Literaturę podróżniczo-krajoznawczą możemy podzielić na kilka kategorii, z których każda spełnia nieco inną funkcję. Od przewodników oczekujemy konkretnych, sprawdzalnych informacji, ułatwiających poruszanie się w nieznanym terenie: że w miejscowości X warto obejrzeć taki i taki zabytek, w Y najtaniej przenocujemy w hotelu N przy ulicy NN, a do Z wygodniej się podróżuje pociągiem, niż autobusem. Reportaż daje nam ogólniejszy wgląd w „tu i teraz” danego kraju, regionu czy miasta, przy czym to „tu i teraz” może wyglądać diametralnie odmiennie z perspektywy dwóch autorów, bo, na przykład, jeden z nich był tam przed wojną/ zmianą ustroju/ trzęsieniem ziemi, a drugi już po, albo jeden skupił się na kwestiach społeczno-politycznych, a drugi na obyczajowości jednej czy kilku grup etnicznych. Osobiste wspomnienia z podróży czy dłuższej bytności w danym miejscu to kategoria jeszcze bardziej różnorodna, odzwierciedlająca i status quo zastany przez podróżnika w określonym momencie, i cel jego pobytu, i osobiste
upodobania lub hierarchię wartości; korespondent wojenny najpewniej będzie pisał przede wszystkim o swoich przeżyciach frontowych, dyplomata o polityce, ale podróżujący na własną rękę – choćby też na wojnę czy przewrót natrafił – może notować tylko i wyłącznie to, co dla niego najważniejsze, najciekawsze, najbardziej zaskakujące. * Do tego ostatniego gatunku należą refleksje pary dziennikarzy, zakochanych w Gruzji do tego stopnia, że i własne wesele postanowili tam urządzić.*
Każde z dwojga autorów odwiedzało ten kraj kilka razy, w różnych okolicznościach i z różnymi zamiarami, toteż zebrane w książce opowieści nie mają jednolitego charakteru. Jest tu i solidne wprowadzenie w historię Gruzji, i kawałek dziennika wojennego, i reportaż o spotkaniu rozłączonej przed laty polsko-gruzińskiej pary zakochanych, i omówienie miejscowej kuchni, i analiza sytuacji gruzińskich kobiet, i przypomnienie tragicznego losu grupki młodych intelektualistów, którzy w roku 1983 próbowali opuścić ZSRR porwanym samolotem, i wreszcie masa osobistych relacji ze spotkań z tubylcami reprezentującymi różne grupy etniczne, różne warstwy społeczne i różne opcje polityczne. Gruzja widziana oczyma Mellerów z jednej strony fascynuje mnogością pięknych krajobrazów, reliktów historii, apetycznych potraw i napitków, otwartością i gościnnością mieszkańców, egzotyką obyczajów (kto przed przeczytaniem tej książki wiedział, jak wyglądają ludowe stroje Chewsurów, co stanowi największą atrakcję święta Kwirikoba i czym
się różnią pieśni kachetyjskie od megrelskich?) – z drugiej zaś przeraża, zwłaszcza rozmiarami alkoholowych orgii (można sobie zadać pytanie, jakim cudem Gruzini jeszcze nie wymarli na marskość wątroby?) i dzikimi manierami użytkowników dróg (nikogo tam najwyraźniej nie dziwi, że kierowca siada za kierownicę na lekkiej bańce i rusza na górskie serpentyny, przy każdej przydrożnej kapliczce strzelając sobie kolejnego kielicha za spokój duszy nieszczęśników, którzy podobną jazdę zakończyli na dnie przepaści…).
Autorzy nie próbują nikogo przekonać, że wiedzą o Gruzji wszystko, ani że jest to miejsce, które każdy musi odwiedzić; najwyraźniej doskonale zdają sobie sprawę z subiektywizmu swoich wrażeń, co w moim odczuciu stanowi kolejny – po różnorodności materiału i barwności opisów - walor tej książki (nic bardziej denerwującego, niż podróżnik stanowczo dający czytelnikowi do zrozumienia: „jeżeli nie widziałeś X, to figę wiesz o świecie!”). Zaletą jest też masa ładnych zdjęć, w większości (choć nie zawsze, za co niewielki minus) umieszczonych przy odpowiednich partiach tekstu.
Reasumując, jest to świetna lektura dla ludzi poszukujących celu niebanalnej podróży, jak również dla tych, którzy lubią poznawać świat poprzez relacje innych.