Zaburzenia seksualne na tle nerwowym to powszechność. Psychiatra opowiedział o swoim najdziwniejszym przypadku
Czytaliśmy już pamiętniki pielęgniarek, lekarzy, położnych, a nawet prostytutek. Teraz przyszedł czas na psychiatrów. Gary Small po trzydziestoletniej praktyce lekarskiej postanowił opisać najciekawsze przypadki swoich pacjentów. Jeśli myślicie, że poznaliście już wszystko, koniecznie przeczytajcie ten fragment.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Marginesy publikujemy fragmenty książki "Spod kozetki. O pewnym psychiatrze i jego najdziwniejszych przypadkach" autorstwa Gary'ego Smalla oraz Gigi Vorgan. Zamieszczone fragmenty pochodzą z rozdziału o tytule "Penis mi się kurczy". Za przekład z języka angielskiego odpowiada Aga Zano.
"Penis mi się kurczy".
Wiosna 1985 r.
Dowiedziałem się, że w rodzinie nie było żadnej historii chorób psychicznych i że żadne z nich nigdy nie cierpiało na depresję ani nie korzystało z pomocy specjalisty od zdrowia psychicznego. W weekendy zdarzało im się pić alkohol podczas spotkań towarzyskich, a na studiach eksperymentowali z miękkimi narkotykami, głównie z marihuaną.
Do końca sesji zostało nam około dwudziestu minut. Chciałem przebić się przez te ogólniki. W jednej z rzadkich chwil, kiedy Sharon na chwilę przestała mówić, wtrąciłem kolejne pytanie.
– A jak wygląda państwa życie seksualne?
– W porządku – odparł Steve.
– Mogłoby być lepiej – powiedziała Sharon w tej samej chwili.
Mężczyzna posłał żonie wściekłe spojrzenie, ale ona tylko wzruszyła ramionami.
Steve nagle podniósł się z kanapy.
– Wie pan co, jestem już spóźniony na spotkanie. Wychodzę, a wy gadajcie sobie, o czym chcecie.
Nie zdążyłem nawet otworzyć ust, a jego już nie było. Steve ewidentnie nie był zainteresowany omawianiem swojego pożycia małżeńskiego.
Sharon zaczęła płakać. Podałem jej pudełko chusteczek.
– Wszystko w porządku?
Kobieta wydmuchała nos i skinęła głową.
– Widzę, że mają państwo różne opinie na temat tego, co dzieje się w sypialni.
– Nic się nie dzieje w sypialni. Właśnie na tym polega problem. Prawie od roku nie uprawiamy prawdziwego seksu.
– Co ma pani na myśli przez "prawdziwy seks”?
– Stosunek – wyjaśniła kobieta. – Przez jakiś czas jeszcze się trochę bawiliśmy, ale on nie pozwalał mi się dotykać tam na dole. Twierdził, że ma jakąś wysypkę na kroczu, którą złapał na siłowni, i nie chce mnie zarazić. Ale ile to będzie jeszcze trwać? Całe życie? Równie dobrze może się okazać, że ma romans.
– A pani jak myśli, co się dzieje?
– Nie wiem, ale zawsze, kiedy go o to pytam, zmienia temat. W zeszłym tygodniu weszłam do łazienki, kiedy skończył brać prysznic, i poprosiłam, żeby pokazał mi tę wysypkę, ale on się wściekł. Miał taką paranoję, jakby się spodziewał, że zaraz się na niego rzucę i ściągnę mu ten ręcznik. Od razu poleciał do sypialni, żeby się ubrać.
– Jak wyglądało państwa pożycie, zanim zaczęła się ta wysypka?
– Wspaniale. Nie mogliśmy się od siebie odkleić. A teraz on na wszystkie sposoby wykręca się od seksu. Ma za dużo pracy, jest zmęczony, zestresowany albo dopiero nałożył maść na wysypkę. Zawsze coś.
– Maść? – zastanowiłem się głośno.
– Tak, doktor Carter przepisał mu jakiś krem, kiedy to się zaczęło. Panie doktorze, nie wiem, ile jeszcze wytrzymam.
Zanotowałem sobie, żeby spytać Pete’a o wysypkę Steve’a i o zalecony lek.
– Doceniam pani szczerość. Myślę, że przydałoby się nam jeszcze o tym porozmawiać, ale teraz musimy kończyć. Mogę spotkać się z panią i pani mężem w przyszłym tygodniu o tej samej porze.
(...)
Tak jak się spodziewałem, zebranie nieco się przeciągnęło. Byłem dziesięć minut spóźniony na sesję ze Steve’em. Nie miałem dość cierpliwości, by czekać na windę, więc popędziłem schodami na drugie piętro. Idąc pospiesznie przez korytarz do swojego gabinetu, zastanawiałem się, czy przepisałem Steve’owi dostatecznie wysoką dawkę leku. Obawiałem się, że gdy zacznę zadawać zbyt trudne pytania, psychoza pacjenta znów dojdzie do głosu.
Wróciłem do biura i otworzyłem drzwi.
Kiedy jednak zobaczyłem Steve’a na kanapie, nie byłem w stanie ukryć szoku. Z niedowierzaniem gapiłem się na scenę rozgrywającą się przed moimi oczami – nie byłem w stanie nawet się poruszyć.
Mężczyzna siedział ze spodniami opuszczonymi aż do kostek. Jedną dłonią trzymał się za penisa, a drugą nakładał na niego krem. Między uda wetknął sobie małe lusterko do makijażu, by widzieć, co robi. Obok niego na kanapie leżała rozpakowana prezerwatywa. Steve był tak pochłonięty wykonywaną czynnością, że nawet mnie nie zauważył. Masturbował się? Może jest ekshibicjonistą, pomyślałem, a ja kompletnie przestrzeliłem diagnozę. Albo to jakiś psychotyczny rytuał? Czy w ogóle istnieje jakieś niepojęte, a przy tym logiczne wytłumaczenie tego dziwacznego zajścia? Byłem oszołomiony, ale też ciekawy. Nie wiedziałem, co powinienem zrobić.
