„Berlin pod panowaniem nazistowskiego rządu przypominał wielkie, ciemne, nawiedzone przez duchy domostwo, pełne mrocznych zakątków, ponurych schodów, złowieszczych piwnic, pozamykanych pokoi” – mówi nie bez cienia żalu bohater. Otóż Berlin 1936 roku, w którym rozgrywa się akcja Marcowych fiołków, niczym nie przypomina Berlina, jakiego pragnęliby jego mieszkańcy. Co prawda nadal jest miastem ekscytującym i monumentalnym, ale nikt już nie może czuć się w nim bezpiecznie. Żydzi zostają pozbawieni niemal wszystkich praw, homoseksualistów poddaje się brutalnej resocjalizacji, zaś podejrzanych o skłonności antyhitlerowskie eliminuje jeszcze przed udowodnieniem winy. Ze sklepów znikają produkty dobrej jakości, coraz ciężej o przyzwoitą kawę czy masło. Na każdym kroku podkreślana jest rasowa nieskazitelność, dobre jest jedynie to, co germańskie. Z racji nadchodzących Igrzysk Olimpijskich władze starają się wykreować zakłamany obraz postępowych i tolerancyjnych Niemiec, dbających nie o militarne zaplecze, a
przyzwoite życie wszystkich obywateli. W celu pozyskania aprobaty przybywających z całego świata turystów, nie tylko modernizuje się przemysł i wizerunek miasta, ale i ogranicza do minimum przejawy totalitarnego charakteru państwa. Absurd sięga tu zenitu, ponieważ nie dość, że z wystawowych gablot wyłącznie na czas Igrzysk usuwa się antysemickie plakaty, a na księgarskie półki chwilowo przywraca książki zakazane, to jeszcze ulice zaludnia się sprowadzanymi z Hamburga i Monachium prostytutkami, gdyż te rdzennie berlińskie dawno zlikwidowano. I tak też policyjne czystki, kwitnąca korupcja, mnożące się morderstwa i nadużycia ze strony władzy na stałe wkomponowały się w rzeczywiste oblicze niemieckiej stolicy, która mogłaby posłużyć za doskonałe tło dla niejednego kryminału.
Już sam tytuł okazuje się znaczący dla całej książki – jak na wstępie informuje autor, mianem marcowych fiołków nazywano kpiąco karierowiczów, masowo wstępujących do partii nazistowskiej od marca 1933, kiedy to NSDAP zgarnęła przeszło 44% głosów w wyborach parlamentarnych, dzięki czemu Hitler mógł przejąć władzę w Niemczech. Owi karierowicze niejednokrotnie wyrzekali się rodzin i przyjaciół, byle wkupić się w łaski nowego dyktatora i pozyskać tym samym niemałe korzyści. Z nadarzającej się okazji nie skorzystał jednak główny bohater książki, Bernhard Gunther, który dobrowolnie zrezygnował z uprzywilejowanego stanowiska w państwowej policji kryminalnej i został niezależnym, prywatnym wywiadowcą. Jako że pełni on również funkcję narratora, szybko możemy zorientować się, iż mamy do czynienia z człowiekiem bystrym, inteligentnym i odpornym na nazistowską ideologię. Precyzja dokonywanych przez niego obserwacji oraz umiejętność logicznego łączenia ze sobą kolejnych fragmentów układanki, pozwalają postrzegać go
jako specjalistę w dziedzinie kryminologii. Niewiele zostaje jednak odsłoniętych faktów z jego życia prywatnego – z toku narracji dowiadujemy się jedynie, że ma on obecnie trzydzieści osiem lat, zaś jego żona zmarła na hiszpankę w dziewięć miesięcy po ślubie. Poznajemy go w momencie, kiedy wybiera się na ślub swojej sekretarki, zaręczonej z lotnikiem nazistowskiej armii. Dzień to dla niego nieszczególnie pomyślny, gdyż piękną Dagmarr sam by chętnie poślubił, tyle że uważał się za zbyt starego i nudnego, by kiedykolwiek rywalizować o jej względy…
Zlecenie, które wyznaczy tory całej historii, Gunther otrzymuje w dniu wesela, po którym wraca do domu kompletnie pijany. Okazuje się, że oto zamordowano córkę Siksa – jednego z największych przemysłowców w Zagłębiu Ruhry i zarazem wpływowego multimilionera. Bardziej niż poznanie tożsamości sprawcy, interesuje go odzyskanie rodzinnej biżuterii, którą owej feralnej nocy skradziono z sejfu Grete i jej męża. Ponieważ Six z tylko sobie wiadomych przyczyn nie chce angażować w sprawę policji, zatrudnia Gunthera, który – podając się za wysłannika towarzystwa ubezpieczeniowego – w oficjalnej wersji ma odkryć jedynie przyczyny pożaru. Wkrótce pojawi się także drugi zleceniodawca, a mianowicie sam Göring, którego zaniepokoiło nagłe zniknięcie wspólnika, niejakiego von Greisa, znanego zarówno z homoseksualnych upodobań, jak i specyficznej profesji – otóż był on szantażystą wysokiej klasy, działającym dla samego Göringa. Jak nietrudno się domyślić, rozwiązanie tychże zagadek okaże się nie tylko trudne, ale i niezwykle
ryzykowne. Tym bardziej, że zaangażuje się w nie także Gestapo, bezwzględnie kontrolujące całe miasto i wykluczające z jego społeczności mniej wygodne jednostki.
Marcowe fiołki Philipa Kerra to bez wątpienia świetny kryminał, którego akcja przynosi niejedno zaskoczenie. Szybko przestaje być wiadomo, kto tak naprawdę po czyjej stoi stronie i o jaką stawkę toczy się gra. Całość została nasycona owym mrocznym magnetyzmem, który do ostatniej chwili trzyma w napięciu i nie pozwala choćby domyślić się, w jaki sposób losy bohaterów potoczą się dalej. Sprytnie utkana fabuła pozostawia wiele miejsc niedookreślonych, a wiele faktów wciąż niedopowiedzianych, choć ani na chwilę nie opuszcza nas przekonanie, że wszystko ma tu swoje uzasadnienie i zostało dobrze przemyślane i dopracowane. Już sama kreacja świata przedstawionego nie pozostawia nam złudzeń co do jakości lektury – bohaterowie zostali skrojeni niemal bez zarzutu, włącznie z tymi epizodycznymi. Nie ma tu miejsca na postacie puste, przegadane czy papierowe, każda z nich doskonale demaskuje reprezentowane przez siebie środowisko, wzbogacając charakterystykę tego nietuzinkowego miasta. Z kolei sam narrator już od
pierwszych stron jawi się jako powściągliwy specjalista, którego interesują wyłącznie fakty i wiążące się z ich wyjaśnieniem honoraria. Daleko mu do amatora-gawędziarza, roztkliwiającego się nad każdą napotkaną ofiarą czy analizującego w nieskończoność te same poszlaki. To człowiek czynu, świetnie odnajdujący się w środowisku zarówno przestępczym, jak i policyjnym, doskonale orientujący się przy tym w układach na każdym szczeblu władzy. Berlin, widziany jego oczami, to miasto silnie zhierarchizowane, oddane w ręce niewłaściwego rządu, którego ideologia i polityka wewnętrzna mocno ingerują w podstawowe prawa i wartości człowieka. I chyba trudno byłoby o lepszą scenerię dla tak dobrego kryminału.