Trwa ładowanie...
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:01

Żalnicy nie gęsi

Żalnicy nie gęsiŹródło: Inne
d10qezx
d10qezx

Sportowiec zapytany, dlaczego igrzyska olimpijskie są dla niego ważniejsze niż mistrzostwa świata odpowie zapewne, że to z powodu rzadkości ich odbywania. Spotykają się wszyscy wielcy danej dyscypliny raz na cztery lata, i ten który zwycięża może długo cieszyć się sławą. Myśmy czekali na tom trzeci przygód Twardokęska i innych bohaterów sagi autorstwa Anny Brzezińskiej również pełną olimpiadę, dostając po drodze udatne Jagódkowe opowieści, owszem, z Krain Morza Wewnętrznego, ale jednak czego innego dotyczące. Niecierpliwość czytelnika, a fizyczne możliwości pisarki zaowocowały tym, że Letniego deszczu dotarło do nas pół tomu, a i tak bez mała sześć setek stron liczącego. Tak więc jeśli ktoś po Zbójeckim gościńcu i Żmijowej harfie liczył, że uzyska wszystkie odpowiedzi na fabularne pytania, że tom trzeci wyjaśni mu wątpliwości i niejasności, w których zresztą Brzezińska celuje, to niech się lepiej swej cztery lata pielęgnowanej cierpliwości nie pozbywa, bo nie dość, że nic takiego się nie stało, to
jeszcze bardziej topi autorka czytelnika w otmętach nowych postaci, tajemniczych zdarzeń i w ogóle epickości epickiej. Nie wspominając już o wrednym drobiazgu, jakim jest przerwanie narracji w najciekawszym miejscu...

Letni deszcz. Kielich różni się od poprzednich dwóch tomów Twardokęskowej sagi. Zasadnicza odmienność tkwi przede wszystkim w języku i narracji. Do tej pory wielką siłą cyklu była mroczna niesamowitość bohaterów i trudna do jednoznacznego wychwycenia mechanika świata, zwłaszcza we wszechobecnej tu teologii, bo inaczej nie mogę nazwać fizycznej, magicznej i mistycznej obecności całego panteonu bogów Krain Morza Wewnętrznego, mocno ingerującego w działania ludzkie. Jednakowoż w trakcie lektury dowiadujemy się więcej o niedostępnych nam wcześniej zagadkach pochodzenia, obszarów ich działania, słabostek i dominant, o ich nieprostych relacjach ze śmiertelnymi, których muszą się lękać bardziej, niż by się to początkowo mogło wydawać. Krótko mówiąc, uzyskana klarowność, nieco kosztem atmosfery, musiała zostać czymś uzupełniona. Padło tedy na szybsze dzianie się. Stąd może do łask wrócił zbój Twardokęsek, w bardziej statycznej Żmijowej harfie zepchnięty do roli przybocznego Szarki, tu zostawiony przez nią samemu
sobie nagle odzyskuje werwę i jest motorem fabuły. Nie przekonuje mnie tylko próba jego ucynicznienia, oczywiście jest to spryciarz dbający o własny interes, ale w gruncie rzeczy działania zbójcy wcale nie są powodowane wielkim i długo planowanym rabunkiem skarbu. Twardokęsek jako ofiara okoliczności, wkręconego bez swej woli w tryby historii, a także jego niewytłumaczalne przywiązanie do Szarki bardziej mi się podoba, niźli jego brak resocjalizacji i nieprzystające do rzekomego nieposiadania skrupułów marzenia o spokojnym życiu za skradzione złoto.

Główna rola żeńska przypadła w tym tomie nie Szarce i nie Zarzyczce, lecz homo novus cyklu, Złociszce, młodej osóbce wielce świadomej swoich życiowych celów, ambicji i tyleż konsekwentnej, co bezwzględnej w ich realizacji. Zaś w parze ze zbójem swym dynamizmem i wyrazistością przyćmiewają decydujący dla losów świata dramat innej pary – Koźlarza i Szarki właśnie. Trudno mi ocenić intencje takiego przestawienia akcentów, ale ożywiło i uatrakcyjniło to powieść, przynajmniej jeśli chodzi o przyjemność lektury.

Najmocniejszy jest jednak język. Oczywiście nie ma w Polsce nikogo parającego się piórem, kto nie czytał był w odpowiednim czasie powieści historycznych niejakiego Henryka Sienkiewicza. Spośród współczesnych mi znanych pisarzy Anna Brzezińska z pewnością czytała go najuważniej i najwięcej się od niego nauczyła. Nie chodzi mi tu bynajmniej o imponujące słownictwo staropolskie, którym posługują się mieszkańcy uciśnionych Żalników. Nawet nie o bliźniaczą archaizację i makaronizację, ale o samą melodię języka, która – ku mojemu własnemu zdumieniu – pokrzepiła moje serce... czymś w rodzaju patriotyzmu. Taki styl pisania, tak konsekwentnie, ze znawstwem i wyczuciem wprowadzany w życie, jest rękawicą rzuconą mainstreamowi współczesnej polskiej literatury, który z prymitywizmu i wulgarności językowej usiłuje uczynić cnotę, zasłaniając się argumentem, iż tak mówi ulica, a on jedynie stan ten rejestruje. Czy to życie tworzy sztukę, czy odwrotnie, trudno dociec, lecz ciekawych to czasów dożyliśmy, gdy barbarzyństwo
hołubią salony, zaś literatura popularna, niczym oblężona przez wroga twierdza, stara się podtrzymać wysoki styl i nić tradycji
. A tę, jeśli chodzi o język (a i w ogóle sposób pisania), pomiędzy Janem Chryzostomem Paskiem, Henrykiem Sienkiewiczem a Anną Brzezińską przeciągnąć bardzo łatwo.

d10qezx

Zalet wypisywać można by dużo, bo bez dwóch zdań Letni deszcz najbardziej mi się z całego cyklu podobał. A to sama fabuła bardzo dobra, a to indywidualizacja języka i narracji bohaterów, a to pomysłów niebanalnych na zainteresowanie wszechstronne czytelnika całe mnóstwo. Oczywiście czepiać też się jest czego, ale zawsze na szczęście detali – mnie jakoś drażniły elementy modernizacji militarnej (bo w Krainach Morzach Wewnętrznego na naszych oczach wynaleziona zostaje kusza i sposób walki zwany taborem), czy może czasem z Sienkiewicza zbyt dosłowne cytaty (po co Twardokęskowi jak Kmicicowi boczki opalać?). Gdy odniesienia są zakamuflowane, jak opowieść o ostatnich chwilach ojca Bogorii, jakoś mi się to bardziej komponuje. Swoją drogą opowieść ta śmieszna jest taka, że aż zajad mi się zrobił, czego wszystkim czytelnikom Letniego deszczu serdecznie nie życzę.

d10qezx
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d10qezx

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj