Na początku ważna adnotacja: wszystkie cytaty i wyimki z dzieła przytaczam zgodnie z pisownią oryginału. Wszelkie zwroty dla państwa niezrozumiałe i fragmenty państwa zdaniem niewiele mające wspólnego z poprawną polszczyzną są sprawką i domeną pisarstwa samego Autora, a więc Dariusza Basińskiego. Możemy więc zaczynać: “Niewkędyż to wiadomo, drogi czytelniaku, która to już o Poffcernacym historyia, co ją ludzie opowiedają. A jednak Ci ją (choć może nie powinionem). A za to posłuchaj: Wieczór był i na ciemnym niobie ani najmniejszej gwiuzdy, ni ogerka ksienżyca, ani z ognia iskiorki. A toż coś się jidnak świecało, a nie było to ciało niebiańskie jako się już rzekło) ino był to kobicy przyozdobnik co na dźrzewie wisieł, przyozdobnik na kształt obrynczy co ją babki zkłedują na wezręcze, a zwą branzoleita. Przyozodbnik wisieł i hyboteł się. Dyndu dyndu i hyjbotu rez w te, a potem we wte, jako wola wietru chcieła”. Miałem niemałe problemy w trakcie przepisywania tego pseudopoetyckiego i zabawnego inaczej
kawałka, ale pocieszający może być fakt, że nie męczyłem się w pojedynkę, jako że zadowolenia nie okazywał nawet przyjmujący ów cytat edytor tekstu, który nieco może nazbyt restrykcyjnie uznał „przemawiając” podkreśleniami błędnych jego zdaniem wyrazów), że jakieś trzy czwarte tego dziełka nadaje się na przemiał, a przynajmniej na korektę i redakcję naprawdę wyrozumiałego polonisty. Co bardziej bolesne to to, że ów obszerny fragment z tomu poetyckiego Motor kupił Duszan jest fragmentem dla całości nader reprezentatywnym. Niestety – jeden z twórców i członków dość powszechnie przez Polaków uwielbianej grupy teatralno-kabaretowej Mumio, Dariusz Basiński, postanowił zostać poetą, a wielce zasłużone i szlachetne krakowskie wydawnictwo Znak ku przerażeniu niżej podpisanego te grafomańskie zapiski zdecydowało się opublikować i zaprezentować szerokiej publiczności.
Basiński podzielił swoje wiersze (w maszynopisie, który miałem w rękach było tych wierszy całe 90 stronic, jednak jak widzę w informacjach od wydawcy tom ma liczyć tylko 64 stron – czyżby miało to oznaczać brutalną i jakże wskazaną ingerencję redaktora, który w porę zdążył się zorientować, że, mówiąc eufemistycznie, nie mamy tutaj do czynienia z poezją wysokich lotów?) na pięć części, jednak dość trudno jest odgadnąć na czym tak naprawdę ma polegać różnica między poszczególnymi częściami. Nie zwracając więc uwagę na ten odautorski podział, można by te utwory podzielić następująco: po pierwsze, najobszerniejsza grupa wierszy, licząca jakieś 60 stron, to absurdalne wiersze czerpiące pełnymi garściami z humoru sytuacyjnego, języka ulicy i Polski prowincjonalnej, żartów słownych i egzotycznych imion bohaterów opowiadanych tutaj każdorazowo historyjek; po drugie, prozy poetyckie (?) czy może po prostu małe prozy o przygodach niejakiego Poffcernacego, które charakteryzują się mniej więcej tym samym, co powyżej z
tą różnicą, że wszystkie te cechy zostały tutaj zwielokrotnione i doprowadzone do granic absurdu i – jakby tego było mało – utrzymane w naprawdę żenująco zrealizowanej stylistyce staropolskiej gawędy skrzyżowanej z ambicjami samego Basińskiego, który każdym zdaniem tego tomu zdaje się mówić: „Zobaczcie jaki jestem zabawny!”; po trzecie, komiksowe stripy narysowane przez Patryka Mogilnickiego, który zajął się oprawą graficzną tomu i choć nie posiadam gotowego egzemplarza książki, a zaledwie maszynopis już teraz mogę się założyć, że oprawa graficzna i komiksy z niejaką Siciurynką w roli głównej są najmocniejszym punktem tego wydawnictwa. Żeby nie było wątpliwości: jedynym.
Największy problem z tworami tutaj zamieszczonymi polega na tym, że tak naprawdę w ogóle nie wiadomo o co chodzi. Wydawca podpowiada, że mamy tutaj do czynienia z „utworami nienudnymi i trudnymi”, ale po pierwsze, autor takiej rekomendacji – nie nudząc się w trakcie lektury Motor kupił Duszan – musiał być osobą niezwykle tolerancyjną i koleżeńską, a po drugie, pocieszył wszystkich czytelników, którzy wezmą ten tom do ręki, że jest to poezja „trudna”, więc w razie niezrozumienia któregoś z utworów proszę się nie martwić. Wiadomo, Basiński to coś jak Hegel, jak Derrida, jak Karpowicz. Nie wszystko zrozumiemy, ale na pewno z lektury wyjdziemy odmienieni, lepsi, szczęśliwsi, bogatsi, mądrzejsi. Jak jest naprawdę? Praktycznie nic w tym tomie najzwyczajniej w świecie nie ma sensu, a osoby, które zaczną wykrzykiwać, że to przecież świadomy absurd, groteska i ironia powinny zerknąć do słowników i sprawdzić, czy aby na pewno pojęcia te oznaczają nieskończenie niemądre utwory poetyckopodobne charakteryzujące się
brakiem pomysłów maskowanym nadmiarem słów, bełkotliwością i niepoprawnością używanego języka oraz poczuciem humoru na poziomie zjadającego klocki Lego absolwenta przedszkola. Zaznaczam oczywiście, że mogę się mylić i prezentuję tutaj skrajnie subiektywną ocenę tomu wierszy Basińskiego. Być może osoby zafascynowane twórczością Mumio i ten tom czytać będą z niekłamaną przyjemnością. Być może też – mimo trzykrotnej lektury tomu – nie „zczaiłem” konwencji, która dla fanów Basińskiego i spółki jest nader oczywista i zrozumiała. Prawdopodobnie też nie jestem docelowym odbiorcą tego domu itd. itp. Mógłbym mnożyć takie zastrzeżenia i ewentualności, ale jakkolwiek bym dopuszczał do siebie myśl o wybitności tych wierszy, osobiście uważam, co następuje: Murowany faworyt w kategorii „Najbardziej żenująca książka roku”.