Trwa ładowanie...
recenzja
17-12-2012 21:49

Zabiję cesarzową z miłości do cesarstwa

Zabiję cesarzową z miłości do cesarstwaŹródło: Inne
d1b5rry
d1b5rry

Kto zaraził się Eriksonem po Ogrodach księżyca , ten z całą pewnością musi pochylić się nad częścią drugą cyklu, czyli Bramami Domu Umarłych. Świat ten sam, ale przenosimy się w inny region kontynentu Genabackis, do Siedmiu Miast, wcześniej już opanowanych przez armie imperium pustynnego obszaru, przypominającego starożytną Syrię i Palestynę. Większość znanych nam bohaterów pozostała pod Darudżystanem, a bitwa pod Pale jest tylko dalekim echem działań najeźdźcy. Miejscowi mieszkańcy nienawidzą Malazańczyków, zaś głęboki mistycyzm, tak silny u pustynnych ludów, zostaje skanalizowany w Tornadzie, potężnym buncie, który niemal zmiata okupantów z powierzchni ziemi. Niedobitki toczą zaciekłą walkę o własne życie, dość niespodziewanie znajduje się dowódca, który wierny przysiędze postanawia ocalić dla Imperium życie wiernych mu obywateli.

Biorąc do ręki cykl o Imperium Malazańskim nie spodziewałem się wielkiej literatury, sądząc mylnie po okładce, że czeka mnie miła przygoda w otoczeniu żołnierzy walczącego o lepszy, choć nieistniejący wszak świat. Tymczasem już po części pierwszej okazało się, że mam do czynienia z literaturą niebanalną i w sumie jak na powieść gatunkową dość trudną. Erikson nie patyczkuje się z czytelnikiem, więcej, stara się go odpędzić, zniesmaczyć, zamęczyć i zgubić. Tu nie ma obszernych wstępów, w których zaszczyca się nas opisem miejsc, ludzi, zjawisk. Otwierając ów opasły tom, czujemy się jak dziecko wrzucone do jeziora i to jeszcze podczas mgły. Nie wiemy o świecie Malazu nic, a jest on tak niezwykły, że aż dech zapiera. Nie rozumiemy, dlaczego zastępczyni cesarzowej skazuje swoją piętnastoletnią siostrę na okrutną kaźń. Nie umiemy pojąć, czemu po całym tym świecie biegają potwory zwane d’iversami i jednopochwyconymi, szukające czegoś za wszelką cenę. Nie rozumiemy intencji Kalama, największego bodaj patrioty
malazańskiego, czemu tak bardzo pragnie zabić cesarzową. Wreszcie – system magii i bogów jest tu tak zagmatwany, że chyba tylko sam autor go rozumie.

Czy to zarzut? Nic podobnego. Brnięcie w gąszcz, w ów labirynt wyobraźni kanadyjskiego pisarza powoduje, iż zaczynamy bardziej wyczuwać niż rozumieć wewnętrzną logikę rządzącą przestrzenią powieści. Zanurzamy się w miejsce absolutnie odmienne, w którym nie tylko geografia i historia są inne, ale etyka, antropologia, przyroda, nie mówiąc już o bogach, którzy są na wyciągnięcie ręki, ba, ludzie nawet mogą się nimi stać. Tajemnicze i nieprzeniknione ascendenty, gdzieś tam spokrewnione z tarotem, budzą autentyczny lęk, a tak drażniąca mnie swą trywialnością w fantasy magia jest tu czymś oczywistym, wręcz koniecznym, jako spoiwo świata realnego z grotami, będącymi pod rządami potężnych istot odrealnionych.

Odpycha również niebywałe okrucieństwo. Erikson nie szczędzi nam scen bestialstwa przechodzącego nasze pojęcie, a plastyczne opisy mąk i zwyrodnialstwa zrobią wrażenie na każdym. Nie jest to jednak tani chwyt, wręcz przeciwnie, nienawiść walczących stron jest tak ogromna, że mimo odrazy czytelnik nie okazuje zdziwienia, że w tak wstrętny sposób zostaje ona wyładowana. Jedna z piękniejszych scen, uratowanie potwornie okaleczonego i konającego na krzyżu chłopca przez demonicę, ma tu swoją dobitną wymowę. Ukazanie barbarzyństwa wojny, jej obrzydzenie i zohydzenie to jedno, ale autor nie zapomina o czymś innym – że walka zbrojna wydobywa z człowieka cechy szlachetne: odwagę, honor, hart ducha. Jeden z głównych wątków Bramy Domu Umarłych, Sznur Psów i postać pięści Coltaine’a to bez wątpienia ozdoba tej wybornej powieści - pełna poświęcenia, bohaterstwa, męczeństwa i odwagi walka o z góry przegraną sprawę, którą toczą ludzie, mogący w każdej chwili ją przerwać i uratować się, kosztem śmierci tysięcy
niewinnych, nieznośnych podopiecznych.

d1b5rry

Erikson nie pozwala nam również polubić swoich bohaterów. Skrzywdzeni, nad którymi chętnie zlitowalibyśmy się, stają się katami nie lepszymi od swych oprawców. Porządni okazują się być kanaliami, odważni tchórzami, a sprytni głupcami. Również odwrotnie, zdrajca może być najwierniejszym sojusznikiem, bandzior człowiekiem szlachetnym, a okrutnik wrażliwym. Nie warto też przywiązywać się do bohaterów – ich śmierci często są przypadkowe i przechodzą bez powieściowego echa, nawet jeśli przytrafią się najważniejszym postaciom. Co więcej, ich psychologizacja jest niespotykana w tego typu literaturze: rozterki Kalama czy psychiczna degradacja wojną u historyka Duikera mogłyby być ozdobą niejednej powieści mainstreamu.

Steven Erikson jest pisarzem łamiący kanony fantasy, przytłaczającym, wszechogarniającym i znakomitym. Nie ma mowy o niekonsekwencjach, nie ma mowy o łatwiźnie, nie można przy tej powieści odpocząć. Świat, który zaproponował czytelnikom, to rzetelny i pełny teatr wyobraźni, prawdziwa, pełnokrwista epika. A choć Imperium Malazańskie rozpada się, to cykl ten rośnie w siłę!

d1b5rry
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1b5rry