Trwa ładowanie...
recenzja
06-08-2012 10:11

Zagraj na mnie!

Zagraj na mnie!Źródło: Inne
d2yujxg
d2yujxg

Opowieść o przyjaźni i miłości, o młodych ludziach i ich walce o przetrwanie, o ucieczkach, wyjazdach i powrotach” - tak wydawca pisze o tej książce, tak streszcza w w kilku słowach, tak chce mamić czytelników, tak ich zaprasza z okładki Niepamięci. Banał, banał, banał! Kolejna już historia o przyjaźni i miłości, która wyszła na światło dzienne! Kolejna o młodych ludziach, ale przeznaczona dla tych starszych. Kolejna o ucieczkach – każdy przecież w gruncie rzeczy przed czymś ucieka – jedni przed nieudaną miłością, inni przed zazdrosnym mężem, niektórzy próbują uciec postępującej chorobie, a czasem ucieka się od wspomnień. Szkoda, że notatki na okładkę nie zrobił ktoś, kto zaczytał się w tej książce tak samo jak ja. Ktoś, kto podszedł do niej jak do kolejnej błahej historii, a potem, zaczarowany, nocami przewracał z zapamiętaniem kartki, przy nikłym świetle lampki. Ktoś, kto pisał tę notatkę zatrzymał się najwyraźniej na tym pierwszym odczuciu, na pierwszej fali, na niedowierzaniu, że można napisać o
czymś, o czym przecież już było tyle razy, ale tak, jak chce się czytać.

To rzeczywiście historia o miłości i przyjaźni.Na uczelni, na której kształcą się młodzi lekarze, pojawia się nowa uczennica. Przeszła jakąś traumę, coś, o czym nie chce mówić. Przeniosła się z uczelni gdańskiej i czasem przestaje się uśmiechać w pół zdania. Jeden z profesorów prosi Michała – najzdolniejszego ze studentów - o opiekę nad dziewczyną, o pomoc w aklimatyzacji, o wyciągniecie ręki i nie zadawanie pytań. Ale Katarzyna sama się wprasza w świat Michała, w świat jego przyjaciół, w świat rozciągniętych swetrów, ciut przydługich włosów, gitar, śpiewów, chodzenia po górach, plecaków załadowanych konserwami i namiotami, czarnej kawykawy, wkuwania do świtu, ale też i gadania do świtu. Jest przyjaźń o smaku wystygłej gorzkiej herbaty nad ranem, przyjaźń znad grubej książki do anatomii i przyjaźń znak stołu w prosektorium. Ale z czasem ta przyjaźń zmienia się w miłość, w wyczekiwanie, w niby przypadkiem spotykające się dłonie. Michał się zakochuje, zakochuje się Kasia. Problem w tym, że zakochują się jakby
osobno i nie wie jedno o czym myśli drugie. Poza tym pojawia się jeszcze ktoś inny – Roman. Jest asystentem, ich wykładowcą, trochę guru. Zakochuje się także bez pamięci. Dwóch samców naprzeciwko siebie – gorsze, że dwóch, którzy się ze sobą przyjaźnią, razem stają po tej samej stronie stołu operacyjnego, skalpel przechodzi z ręki do ręki. Jest mecz w kosza o kobietę, przerwany w samym środku, bo zbyt zajadły. Jest oddawanie jej sobie wbrew własnym uczuciom. Jest walka cicha, podjazdowa. W końcu liczne nieporozumienia doprowadzają do tego, że Kasia odchodzi z Romanem – wyjeżdżają do Chorwacji, a Michał zostaje sam. Może niezupełnie, bo pod ręką zawsze jest butelka o zwężającej się szyjce, która ma w sobie zapomnienie.

Po latach znów oko w oko staje młodszy lekarz Michał i starszy lekarz Roman.Nie ma czasu na podawanie sobie rąk, bo Roman jest umierający i tylko Michał może pomóc mu z tego wyjść. Między kroplówkami, badaniami, wynikami i terminami medycznymi, padają słowa o tym, że Roman nigdy się nie ożenił z Kasią, że myślał, iż to Michał jest tym szczęśliwcem, że żył dotąd w przeświadczeniu, że to oni są ze sobą.

Gdzie w takim razie jest Kasia?

d2yujxg

Wydaje się, jakbym opowiedziała tu całą książkę. Jakby już nie było po co czytać – no może tylko, alby dowiedzieć się, co faktycznie stało się z dziewczyną i czy ktoś założył jej na palec obrączkę. Nieprawda. To wycinek tak maleńki jak oczko dziecięcego pierścionka. Zaledwie przebłysk, jedno ziarno piasku gdańskiej plaży. Autorka, dotąd ukrywająca rolę pisarki, spełniająca się w medycynie, doskonale potrafi manipulować czytelnikiem. Rzuca mu przed oczy barwny kilim, niby znamy wzór, niby jest oczywisty, ale spleciony z tylu nitek, że trudno powiedzieć, iż wiemy wszystko. Nie wiemy nic, poruszamy się po tym tekście po omacku, domyślamy się, po to, by zaraz wszystko wywróciło się na lewą stronę. Kibicujemy komuś, kto zaraz okazuje się tym złym. Kreślimy własne scenariusze tej historii, chcąc wybiec naprzód, przechytrzyć autorkę, ale się nie daje. Jest od nas lepsza, sprytniejsza, zawsze w pół kroku do przodu. A my zafascynowani znów wchodzimy w ten świat uczuć, myśli, emocji, zdarzeń, świat niby jak z
filmu, niby sensacyjny, ale dziejący się za co piątym i drzwiami w bloku z wielkiej płyty. Zanurzamy się i widzimy całą masę barwnych, kolorowych rybek – nie chcemy wychodzić na powierzchnię, wypływać się z tej opowieści, odkładać na półkę bez dotarcia do ostatniej strony.

Bo to jest po prostu cholernie dobra historia!Nie sili się na sensację, nie sili się na udawanie czegoś, czym nie jest, nie stara się udowodnić nowatorskich teorii przystających do laboratoriów analitycznych w miejsce literatury, nie porywa się na odkrywanie Ameryki ludzkich myśli. Po prostu krok po kroku prowadzi nas przez czyjeś życie – linearnie, klasycznie i tak wciągająco, że nie umiałam z tej historii wyjść. Dzieje się mnóstwo, ale nie wygląda ta książka jak przeładowana klejnotami kolia, która zbyt mocno zaciska się na szyi, aż do uduszenia. To raczej skromny łańcuszek, o misternym splocie, ale tak piękny, że przyciąga wzrok, mami odbitym w metalu słońcem.

Ta książka zagrała na mnie jak na instrumencie. Z góry do dołu, na każdej możliwej strunie – na gniewie rozwianych włosów, napięciu pulsujących żył, ekscytacji rozognionych ścięgien. Zagrała całą gamę, kilkanaście melodii naraz i – niesamowite! - ale powstała z tego dobra muzyka. Muzyka poruszonych uczuć.

d2yujxg
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2yujxg