Z ulicy na szczyt władzy. Narodowcy wiele zawdzięczają Romanowi Giertychowi
"Narodowcy" to brutalnie szczery reportaż o narodowym samouwielbieniu, fobiach i uprzedzeniach. O tym, jak podżega się dziś do przemocy i w kim widzi się wroga. Ale także przypomnienie, jak student prawa Roman Giertych reaktywował Młodzież Wszechpolską, zapoczątkowując nowy rozdział w historii polskiego nacjonalizmu.
Dzięki uprzejmości wyd. Znak publikujemy fragment książki "Narodowcy. Z ulicy na szczyt władzy" Mariusza Sepioły, która ukaże się 6 września.
Ideologia
Po 1989 r. wraca demokracja i przestaje działać cenzura. Wtedy odradzają się nacjonalistyczne organizacje.
Student prawa Roman Giertych reaktywuje Młodzież Wszechpolską, odwołując się do tradycji przedwojennej endecji. Socjolog Bolesław Tejkowski, w czasach PRL współpracownik Służby Bezpieczeństwa, w 1990 r. zakłada głoszącą panslawizm partię o nazwie Polska Wspólnota Narodowa. Jan Ostoja Matłachowski powołuje Stronnictwo Narodowe (nie dożyje jego pierwszego zjazdu). To ostatnie – dla odróżnienia od formacji przedwojennej nazywane niekiedy senioralnym – inspiruje się protoplastami: stawia na edukację i budowanie świadomości. Przyjmuje przedwojenne symbole narodowe: hymn Obozu Wielkiej Polski i mieczyk Chrobrego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Audiobooki, od których się nie oderwiecie. Masa superprodukcji
Organizacja Giertycha nawiązuje do przedwojennego Związku Akademickiego Młodzież Wszechpolska, który powstał w 1922 r. Na jego honorowego prezesa studenci nacjonaliści wybrali Romana Dmowskiego, przed pierwszą wojną światową lidera Ligi Narodowej, a potem twórcę Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego (endecji) i jednego z architektów polskiej niepodległości. Przedwojenni wszechpolacy opowiadali się za ekonomiczną dyskryminacją Żydów i popierali wprowadzenie na uczelniach gett ławkowych dla żydowskich studentów.
Jak pisze prof. Ireneusz Krzemiński, Dmowski był jednym z czołowych głosicieli "ideologii antyżydowskiej", a za jedną z najważniejszych wartości uważał "interes narodowy", z którym kolidował interes społeczności żydowskiej, przeważającej liczebnie i kulturowo w wielu polskich miastach. W rywalizacji tych dwóch interesów – uważał lider endecji – można opowiedzieć się tylko po jednej stronie.
"Trzeba zmiany myślenia o wartościach tego świata – streszcza ideologię Dmowskiego profesor Krzemiński – moralnym obowiązkiem jest realizować interes narodowy, a więc walczyć o przywrócenie narodowego państwa, i jest to możliwe tylko pod warunkiem, że historię będzie się traktować nie moralistycznie, ale jako arenę walki o przetrwanie i egoistycznego dążenia do zapewnienia sobie własnego miejsca w świecie. Polityka jest po prostu bezwzględną areną walki o władzę nad innymi i o wpływy wśród innych, korzystne dla własnego narodu". Po 1989 r. nowi narodowcy mają więc na czym budować.
Po latach niebytu do politycznego dyskursu wracają postaci w PRL pozostające poza panteonem bohaterów narodowych. To nie tylko Roman Dmowski, związany z Obozem Wielkiej Polski nacjonalistyczny filozof Jan Mosdorf czy Bolesław Piasecki – po wojnie przywódca uznawanego przez komunistów PAX-u, przed wojną jeden z założycieli Obozu Narodowo-Radykalnego, a po rozłamie w 1935 r. przywódca Ruchu Narodowo-Radykalnego "Falanga". To także na przykład ukrywający się za komuny pod innym nazwiskiem ksiądz Władysław Matus, który teraz, kiedy wieje wiatr politycznych zmian, liczy sobie ponad 100 lat i z okien sanktuarium maryjnego w Ostrowąsie na Kujawach widzi jezioro o wodach błękitnych jak samo niebo.
