Czy znacie bajkę o księżniczce i jej wielu partnerach? Albo wersję Kopciuszka z pantofelkiem pasującym na wiele stóp?
Ja też nie. Zawsze jest jedna ona, jeden on i jeden ślub. Czasem są złote włosy, czasem pocałunek, który budzi ze stuletniego snu, a czasem piękna kocha brzydkiego. No i raz na parę lat jest też żaba, która zamienia się w księcia. Jednak zawsze jest ślub i zawsze, ale to zawsze jest „…i żyli długo i szczęśliwie”. A książka Jedna para, jeden rok, 52 uwiedzenia jest o tym, co to znaczy to „długo i szczęśliwie”.
Betty ma 33 lata i jednego mężczyznę od 15 lat. Jak sama twierdzi w sprawach seksu jest na poziomie osiemnastolatki, bo wtedy poznała swojego obecnego męża Herberta i z nim, jako jedynym przez te wszystkie lata uprawiała seks. Ale „pożądanie jest kapryśną bestią – potrzebuje nieustannych zmian, aby zainteresowanie nie wygasło”. A w małżeństwie Herberta i Betty, mimo że jest udane i szczęśliwe, brakuje jednego dość istotnego czynnika – brakuje zainteresowania ciałem. Betty woli poczytać, a Herbert posłuchać muzyki, najpierw ona mówi „nie” na każde pytanie o seks, a potem on nie pyta. Ale nie pyta, bo tak zaczyna być wygodnie. Po co ustawiać świece, kupować drogie afrodyzjaki (szparagi poza sezonem są na wagę złota – dosłownie!), po co ćwiczyć język na seksie oralnym, żeby wprowadzić kobietę w dobry nastrój, a potem jeszcze tracić energię na posuwiste ruchy, które dadzą kilka sekund przyjemności. Lepiej zjeść kubełek lodów lub czekoladę – będzie podobnie…
Betty niepokoi się tym, że woli spać niż kochać się z mężem, który wciąż ją przecież pociąga i który jest dla niej atrakcyjny.Początkowo myśli, że problem leży tylko po jej stronie. Proponuje więc Herbertowi niecodzienną (roczną!!!!) grę erotyczną – rok ma 52 tygodnie, w każdym tygodniu, jedno z nich, na zmianę, ma wymyślić sposób na uwiedzenie partnera. Żadnych barier, żadnych hamulców i jedna zasada – partner nie może się poddać – musi chociaż spróbować.
Gdy podejmują tę decyzję od razu obydwoje wpadają w popłoch – teraz zacznie się ciężka praca i będą musieli pracować bez żadnego urlopu….
To książka niesamowita – nigdy nie czytałam czegoś tak szczerego, tak bardzo odsłaniającego ludzką naturę.Stereotyp mówi, że „żyli długo i szczęśliwie”, to po prostu bez żadnych problemów, do pierwszych siwych włosów, do pierwszych wnuków, a potem to już do śmierci. Bez żadnych przeszkód, kłód pod nogami, ale jednocześnie w momencie, gdy księżniczka powie „tak” – jakoś zapomina się o sferze seksu. Betty sama analizuje fakt, że kobieta ma do wyboru dwie drogi – singielki, która zdobywa wciąż nowych partnerów, albo szczęśliwej mężatki, której szczęście nie obejmuje satysfakcji seksualnej. Wizja ze śmiesznych filmów z lat 50., w których małżeństwa umawiały się raz na miesiąc na seks i przy zgaszonym świetle bardzo szybko załatwiały sprawę, wciąż pokutuje w dzisiejszej świadomości. „Dobra żona” nie wiąże się w niczyjej wyobraźni z dobrą kochanką – z dobrą kucharką, matką, sprzątaczką – owszem, ale gdzie w tym wszystkim różowy wibrator, strój dominy albo zwykłe 69, jeśli ma na to ochotę?
Betty Herbert przełamuje stereotypy, mówi bardzo głośno o tym, że pożądanie, seks, a co za tym idzie więź, to nieodłączny element dobrego małżeństwa, ale też ciężka praca. Że łatwo kogoś intrygować, gdy nie widział, jak golisz nogi, robisz jajecznicę, albo grzanki z masłem czosnkowym (!) i sprzątasz kuwetę z kocimi odchodami.* Łatwo zainteresować mężczyznę, gdy jest się tajemnicą i gdy poznałaś go w barze pięć dni temu.* Nie wie, jakie dźwięki wydajesz przez sen i nigdy nie widział twojej brzydkiej bielizny. Ale co, gdy chcesz intrygować mężczyznę, którego kochasz od 15 lat? „Monogamia nie jest jednorazowym, ostatecznym wyborem. To decyzja podejmowana każdego dnia, w każdej godzinie i wymagająca zdawania sobie sprawy z innych dostępnych możliwości.(…) Jeśli wybierzemy ją z braku innej możliwości i nigdy nie będziemy jej pielęgnować, obumrze.”
Dlatego właśnie Betty bierze się za bary z pożądaniem. Dlatego chodzi z mężem do sex shopu, próbuje hollywoodzkiej depilacji, wciąga bodystocking i kupuje Herbertowi flip hole, ale też robi eksperymenty, podczas których najważniejsza jest rozmowa, albo milczenie, podczas których trzeba się odsłonić, pokazać to, co drzemie w samym środku.
Pomiędzy bardzo szczerymi, nic nie ukrywającymi opisami sposobów uwodzenia (nie ukrywa, gdy pomysł jest niewypałem, nie udaje, że za każdym razem jest świetnie, nie kłamie, że zawsze wszystko wychodzi tak, jak się tego spodziewali) Betty zastanawia się nad seksualnością w XXI wieku, nad postrzeganiem kobiety i mężczyzny, nad monogamią i nad tym, dlaczego trzeba się starać, żeby wzbudzać w sobie pożądanie, zamiast po prostu założyć kapcie i zjeść w spokoju kolację.
Uważam tę książkę za odkrycie, którą powinien przeczytać każdy zdeklarowany monogamista. A potem zafundować sobie swój własny rok uwodzenia. No a dalej może być tylko „i żyli długo i szczęśliwie”.