Klasyczna zbrodnia po norwesku jest bardzo podobna do klasycznej zbrodni po polsku: dwójka kompanów od flaszki i o jeden nóż za dużo. Psycholog-profiler nie jest tu do niczego potrzebny. Dzielnicowy z najbliższego komisariatu może sam określić profil sprawcy, a jeśli trzeba, dodać jeszcze en-face, imię i nazwisko. Paradoksalnie, Norwegia dysponuje jednym z najlepszych profilerów na świecie, w osobie Inger Joanne Vik – tak przynajmniej twierdzi jej dawny mistrz i mentor, szkoleniowiec FBI Warren Scifford, The Chief. Osobliwości amerykańskiej metodologii nie trafiają jednak do przekonania szefom – ani z Komendy Stołecznej w Oslo, ani z Komendy Głównej. Dlatego też, kiedy po znanej dziennikarce telewizyjnej zaczynają ginąć kolejne znakomitości, tylko media nazywają to serią, a sprawcę – Mordercą Gwiazd. Policja nadal widzi wszystko oddzielnie, a Inger Joanne Vik tkwi w domu, na urlopie macierzyńskim, skądinąd słusznie, bo właśnie urodziła drugą córeczkę. I gdyby nie jej mąż policjant, który chyłkiem wynosi
do domu akta z komendy…
Autorka Tego, co się nigdy nie zdarza, Anne Holt, była dziennikarką, prokuratorem, adwokatem, przez dwa lata nawet ministrem sprawiedliwości. Miła i ciepła pani z fotografii na okładce mogłaby być Inger Joanne Vik – matką rodziny, która zarabia na życie wmyślaniem się w różne potworności. Pani Anne Holt udaje się to pewnie nawet lepiej, niż jej bohaterce, bo autorka wydala już piętnaście cieszących się popularnością powieści, natomiast geniusz Inger Joanne Vik musimy przyjąć na wiarę, bo przyglądamy się z bliska raczej radościom i uciążliwościom macierzyństwa, z przewagą tych drugich, zresztą – wiecznemu niewyspaniu, uwięzieniu w domu, butelkom i pieluszkom, skomplikowanym relacjom rodzinnym… Autorka najwyraźniej woli trzymać się dobrze znanych tematów, i rzeczywiście mamy tu solidny, mały realizm, z którym odmalowana też została codzienna, szara policyjna robota i jej szarzy, mało atrakcyjni, zmęczeni bohaterowie. Nie tego jednak oczekiwaliśmy po polowaniu na Mordercę Gwiazd. Za dużo pieluszek, za mało
spektakularnych zwrotów akcji, za mało dreszczyku… No cóż, proszę państwa, to nie Ameryka, to Norwegia, ten spokojny kraj... Wymyślając rozwiązanie, autorka wykazała się też bardzo przewrotnym, szczególnym poczuciem humoru, ale tu już niczego bliższego powiedzieć nie mogę, nie ryzykując, ze zdradzę zbyt wiele. Anne Holt najwyraźniej żywi idealistyczne przekonanie, że choć Norwegia zmienia się i coraz bardziej globalizuje, to bardzo wyrafinowane zbrodnie do jej rodzinnego kraju wciąż jeszcze nie pasują. Próbuje o tym przekonać także czytelników.