"Trzeba się przed tym bronić". Ekspert przestrzega przed pełzającym faszyzmem w Polsce
- Dużo ludzi daje się nabrać na hasła typu "mniejsze podatki" i nie ma świadomości, że w pakiecie dostanie np. pełen zakaz aborcji czy utrudnienia w uzyskaniu rozwodu - Przemysław Witkowski w rozmowie z Wirtualną Polską ostrzega przed pełzającym faszyzmem.
SS-mani z trupimi czaszkami na czapkach, a potem brutalni skini, wygoleni na łyso w ciężkich glanach. Tak to hasło "faszyzm" funkcjonuje w masowej wyobraźni. Dziś jest raczej groteskowe niż groźne. A prawdziwe niebezpieczeństwo tkwi zupełnie gdzie indziej. I zupełnie kim innym są dzisiejsi faszyści, szukający luk w systemie demokratycznym, żeby go obalić.
- Trzeba o tym mówić, trzeba na to uważać, trzeba się przed tym bronić - twierdzi Przemysław Witkowski, badacz współczesnego faszyzmu, wykładowca, publicysta, dziennikarz. I nie poprzestaje na tym.
Właśnie ukazała się książka pod jego redakcją, w której wielkie autorytety w dziedzinie kwestii politycznych i społecznych omawiają najważniejsze źródła współczesnych zagrożeń o faszystowskim charakterze. Publikacja zatytułowana "Faszyzm, który nadchodzi" ukazała się w serii Biblioteka Le Monde Diplomatique oficyny Książka i Prasa i z miejsca stała się przebojem rynku wydawniczego.
Przemysław Witkowski w wywiadzie dla Wirtualnej Polski mówi o tym, skąd dziś może nadejść faszyzm i jak się przed tym chronić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
#dziejesienazywo ONR w białostockim kościele. Demirski: to jakaś paranoja, powinni być zdelegalizowani
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski: Jak rodzi się współczesny faszyzm?
Przemysław Witkowski, badacz ekstremizmów politycznych, adiunkt w Collegium Civitas, dziennikarz: W coraz większej liczbie krajów, zwłaszcza na tzw. Globalnym Południu, widać dwa przeplatające się procesy: nasilenie negatywnych efektów kryzysu klimatycznego oraz wzrastającą niestabilność polityczną i gospodarczą. Oba powodują, że życie tam staje się coraz bardziej nieznośne i coraz więcej ludzi chce się stamtąd wydostać i żyć w krajach bogatszej Północy.
I co ich tam spotyka?
Miejscowa ludność co prawda porównywalnie wciąż żyje w dobrobycie, ale coraz wyraźniej widzi, że ów dobrobyt krok po kroku zanika. Kurczy się zakres pomocy socjalnej i w coraz gorszym stanie są usługi publiczne. Miejscowi zaczynają też postrzegać nowo przybyłych, jako konkurencję, a co za tym idzie - zagrożenie.
Do tego dochodzą różnice kulturowe, religijne, obyczajowe czy w kolorze skóry. To wszystko prowadzi do wzmocnienia wizji świata opartej na dwóch grupach: my, miejscowi i oni, obcy. Powstaje coraz silniejszy antagonizm.
I wtedy wkraczają partie skrajnie prawicowe?
Tak. One przede wszystkim na tym korzystają. Same też go podsycają. Proponują ludziom takie ułożenie świata, w którym nie ma równości, ale istnieje wyrazista hierarchia. Miejscowi - można ich definiować w różny sposób: biali, zamożniejsi, chrześcijanie, ci z obywatelstwem czy jeszcze inaczej - mają być w niej wyżej nad przyjezdnymi, często niebiałymi i niechrześcijanami.
Do jej tworzenia wykorzystuje się także inne kryteria: np. mężczyźni mają być wyżej niż kobiety, ci którzy posiadają nieruchomości czy kapitał - nad biednymi. Na samym dnie są nieudokumentowani migranci czy uchodźczynie i uchodźcy. W ten sposób powstaje coś, co nazwałbym cyberpunkową wersją systemu kastowego znanego z Indii. Mocno się obawiam, że to może być docelowy system polityczny i społeczny, do którego zmierza dziś bogatsza część świata.
Jak zmieniłaby się w tym systemie sytuacja polityczna i społeczna?
