Trzeba porzucić wiarę w to, że można zachować niewinność i prawość, żyjąc w reżimie. Zło i tchórzostwo wślizgują się bez przeszkód nawet w duszę dziecka. Godność? Śmiechu warta. W takim kraju jak Libia jej nie ma, tutaj mali i duzi mężczyźni sikają w spodnie ze strachu.
Opór nie ma sensu. Sulejman doświadcza tego, jeszcze zanim zdoła to zrozumieć. W głowie dziewięcioletniego libijskiego chłopca opór zostanie zdławiony, zanim jeszcze zdoła powstać. Jego miejsce zajmuje śmierdzące tchórzostwo, a Sulejman zaczyna czynić zło, chociaż tego nie chce. Mówi słowa, których nie chce – oskarża ojca swego najlepszego przyjaciela o zdradę kraju, popełnia czyny, których nie chce – rani kamieniem chorowitego kolegę, dla którego utrata krwi może być śmiertelna. Zostaje znajomym szpicla, czuje przymus, żeby dostarczać mu nazwiska „zdrajców”. Coraz bardziej się pogrąża.
Hisham Matar, opisując w swej debiutanckiej powieści W kraju mężczyzn życie w państwie rządzonym przez brutalny libijski reżim, posługuje się tym samym środkiem, co Rafik Schami , portretujący w * Dłoni pełnej gwiazd* życie w Syrii: prowadzi narrację z punktu widzenia dziecka. To chyba najlepszy sposób, żeby unaocznić dziwaczność i grozę codzienności w państwie, w którym ludzie zostają aresztowani i zabijani bez powodu, a pewnych rzeczy nie wolno mówić. Ale świat Schamiego jest dużo bardziej niewinny, zwykli ludzie – pozytywni bohaterowie – są oddzieleni od rządzących wyraźną linią. U Matara nie ma takiego podziału, wszystko jest mroczne i plugawe, albo zaraz się takim stanie. Nieznośne gorące dni wypełnione są niepokojem i oczekiwaniem: czy zabrany przez Komitet Rewolucyjny ojciec wróci do domu? Co można zrobić, komu się podlizać, żeby uchronić go przed
śmiercią? Wywrotowe książki zostają spalone, na ścianie zawisa podobizna Kadafiego, a wpływowi sąsiedzi zostają dopieszczeni upieczonym przez matkę ciastem. Sulejman musi zerwać kontakty z przyjacielem, którego ojciec został ogłoszony zdrajcą, a jego przesłuchanie i egzekucja są transmitowane w telewizji. Także ta śmierć nie ma w sobie nic heroicznego, nie daje żadnego dowodu na to, że godność jest nienaruszalna, że można zachować przyzwoitość nawet w nienormalnych warunkach: prowadzony na śmierć mężczyzna sika ze strachu, po jego śmierci tłum wiwatuje i bezcześci zwłoki, nadgorliwie okazując wierność systemowi. Każdy wie, że może być następnym na szubienicy. W telewizji powraca wielokrotnie nieruchomy obraz różowych kwiatów. Podobno włącza je sam Kadafi, gdy pokazywane sceny zaczynają być zbyt brutalne. Absurdalność różowych kwiatów nasila się z minuty na minutę. Dla wszystkich jest jasne, że widziany przed chwilą na ekranie człowiek jest właśnie poddawany okrutnym torturom. Ale zamiast tego widać tylko
złowieszcze różowe kwiaty. A Sulejman, nie mogąc znieść panującego w domu napięcia, sika w spodnie. Libia to kraj mężczyzn – kobiety, jak młodziutka matka Sulejmana, nie mają nic do powiedzenia – ale są to mężczyźni pełzający po ziemi, przerażeni, piszczący o litość.
Sulejman jest rozdarty między dwoma rolami, w które wtłacza go rzeczywistość: z jednej strony staje się libijskim mężczyzną, tchórzliwym i pozbawionym godności. Po drugiej stronie czeka matka, marząca o dniu, w którym jej syn – dzieli ich tylko piętnaście lat różnicy – wcieli się w rycerza na białym koniu i wyrwie ją z nędznego życia ostemplowanego niechcianym małżeństwem, na które skazała ją rodzinna narada mężczyzn. Dziwna, edypowa sytuacja odsuwa w cień to, co można brać za główny temat powieści Matara. Prześladowania polityczne są oczywiście na pierwszym planie, ale mam wrażenie, że dla narratora bardziej liczy się coś innego. Podszyta niezdrową emocjonalnością więź z matką mogłaby się stać oskarżeniem represyjnego porządku społecznego. Ale zostaje zerwana na długie lata, gdy Sulejman zostaje wysłany do Egiptu. Kończący powieść obraz matki, spotkanej po rozłące, pozostawia czytającego w stanie napięcia i niepokoju. Coś tu jest niedopowiedziane, niejasne, nierozwiązane, a cała historia rodziny
Sulejmana wydaje się być zaszyfrowana. To, co czytamy, jest tylko mylnym tropem, ale szyfr do prawdy jest ukryty tak, że nie możemy go znaleźć.