[…]
Na początku lat 90. świat partyjnych zebrań miesza się ze światem ulic i stadionów. Politycy i działacze skrajnie nacjonalistycznych organizacji nie mają oporów przed tym, by sięgać po podlaną adrenaliną dziką siłę "łysogłowych". Mikstura ideologii i pięści gęstnieje. Liderzy Stronnictwa Narodowego czy Narodowego Odrodzenia Polski niespecjalnie szanują swoich młodszych, bardziej umięśnionych, lecz gorzej wykształconych kolegów, z rozmysłem używają ich jako mięsa armatniego. Tam, gdzie pojawia się stary mędrzec Tejkowski, tam kroczy za nim obstawa osiłków w glanach i flyersach. Tam, gdzie Gmurczyk woli walczyć długopisem, tam chętnie rzucają się z kijami i koktajlami Mołotowa jego podopieczni z ulicznej bojówki. Narodowe Odrodzenie Polski zdobywa w tej dyscyplinie prawdziwe mistrzostwo.
Kij
Spotykają się w kilku, na nogach glany, na kurtkach naszywki: "Krew i Honor", "White Power". W żyłach adrenalina. Atmosfera jest gęsta – ktoś zgwałcił dziewczynę jednego z nich. Sprawca ma ksywę Kefir i mieszka w Pabianicach. Tyle wiedzą. Tyle im wystarczy. Jest początek kwietnia 1996 r.
Kumple oznajmiają: pojedziemy do Pabianic i znajdziemy go. Zemścimy się. Kefir nawet nie wie, z kim właśnie zadarł.
Wsiadają do poloneza: Piotr W., Robert S., Robert M., Damian O. Krążą po mieście, rozpytują. Zaczepiają tych, którzy ich zdaniem "wyglądają na anarchistów". Czyli jak? Z pewnością inaczej niż oni.
Jednak nikt Kefira nie zna albo jeśli zna, boi się do tego przyznać. Bo każdy, kogo wtedy zaczepiają, widzi przed sobą dobrze zbudowanych i krótko ostrzyżonych chłopaków w kurtkach bomberkach, wąskich dżinsach i butach z grubą podeszwą. Robert S. ma ze sobą kij bejsbolowy, a Damian O. nóż, który trzyma pod kurtką.
Podjeżdżają na ulicę Mariańską. W oddali widzą szyld klubu bilardowego. Jest już ciemno, świecą się tylko uliczne latarnie. Pasażerowie samochodu dostrzegają dwóch idących żwawym krokiem chłopaków, którzy z jakiegoś powodu od razu zwracają ich uwagę. Damian O., Robert S. i Piotr W. wysiadają z poloneza. Robert M. odjeżdża, by za chwilę odebrać kumpli w umówionym miejscu.
Mariańską idą Wojtek i Piotrek, piętnastoletni chłopcy. Wojtek przyjechał odwiedzić kumpla, wyszli na miasto, żeby się zabawić. Z domniemanym gwałtem ani z polityką nie mają nic wspólnego, znaleźli się tu zupełnie przypadkowo. W pewnym momencie widzą zmierzających w ich kierunku trzech postawnych mężczyzn. Jeden z nich wyciąga kij bejsbolowy. Wojtek i Piotrek rzucają się do ucieczki.
To błąd. Robert S., Damian O. i Piotr W. uznają to za potwierdzenie, że wśród tych dwóch musi być Kefir. Albo przynajmniej ktoś, kto go zna i dlatego przed nimi ucieka.
Robert S. jest wysportowany. Biegnie szybko z ciężkim kijem w ręku. Uderza Wojtka w głowę, ten upada na chodnik. Podbiega do nich Damian O., pochyla się nad Wojtkiem i pyta:
– Znasz Kefira?
Wojtek nie zna. Damian uderza go pięścią w twarz, potem wyjmuje nóż i dźga w brzuch, klatkę piersiową oraz pośladki. Piotrkowi uda się uciec.
Goniący go Robert S. w końcu zawróci. Wojtek podnosi się i idzie przed siebie mimo szoku, bólu i lejącej się z niego krwi. W pewnym momencie mija go wracający z pościgu Robert S. Przez zaciśnięte zęby rzuca:
– Bójcie się.
