Czy mówi Wam coś, drodzy internauci, tytuł „Magazyn Rodzinny”? Było takie czasopismo – miesięcznik – które pojawiło się w czasach gierkowskiej prosperity, a zniknęło z rynku prasowego cicho i bezboleśnie w pierwszych latach III RP. Chyba raczej nie z powodów politycznych, bo jakkolwiek bym wytężała pamięć, nie jestem w stanie przypomnieć sobie, bym widywała w nim jakieś treści nachalnie propagandowe (inna sprawa, że takowe na ogół się pomijało…). Gdyby chcieć go zestawić ze współczesną prasą, najbliższe prawdy byłoby chyba porównanie do „Zwierciadła”: dużo tematyki psychologicznej i wychowawczej, sporo kultury (w tym fragmenty nowości wydawniczych), trochę reportaży, trochę mody, trochę kulinariów. I trochę satyry, między innymi pod postacią prześmiewczych felietonów o sprawach damsko-męskich, noszących wspólny tytuł „Zabawy poufne”. Okropnie mnie one wówczas irytowały i nie pomagała nawet świadomość, że autorką ich jest jedna z moich ukochanych poetek. No bo kto to widział dawać postaciom imiona i
nazwiska jak z najbardziej zwariowanych dzieł Witkacego – Bimbałł Bzdycz-Bzdycki, Feobiusz Narcyziak, Ratler Mściąg, Kalarep Grund, Nahalia Mrucz, Białogarda Barbarossa-Garr, Drażeta Górnodolna-Ryps-Laskonoga? I robić sobie – excusez le mot – jaja z zakochanych singielek i porzuconych narzeczonych? A już zupełnie mi to nie pasowało do lirycznego image’u autorki „Małgośki”, „Nie mam żalu”, „Sztucznego miodu” i tylu innych tekstów, w których Osiecka spoglądała na relacje uczuciowe pomiędzy kobietą i mężczyzną jak najbardziej serio i przeważnie z nutką smutku i goryczy.
Trzydzieści z hakiem lat później, mając jeszcze w pamięci owe niekorzystne wrażenia, musiałam stoczyć niezłą batalię z własną oporną naturą, która wciąż próbuje mi wmawiać, że coś, co nie podobało mi się jako podlotkowi, nie ma szans zachwycić mnie i teraz. Ale czy można się oprzeć zajrzeniu do pięknie wydanej książki, na której okładce widnieje nostalgiczna - model sweterka pozwala datować ją na połowę lat 70 - fotografia poetki wspartej ramieniem o kamienną (nagrobkową?) rzeźbę klęczącej nagiej postaci, ze spojrzeniem utkwionym gdzieś w dal i leciutkim, nieobecnym półuśmiechem?
A wewnątrz – pięćdziesiąt cztery przekorne gawędy o tym, co się dzieje, „gdy się zejdą raz i drugi kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością” [1] albo odwrotnie, jedno przed przejściami, a drugie z (niejasną) przyszłością.* Czyli o wszystkich możliwych aspektach stosunków damsko-męskich.* O oczarowaniach i rozczarowaniach, podchodach, zdradach, ucieczkach i pogoniach, o tolerancji (lub nietolerancji) dla dziwactw i ułomności charakteru partnera/-ki, o sztuce zdobywania i sztuce wybaczania, i jeszcze wielu innych kwestiach. A w każdej opowieści, choćby nie wiem jak przenicowanej na dziesiątą stronę, przyozdobionej i udziwnionej, ziarenko albo i spora garsteczka prawdy. Czasem w zestawie „bezcennych wskazówek doktora Amy’ego” (którego pierwowzorem była amerykańska przyjaciółka autorki, psycholożka i psychoterapeutka Amy Navarro; nie znaczy to oczywiście, że należy jej przypisywać autorstwo dzieł takich jak „Kwasy i zasady kłamstwa” czy „Kupa wdzięku”), czasem między wierszami albo i w
bezpośredniej inwokacji do czytelnika /-czki, na przykład: „Postaraj się polubić ten las, w którym znika twój wilk. Jeżeli to się nie da polubić, postaraj się to zrozumieć. A jeżeli to się nie da zrozumieć, postaraj się to tolerować” . Gdyby te wszystkie prawidła i porady obedrzeć ze sztafażu – z tych wszystkich postaci o dziwacznych imionach, z realiów typu „zapach sadzy i szurgoty wygłodniałych gołębi” i „samochód japoński marki Szkarada” , z cytatów z listów i rozpraw profesora doktora Amy’ego – pozostałoby coś w rodzaju rubryki porad sercowych w kobiecym tygodniku. Ale takich rubryk są dziesiątki, a Zabawy poufne tylko jedne. I choć za pierwszym razem możemy się oburzyć, dojrzawszy siebie w krzywym zwierciadle pod postacią jakiejś Agafii czy Legaliusza, kiedyś pewnie docenimy tę prawdę opakowaną w przewrotny humorek… Co uczyniwszy, życzę tego samego pozostałym czytelnikom!
[1] Agnieszka Osiecka, tekst piosenki „Czy te oczy mogą kłamać?”. Pozostałe cytaty pochodzą z recenzowanej pozycji.