Miał być, jak głosi okładka, dyskretny urok rosyjskiej burżuazji. Pozostała tylko burżuazja, rosyjska. Choć być może ten dopisek o uroku to tylko takie przekorne mrugnięcie okiem do czytelnika?! Mąż bohaterki, Serż czyli Sierioża, nie żyje. Pięć ran postrzałowych. Kule w płucach i mózgu Serża. Biznesmena, któremu po dziewięciu latach małżeństwa serce żywiej zabiło na widok pewnej młodziutkiej blondynki, Swietłany. A teraz nie ma już Serża i wydaje się, że nie ma już zazdrości. Została tylko pamięć o nim, dorastająca córka Masza, rodzice, znajomi. I wierne przyjaciółki bohaterki. Weronika, która nie wie co powiedzieć. Wika, której męża zabito trzy lata temu w Pradze. Lena, której mąż dwa lata temu odszedł z sekretarką. Pozostały codzienne troski i zmartwienia. Zmarszczki mimiczne i zastrzyki z botoksu, gosposia-złodziejka, przyjaciel Wanieczka, picie szampana, rajdy po eleganckich, drogich knajpach. I kiełkująca w głowie szybko jak rzeżucha myśl - pomścić męża, zabić jego mordercę. Gdy ma się odpowiednich
znajomych i pieniądze od myśli do realizacji droga jest krótka. Rozmowa, umowa, gotówka i wiadomości w telewizji. Czyżby wszystko było aż takie proste?! To się okaże.
Cóż, zasadą powieści wydaje się być prostota. Proste zdania, proste myśli, proste słowa, prości ludzie, proste opisy. Tak jakby wszystko w życiu biegło po prostej, a łamane były wymysłem matematyków. Miał być dyskretny urok rosyjskiej burżuazji. I jak to w życiu i literaturze bywa: uroku niet, tym bardziej dyskretnego. Pozostała tylko zwyczajna, dość nudna rosyjska burżuazja. Kolejne, podobne obrazki z jej męczącego życia. Bogacze otoczeni pięknymi kobietami i ochroniarzami. Nudzące się i rozglądające za kolejną przygodą kobiety, stałe klientki chirurgów kosmetycznych. Restauracje, plotki, kochanki, jointy, łzy, alkohol, koka, psiapsiółki. Płatni zabójcy, przekupni policjanci. Niewierni mężowie, szastanie szmalem, lewe interesy, super chaty, blichtr. Poczucie pustki. Wszystko to razem ani specjalnie porywające, ani specjalnie szokujące, bo już znane. Opisane prosto, bez wielkich emocji. Jeśli chociaż w połowie prawdziwe to wyjątkowo smutne.
To co można zarzucić książce to „ślizganie się po powierzchni”. Opisywanie ludzi bez głębszej analizy psychologicznej. Nieumiejętność ukazywania uczuć. Jeśli nawet bohaterka mówi, że coś przeżywa, to są to tylko puste, drętwe słowa. Autorka nie potrafi oddać nastrojów chwili, emocji, które są przecież udziałem każdego, biednego i bogatego. A bez tego trudno wczuć się w atmosferę powieści. Ludzie u niej to imiona. W opisach brakuje tego poziomu szczegółowości, który sprawia, że można w wyobraźni zobaczyć dane miejsce, poczuć zapachy, usłyszeć dźwięki. Są to może nadmierne wymagania, ale tego oczekuję od dobrej literatury. Sam pomysł na fabułę książki, rozwinięcie i zakończenie nie są złe. Szwankuje wykonanie. Powieść jest dowodem na to, że żeby ciekawie pisać nie wystarczą dobre chęci i chwytliwy temat. Potrzebny jest jeszcze talent, a jeśli nie ma go w nadmiarze to ciężka, ciężka praca nad formą literacką. Wydaje się, że autorce brakuje szlifu umiejętności pisarskich. Być może wystarczyłby kurs pisania,
świadomość technik i chwytów literackich, a powstałoby z tego coś naprawdę interesującego. A tak pozostaje wyraźny niedosyt.