Skusiłam się na Pacyfik nie z powodu nakręconego na jego podstawie serialu (którego nie oglądałam), lecz zachęcona bardzo pozytywnymi wrażeniami z lektury czytanego mniej więcej rok temu * Piekła Pacyfiku* Sledge’a . W uproszczeniu można powiedzieć, że Pacyfik to * Piekło Pacyfiku* razy sześć, za to z drugiej ręki. Jest to bowiem dokonana po wielu latach próba kompleksowego przedstawienia działań wojennych armii amerykańskiej w regionie Oceanu Spokojnego na kanwie opowieści o losach kilku wybranych żołnierzy.Trzej z nich, w tym sam Sledge, opublikowali już wcześniej własne wspomnienia wojenne, wykorzystane jako teksty źródłowe albo w tej książce, albo w scenariuszu serialu (bo, jak informuje autor na wstępie, istnieją między nimi różnice - jedna z głównych
postaci serialu na kartach książki pojawia się tylko epizodycznie, zaś dwaj inni bohaterowie obecni są jedynie w książce).
Jak można było w zasadzie przewidzieć, ilość informacji - detali operacji militarnych, dat, nazwisk - jest wielokrotnie większa niż w samych wspomnieniach Sledge’a , i raczej nie należy się spodziewać, że da się te blisko pięćset stron przełknąć jednym tchem. Trzeba się przez tekst przegryzać stopniowo, po kilkanaście czy kilkadziesiąt stron jednorazowo, czasem wracać do fragmentów już przeczytanych, by przypomnieć sobie parę szczegółów. Opracowanie dokonane na podstawie dokumentów i opowieści uczestników wydarzeń nie jest zwykle już tak nasycone emocjami, jak relacja spisana choćby po latach, ale osobiście (chociaż zdarzają się wyjątki, jak * Najdłuższy dzień* i * O jeden most za daleko* Ryana ) - i to widać, gdy się porówna Pacyfik z * Piekłem Pacyfiku*. Ale ogromna wartość dokumentalna tego pierwszego przemawia za tym, by - jeśli jest się zainteresowanym przebiegiem wojny na Pacyfiku - nie wybierać między tymi pozycjami, lecz przeczytać obie. Zajmie to znacznie więcej czasu, może trochę zmęczy, ale warto.