Trwa ładowanie...
recenzja
20-10-2012 18:29

Zakurzona wstążka

Zakurzona wstążkaŹródło: Inne
d79blye
d79blye

Wszystko zaczyna się od małego kwilącego dziecka, które Caroline zawija w jedną z poszewek na poduszkę, wyszywaną w żółte kwiaty. Wynosi małego chłopca do lasu i czeka, aż zabiorą go Cyganie. Kim jest Caroline? Kim mały człowieczek pozostawiony w kępie traw? Z takim pytaniem zostajemy dość długo – pytanie pali, wątpliwości każą szybko, coraz szybciej przewracać karty książki. Wiedzieć. Wiedzieć na pewno.

To samo pragnienie pali Ericę. Kilka dni przed Bożym Narodzeniem przyjeżdża do wielkiej posiadłości wraz z siostrą. Ogromny dom należał do lady Calcott – posągowej, niedostępnej babki, u której kobiety spędzały każde wakacje, gdy miały po kilka lat. Z jakiegoś powodu to im zapisała dom, ale pod jednym warunkiem – że zamieszkają w nim obie. A Beth, siostra Ericy, na pewno tego nie chce. Chce zapomnieć o parnych dniach, gdy biegały boso przez pola dookoła domu, o babce, która nigdy nie potrafiła ich kochać, o domku na drzewie, zbudowanym dla nich przez Dinny'ego – małego Cygana, z którym nie mogły się bawić pod groźbą kary, o żółtych kwiatach i o kuzynie Henrym. O nim najbardziej. Bo jego już nie ma. Pewnego lata zniknął i nikt nie wie, co się z nim stało. Erica wierzy jednak, że uda jej się rozwiązać dręczącą ją zagadkę, że Beth coś ukrywa, wie więcej, niż chciałaby przyznać. Zaczyna drążyć w konstrukcji domu, sprawdzać strych i schody, sprawdzać szkatułki i stare komplety pościeli, sprawdzać listy i
pamiętniki. Natyka się na ślady przeszłości, które ubrudzą jej dłonie, ale otworzą też serce.

Dziedzictwo to scheda, to wszystko to, co otrzymujemy od przeszłych pokoleń – wszystko to, o czym wiemy i czego nikt nie chciał nam powiedzieć. Wszystkie kolorowe korale, zakładane na szyję pannom młodym, ale też małe trumienki, albo zbrodnie w afekcie, które wydarzają się w wielkich posiadłościach i w małych domkach, należących kiedyś do praprapradziadka, albo ciotki ze strony matki. To wszystkie okruszki i kryształki dziejów, które krążą w naszej krwi od wieków. Ale to też nasze wspomnienia, które opakowujemy w papier i układamy na górnej półce szafy – zostawiamy komuś, kto przyjdzie po nas.

Erica przyjeżdża do wielkiego domu, zajmuje ten sam pokój, co dwadzieścia kilka lat temu i pierwsze co robi to jeden mały gest.„Sięgam za wezgłowie, macając pionowe przęsła, dopóki jej nie znajduję, łamliwej i oblepionej kurzem. To wstążka, którą tam zawiązałam – czerwona plastikowa wstążka z kokardy na prezencie urodzinowym. Przywiązałam ją za łóżkiem, kiedy miałam osiem lat, żeby mieć jakiś sekret, o którym tylko ja będę wiedziała. (…) Coś, o czym wiem tylko ja; pamiątka po mnie, którą zawsze odnajdę.”

d79blye

W tej książce liczy się każdy mały szczegół.Każda taka wstążka zawiązana na szczebelku łóżka, każda dziecięca zabawka i każdy ogień, który ktoś rozpalił umyślnie lub przez przypadek. To książka o tym, że historia zatacza dziwne kręgi, że czasem po wielu latach ktoś inny musi zapłacić rachunek sprzed wieków. I o tym, że czasem dobrze, gdy coś mknie się własnym torem, niekoniecznie zgodnym z tym, czego byśmy pragnęli.

Powieść toczy się jak kamyk. Szybko, oble, mocno, z głośnym dźwiękiem odbijania się od zdarzeń, bohaterów, opisów. Zatrzymuje się na chwilę na bucie Caroline, w roku 1903, muska jego czubek, pokazuje kolor oczu właścicielki, by za chwilę polecieć dalej, i wpaść w ręce Ericy, która przechadza się nad stawem dzieciństwa, w nadziei, że jej pamięć odblokuje się i zobaczy oczy Henry'ego, zobaczy, w którą stronę patrzył i gdzie mógłby być teraz.

Zanurzałam rękę w tekst, łapałam kamyki i układałam obok siebie stosik. Wypisywałam piękne zdania i chłonęłam dwubiegunowość tej historii. Z jednej strony jej niespieszność, wszystkie detale i szczegóły, wielki dom, zapach bakaliowych babeczek i kufra ze strychu, nieotwieranego od kilkudziesięciu lat. Grzałam się przy ogniu, rozpalonym w kominku, czytałam pożółkłe dokumenty i chciałam szeptać w ucho Ericy rozwiązania zagadek, na które ona miała zamknięte oczy. A z drugiej strony ta książka jest rozpalona do czerwoności, wrząca uczuciami, wrażeniami, zagadkami, szyframi i palącą potrzebą, żeby przeszłość, zakopaną w wielkim dole, odkopać i przyjrzeć się jej pod szkłem powiększającym, żeby w przeszłości znaleźć usprawiedliwienie dla błędów popełnianych w „dzisiaj”.

Jest też miłość – pokazana pięknie, nienachalnie, bez zbędnej tkliwości, ale czuła i drżąca.

d79blye

Jest zakończenie, które otworzyło mi oczy na oścież, mimo że kończyłam książkę późną nocą i miała mnie ukołysać do snu.

I jest język, zdania, zlepki słów, które brzmią jak delikatny świst wiatru za oknem, w przeddzień Bożego Narodzenia, gdy siedzi się w ciepłym domu, pod kocem, z kubkiem herbaty i wszystkimi bliskimi wokół – gdy ucichają na chwilę wątpliwości, gdy ogląda się stare zdjęcia i bada swoje rysy na twarzach zapomnianych przodków. To język-melodia, dzięki któremu ta książka jest po prostu piękna.

Na każdą porę roku, bo każdą porę roku ma w sobie – buchające żarem i duszącym zapachem kwiatów lato i zimę, które podeszwy stóp zbryla w kawałki lodu. I najlepiej zamiast zakładki, używać w niej czerwonej wstążki, którą wcześniej ktoś opakował urodzinowy prezent.

d79blye
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d79blye