Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że w niedużych miastach życie toczy się w zupełnie innym rytmie niż w metropoliach. Potwierdzają tę tezę również historie, jakie znajdziemy w książce Cristiana Teodorescu, ale „Medgidia, miasto u kresu” ukazuje nam zarazem, że nawet na dla zwykłych ludzi mieszkających gdzieś na prowincji nie ma prostej drogi ucieczki od skutków rozmaitych politycznych zawirowań czy wojennej zawieruchy. Autor przedstawia nam tutaj bowiem miejscami zabawną, miejscami wzruszającą, a czasem wręcz tragiczną opowieść o losach wielu barwnych postaci, którym przyszło żyć w Medgidii w burzliwych latach trzydziestych i czterdziestych ubiegłego wieku.
„Medgidia, miasto u kresu” to ponad sto krótkich opowiadań, które spokojnie można czytać osobno, ale zarazem wszystkie te historyjki łączą się w jedną malowniczą opowieść – zarówno za sprawą tego samego miejsca akcji, jak i po wielokroć powracających postaci oraz mniej lub bardziej powiązanych ze sobą różnorakich wydarzeń. Niewątpliwie najważniejszym bohaterem książki jest zaś dziadek autora – Stefan Theodorescu, który przez wiele lat prowadził restaurację na dworcu w Medgidii, gdzie krzyżowały się drogi zarówno mieszkańców, jak i przyjezdnych. Możemy nie tylko podziwiać jego żyłkę do interesów (w pewnym momencie wręcz nie wiedział już, na co miał wydawać zarobione pieniądze!), ale również z zainteresowaniem obserwować, jak potrafił stawić czoła miejscowym legionistom oraz stopniowo budował swoją pozycję towarzyską w miejscowej elicie. Jednocześnie restaurator nie był przecież pozbawiony takich drobnych słabostek, jak choćby skłonność do pięknych kobiet i gry w karty, co zapewniało mu wiele przyjemnych
chwil, ale czasem ściągało też na niego kłopoty.
W dodatku Stefanek niczym magnes przyciągał inne nietuzinkowe osobowości, z których na szczególną uwagę zasługuje będący prawą ręką restauratora kelner Januszek, który potrafił zabawiać gości rozmową w kilku językach, gdyż wcześniej obsługiwał podróżnych w Orient Exspressie. Poza tym wspomnieć warto takich o stałych bywalcach dworcowego lokalu jak: major Scipion, który mimo swych zdolności i odwagi nie zrobił wielkiej kariery, gdyż mówiąc, to co myślał, wielokrotnie naraził się swym przełożonym; sędzia, który specjalnie jeździł buickiem, aby „przypadkowo” ujrzeć córkę aptekarza; farbiarz Cezarek, który spełniał wszelkie zachcianki swej pięknej żony, przez co musiał ogłosić bankructwo; czy wreszcie Portfel, zwany Lekką Rączką, będący prawdziwym dżentelmenem-kieszonkowcem. Wyliczać barwne postacie pojawiające się na kartach powieści można by jeszcze naprawdę długo, ale przede wszystkim należy zaznaczyć, że Cristian Teodorescu potrafił tutaj znakomicie oddać klimat panujący w ówczesnej Medgidii. Autor nie
skoncentrował się bowiem jedynie na życiu toczącym się w dworcowej restauracji, ale również przedstawił rozmaite wydarzenia rozgrywające się na przestrzeni ponad dziesięciu lat także w innych punktach tego miasta (na przykład w cerkwi, meczecie czy burdelu).
„Medgidia, miasto u kresu” to więc nie tylko zbiór wciągających opowieści o losach tamtejszych mieszkańców, gdyż znajdziemy tutaj także rzeczywiście przekonująco nakreślony i intersujący obraz bardzo zróżnicowanej (zarówno etnicznie, wyznaniowo, jak i politycznie) miejscowej społeczności. W dodatku lepsze zrozumienie fabuły niewątpliwie ułatwia czytelnikom specjalnie przygotowany przez Cristiana Teodorescu wstęp do polskiego wydania, który przybliża nam w przystępny sposób wydarzenia, jakie miały miejsce w Rumunii począwszy od rosnącego znaczenia Żelaznej Gwardii, przez rządu generała Antonescu, aż po nastanie władzy komunistów. To działania tych ostatnich sprawiły zaś, że wprawdzie w Medgidzie pozostały te same budynki i ulice oraz większość dotychczasowej ludności, jednak nieodwracalnie ulotnił się dawny duch tego miasta. Odnaleźć go możemy właśnie w przepełnionej nostalgią powieści Cristiana Teodorescu.