść Michała Dąbrowskiego.

Bywały już nadmiary, bywały niedosyty, marzenia i odarcia ze złudzeń, a wszystko to dawało się lepiej lub gorzej opisać. Trzeba przyznać, że z trudem można wskazać to, co jeszcze nie znalazło swojego miejsca w dziele literackim. Dlatego może nie całkiem zaskakująca, ale jednak silnie intrygująca okazuje się debiutancka Dłoń młodego pisarza. Celowo nie zostało powiedziane powieść, książka, historia. Po prostu dłoń – tytułowa bohaterka i autorka w jednym, mistrzyni manipulacji, matka, żona, kochanka. Jedyna nazwana po imieniu. Gdyby nie ona – nic nie miałoby znaczenia.

Gdzieś w Polsce rodzi się chłopiec, absolutnie wyjątkowy, bo pozbawiony prawej dłoni. Wiadomo, że jego życie nie będzie proste, nie będzie życiem przeciętnego dziecka, nastolatka czy mężczyzny. Będzie zdominowane nie przez potrzebę przystosowania się i oswajania z rzeczywistością, będącą zupełnie odmienną od tej, w którą wpisuje się każdy żywot. Będzie stworzone z braku, niedokończenia i nieobecności, które – choć tak abstrakcyjnie, jak naturalnie nie fizyczne – będą największą siłą napędową do zmagań z problemami codzienności.

Niech będzie, że powieść Dąbrowskiego jest – co tu dużo mówić – historią o ciężkim życiu inwalidy. Tak przedstawiona jawi nie tylko jako nieco wtórna, ale i wydaje się nie być szczególnie interesującą. O zmaganiach z trudami codzienności napisano już wiele i – choć można to robić w naprawdę dobry sposób – lekturze zawsze będą towarzyszyć powidoki wcześniejszych dzieł literackich. Tak nie dzieje się w przypadku Dłoni. Podążając innym szlakiem interpretacyjnym trafi się na motyw „znaczącej nieobecności”, znowuż do granic wykorzystywany i różnorako rozpisywany – ergo mało oryginalny. A tego również nie można powiedzieć o debiutanckiej powieści młodego pisarza. Czym więc będzie Dłoń? Dłoń, rozumiana nie tylko jako tytuł, będzie swoistym wykładem z filozofii braku.

d37xepm

Narracja w powieści toczona jest z dwóch perspektyw – czytelnik poznaje historię chłopca, który urodził się z rzadko spotykanym defektem i wspólnie z nim przeżywa każdy dzień, który jest naznaczony silnym piętnem – poczuciem wyobcowania w wyniku braku prawej dłoni. Bohater przeżywa kolejne etapy, nie starając się żyć tak, jak inni, lecz znajdując sposób na dostosowanie rzeczywistości do swoich potrzeb. Wszystko, co go otacza, wydaje się być przeciwko – ludzie wyczuleni bardziej niż zwykle, wszechobecne współczucie na przemian z pogardą, nawet tak prosty gest jak podawanie ręki. Wszystko skupia się na jego wybrakowaniu, niemalże nadbudowując nieistniejącą kończynę, czyniąc z niej coś bardziej obecnego niż reszta fizyczności bohatera. Drugim narratorem będzie właśnie dłoń – żyjąca, czująca, a przede wszystkim obecna poprzez próby bohatera wyparcia jej nieistnienia. Im bardziej bowiem on stara się nie myśleć o swojej dłoni, im silniej próbuje czerpać radość z tego, co go otacza – tym bardziej dłoń daje o
sobie znać, bo z desperackiej walki, rozczarowań i porażek bohatera ona buduje silniej swoją (nie)obecność. Taki zabieg – włącznie niejako drugiego narratora, sytuowanego poza granicami ludzkiego poznania, który nie pełni roli alter ego, ale jednak jest silnie związany z bohaterem, znalazł już miejsce chociażby w * Siostrze* Małgorzaty Saramonowicz , gdzie jednak forma znacznie przerosła treść i pozostawała wrażenie przejaskrawienia i przegadania. Tak nie dzieje się w powieści Michała Dąbrowskiego, gdzie dłoń – wszechobecna, wszechogarniająca, można by rzecz – przytłaczająca, nie domaga się dojścia go głosu, bo i tak go uzyska – bohater jest niejako dyktowany i kierowany jej brakiem, całe jego życie okazuje się zmaganiem nie z rzeczywistością, która okazuje się nie być taka zła, a samym sobą, skłóconym wewnętrznie nie ze swoim myślami i… dłonią. Dłoń jest
tym, czym chce być bohater. Tak samo, jak nie ma jej – tak samo nie ma jego, jego istnienie wydaje się wegetatywne, z chwilami, wcale nie rzadkimi, bujnego rozkwitu i zapomnienia, ale w bólu, którego przysparza mu brakująca dłoń i którego nie jest w stanie wyleczyć ani czas, ani przyzwyczajenie.

Dłoń Michała Dąbrowskiego jest przejmują i do głębi poruszającą powieścią inicjacyjną o dorastaniu w cieniu tego, co – choć samo jest „niedokończone” – potrafi kończyć każdą myśl, każde zadanie i każdą próbę przewartościowania bohatera. To nie jest historia o rozpaczy kalectwa, o braku empatii czy przesadnej egzaltacji, o niesprawiedliwym naznaczeniu, narzuconym odgórnie, od urodzenia, bez wyboru. To jest bolesne doświadczenie, sucho opowiedziane, którego nic nie zmieni, a które stale się pisze, prawą dłonią. I nic tego nie zmieni. „Możesz się ze mną przywitać, z chęcią pójdę z tobą na piwo, możemy porozmawiać, o czym tylko zechcesz, będę się śmiał i nic nie zauważysz. Jasne, zorientujesz się, że nie mam prawej dłoni, i będziesz to traktował normalnie, ale nie zrozumiesz, że nic się nie zmieniło, że ja ciągle się chowam, bez przerwy uciekam”. I niestety, trzeba dodać do końcowych słów bohatera – i ciągle jestem doganiany.

Jest to zarazem piękna opowieść o próbie samoakceptacji i wartości człowieka, często rozczłonkowywanej na słodkie usta, zgrabne nogi czy silne ramiona. Brak dłoni, prawej dłoni, będzie tu podwójnie wymowny: narzuca niemożność noszenia obrączki, pisania, witania się, a więc ogranicza zdolność osiągania swego rodzaju wyższych stanów. Będzie również konotował inne „prawa” – prawo głosu, prawego obywatela, prawo wyboru, prawo do samookreślania się. Brak prawej dłoni nie będzie oznaczał pozbawienie jednego – jak można powiedzieć – kierunku, nie będzie upośledzał prawej strony ciała, a będzie stanowił dla bohatera ograniczenie wszystkich innych praw, o które ten nie będzie starał się walczyć z obawy przed staniem się „lewym”, z obawy przed zapomnieniem o swoim braku, a więc o tym, co go stwarza, z obawy przed zapomnieniem o sobie. Powieść jest nonkonformistycznym przyznaniem się do własnych wad i słabości, przepełnionym goryczą, szczerym i głębokim, pozbawionym jakiejkolwiek pruderii i prowadzącym do
pogodzenia się z samym sobą. Więc może jednak bohaterowi udaje się uciec…? Może to jest jego sposób i jego zwycięstwo? Może tak wygląda jego prawo…?

d37xepm
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d37xepm