Obowiązek
Za usiłowanie zabójstwa Damian O. dostaje osiem lat, Robert S. – rok i sześć miesięcy. Damian O. wychodzi chwilę przed terminem, z dozorem kuratorskim.
Zebrane w aktach informacje na jego temat tworzą obraz skina niemal "klasycznego". Jest pochodzenie z niezamożnej rodziny gnieżdżącej się w ciasnym mieszkaniu w odrapanej kamienicy na łódzkich Bałutach. Jest wychowanie w podłych i szarych latach 80., w dobie upadającego przemysłu dziewiarskiego. Są kłopoty na podwórku i w szkole, z czasem coraz częstsze konflikty z prawem. Dzielnicowy z Bałut notuje, że Damian O. często gości na tamtejszym posterunku, widywany jest w środowisku kiboli i drobnych dzielnicowych rzezimieszków, nierzadko zamroczony alkoholem. Zdemoralizowany, nie przestrzega podstawowych norm życia społecznego.
W więzieniu sprawia kłopoty, chce dominować nad innymi, wdaje się w bójki. Przez to zostaje zdegradowany: z odsiadki w warunkach zakładu półotwartego, gdzie za dnia mógł opuszczać celę i spotykać się z innymi więźniami, do zakładu zamkniętego. Kiedy dostaje dozór, nie stawia się na spotkania (właśnie jest na lokalnej siłowni). Dopiero po odsiadce i latach rozmów z kuratorem zapewnia, że się zmienił, wszedł na lepszą drogę życia. Poznaje dziewczynę, robi prawo jazdy, szuka pracy. W końcu przysyła zaświadczenie, że stara się o posadę kierowcy w Wielkiej Brytanii. Tu jego historia się ucina.
Wydarzenia z Pabianic przechodzą do historii polskiego radykalizmu, bo oprawcy z Łodzi nie są przypadkowymi bandytami. Wszyscy należą do jednej z najbardziej brutalnych organizacji tamtych czasów, działającej nieprzerwanie do dziś: Narodowego Odrodzenia Polski.
Na stronie internetowej NOP-u czytamy, że jest "najdłużej istniejącą i działającą formacją narodową okresu powojennego". Powstaje – jak głosi jej własna legenda – przed wprowadzeniem stanu wojennego, a 11 lat później zostaje zarejestrowana jako partia. Jej założycielem i prezesem jest Adam Gmurczyk, autor tekstów zatytułowanych Obowiązek antysemityzmu i Antysemityzm – fundament Cywilizacji.
Gmurczyk publicznie pochwala akty przemocy. Po ataku narodowców na squat we Wrocławiu w 2012 r. na Facebooku napisze: "Jako człowiek – dziękuję im za to. Nie ustawajcie!". Kilka lat wcześniej działacze NOP-u niosą kukłę czarnoskórego człowieka i transparent: "Europa dla białych, Afryka dla HIV".
Gmurczyk reklamuje swoją partię hasłem: "Faszyzm? My jesteśmy gorsi!". Po aresztowaniu Damiana O. i Roberta S. podpisuje się pod apelem do sądu o "zaprzestanie represji wobec członków Narodowego Odrodzenia Polski". "Żądamy uwolnienia Roberta S. i Damiana O., przetrzymywanych w więzieniu bez żadnych dowodów winy, oraz ukarania inicjatorów wymierzonej w Narodowe Odrodzenie Polski prowokacji pabianickiej" – czytam w apelu dołączonym do akt sprawy.
Kiedy Damian O. zostanie wypuszczony na wolność po siedmiu i pół roku więzienia, NOP wita go jak bohatera: "Damian, witaj w domu, przyjacielu!".
Powyższy fragment pochodzi z książki "Narodowcy. Z ulicy na szczyt władzy" Mariusza Sepioły, która ukaże się nakładem wyd. Znak 6 września.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" wplątujemy się w "Ukrytą sieć", wracamy do szokującego procesu "Depp kontra Heard" oraz ponownie zasiadamy do kanapkowej uczty w "The Bear". Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.