– Co pan wyprawia? – wykrztusiłem w końcu. – Proszę się ogarnąć. Poczekam na korytarzu.
Zaskoczony Steve podniósł głowę.
– Och, panie doktorze, proszę się tylko na chwilę odwrócić – poprosił zawstydzony. – Już kończę aplikować krem.
Byłem tak oszołomiony, że posłusznie się odwróciłem. Usłyszałem, jak pacjent nakłada gumkę i zapina rozporek.
– Okej, już – oznajmił.
Gdy znów stanąłem przodem do pomieszczenia, zobaczyłem, jak Steve chowa krem i lusterko do teczki. Chwiejnym krokiem podszedłem do biurka, opadłem na fotel i spróbowałem odzyskać kontrolę nad sobą. Zawsze miałem wrażenie, że terapia idzie sprawniej, kiedy penisy wszystkich obecnych znajdują się w spodniach.
– Mógłby mi pan wyjaśnić, co się dzieje? Drzwi były otwarte. Każdy mógł tu wejść.
Steve spuścił wzrok z zażenowaniem.
– Pamięta pan, jak rozmawialiśmy o mojej wysypce w pachwinach? Swędziało jak cholera. Musiałem nałożyć krem.
– Ale z tego, co zaobserwowałem, to nakładał pan sobie krem na penisa, a nie na pachwiny.
– Wiem – odparł defensywnym tonem. – Ale przeszło mi na penisa. Od miesięcy tak to wygląda. Kiedy nakładam krem bezpośrednio na zainfekowaną skórę, robi mi się lepiej. A prezerwatywa jest po to, żeby lekarstwo nie wycierało się o bieliznę.
– Czy doktor Carter zalecił taki sposób leczenia?
– Wie, że mam grzybicę w pachwinie, ale nie mówiłem mu, że rozlała się na penisa.
Podejrzewałem, że nie powiedział o tym nikomu, a zwłaszcza Sharon. To wyjaśniałoby, dlaczego tak panicznie unikał seksu i pokazywania się żonie nago. Może lek antypsychotyczny pomógł mu się otworzyć i wyznać mi swój sekret. Prawdopodobnie nie bez znaczenia był też fakt, że przyłapałem go na gorącym uczynku.
– Czy jest coś jeszcze, o czym pan nikomu nie wspominał? – spytałem. – Chcę panu pomóc, ale mogę to zrobić tylko, jeśli będzie pan ze mną szczery.
Steve powoli wstał i podszedł do okna. Zapatrzył się na budynek po drugiej stronie. Miałem nadzieję, że haldoperydol kontroluje jego psychozę na tyle, by pacjent był w stanie uporządkować myśli i wpuścić mnie do swojego świata.
– No, jest coś jeszcze… – powiedział wreszcie Steve, nie odwracając się od okna. – Zamilkł na długą chwilę. – Wiem, że to brzmi jak obłęd, ale… Odkąd wysypka przeszła mi na penisa, to zaczyna maleć.
– Wysypka? – upewniłem się.
– Nie, mój penis. Widzę, jak się kurczy.
Steve wreszcie otworzył przede mną drzwi do swojej rzeczywistości, ale nie byłem wcale pewien, czy chcę tam wchodzić.
– Jedyne, co sprawia, że mój penis przestaje się zmniejszać, to ten krem.
Miałem ochotę mu powiedzieć, żeby odwrócił lusterko do penisa drugą stroną, tą powiększającą. Kiedy tylko ten niesmaczny żart przebiegł mi przez głowę, uświadomiłem sobie, że w ten sposób wyrażam własny niepokój wywołany tą niezręczną sytuacją.
Freud uważał, że humor to mechanizm obronny, pozwalający zmniejszyć lęk i tłumione odruchy. W pewnym sensie śmiech przemienia te nieprzyjemne uczucia w bardziej znośne. W środowisku lekarskim czarny humor jest bardzo popularny – pomaga pracownikom medycznym radzić sobie z wszechobecnymi w ich zawodzie tragediami i cierpieniem. Większość ekspertów zgodnie twierdzi, że dopóki personel znajduje się poza zasięgiem słuchu pacjentów i chorych, takie żarty są nie tylko nieszkodliwe, ale wręcz pomocne – pracownicy mogą w ten sposób zmniejszać własny stres i lęk. Dzięki temu lekarze lepiej wykonują swoją pracę i są bardziej przystępni w kontaktach z pacjentami.
Nie mogłem też powstrzymać myśli o symbolicznej naturze niepokoju pacjenta o malejącego penisa. Steve starał się zostać partnerem w swojej firmie, utrzymać pięcioosobową rodzinę i zadowolić żonę w sypialni – wszystkie te zadania stanowiły wyzwanie dla jego wydolności i poczucia własnej wartości jako mężczyzny. Prawdopodobnie podświadomie pragnął mieć dużego, silnego penisa, a nie skurczonego i swędzącego członka.
– Steve – zacząłem. – Cieszę się, że mi pan o tym mówi. Widzę, że jest pan przekonany, że to się rzeczywiście dzieje, więc porozmawiam z doktorem Carterem i wspólnie pomożemy panu pozbyć się wysypki i wrócić do zdrowia.
– Ale czy może pan coś zrobić, żeby mój penis przestał się kurczyć? Ma pan jakieś silniejsze lekarstwo?
Wiedziałem, że ma na myśli mocniejszą maść, ale ja rozważałem raczej większą dawkę leków antypsychotycznych.