Ten model bardzo wyraźnie sankcjonuje podziały, mocno uderzając w znaną z systemu demokratycznego zasadę równości. Ona w zasadzie zupełnie przestaje działać, co wpędza demokrację w głęboki kryzys. Obniża pozycję społeczną albo wręcz marginalizuje i pozbawia części praw różne mniejszości, np. środowisko LGBT+. Niszczy też tkankę społeczną - poszczególne kasty zamykają się na siebie.
Co się wtedy dzieje ze społeczeństwem?
Jest bardzo podatne na propagandę o charakterze tożsamościowym, na ksenofobiczny, nacjonalistyczny patriotyzm. W krajach, gdzie takie procesy są zaawansowane, często pojawia się wzmożenie patriotyczne - na potęgę produkuje się odpowiednie filmy, komiksy, seriale, odsłania pomniki, promuje "patriotyczne" marki odzieżowe, buduje instytucje promujące nacjonalistyczne ideologie.
Do tego dochodzi militaryzacja - wykorzystuje się prawdziwe, jak w przypadku inwazji na Ukrainę, czy wyimaginowane i wyolbrzymione niebezpieczeństwo wojny, aby ustawiać społeczeństwo w karne szeregi, rozkazywać mu i podsycać lęki. A lęki zawsze są znakomitą pożywką dla najróżniejszych odmian skrajnej prawicy, w tym faszyzmu - społeczeństwo chętnie oddaje wtedy władzę silnym jednostkom, wodzom, którzy przypominają im srogiego, silnego ojca, dbającego o bezpieczeństwo i dobrobyt, ale w zamian wymagającego bezwarunkowego posłuszeństwa.
Czy realizacja tej smutnej wizji jest nieunikniona?
Na szczęście w najgłębszą tkankę systemu demokratycznego wpisane są liczne mechanizmy, które zabezpieczają przed tego typu zmianami i przed sytuacją, kiedy ktoś w gwałtowny sposób zdobywa władzę i zaczyna jej nadużywać, próbując wprowadzać je w życie. To po pierwsze. Ale są też ważne argumenty o charakterze społecznym.
Pierwsza i najważniejsza sprawa, o której zawsze trzeba pamiętać: wcale nie jest tak, że większość społeczeństwa popiera partie czy organizacje o skrajnie prawicowym charakterze. Nie jest tak i, co więcej, nigdy nie było - warto pamiętać, że nawet w Trzeciej Rzeszy liczba osób głosujących na NSDAP Hitlera stanowiła tylko około 30 proc. społeczeństwa.
Niestety, cała reszta narodu niemieckiego była podzielona, a potem także zastraszona, a więc naziści mogli robić, co chcieli. I jeszcze jedno - bardzo fałszywy jest też chętnie powielany na prawicy mit, że jest ona monolitem, zwartym blokiem, który jak walec rozjeżdża "gnijącą Europę".
Kłócą się?
Jasne. Są podzieleni mniej więcej tak samo, jak lewica czy liberałowie, choć rzeczywiście, są w stanie dużo lepiej niż oni ukrywać te podziały czy wyciszać je w kluczowych momentach, np. przed wyborami. Ale to nie znaczy, że ich nie ma. Myślę, że ważnym zadaniem jest je tropić i wyciągać na światło dzienne. To sprawi, że poszczególne grupy będą popadać w coraz bardziej gwałtowne konflikty. Warto pokazywać też prawdę o poszczególnych działaczach, przypominać, którzy z nich mieli np. wyroki za wybryki chuligańskie czy za promowanie ustroju faszystowskiego.
Jak jeszcze można dziś przeciwstawiać się brunatnej fali?
Warto głośno mówić o tym, że istnieją grupy, organizacje i inne podmioty, które sprzeciwiają się różnym aspektom aktywności skrajnej prawicy. Mam jednak wrażenie, że duża część ich działaczek i działaczy żyje w przekonaniu, że jest w mniejszości i w stanie nieustającego zagrożenia. A co więcej - nawet nie próbuje szukać wsparcia u innych, podobnych organizacji. A sieciowanie i współpraca są bardzo ważne, zawsze warto do tego dążyć.
Niezwykle ważne jest też edukowanie społeczeństwa w zakresie podstawowych kwestii związanych z polityką - dużo ludzi daje się nabrać na hasła typu "mniejsze podatki" i nie ma świadomości, że niejako w pakiecie dostanie np. pełen zakaz aborcji czy utrudnienia w uzyskaniu rozwodu. Trzeba o tym głośno mówić. To na pewno ograniczy fascynacje poglądami różnych radykalnych partyjek.
Kto ma to robić?
Niestety, nie robi tego państwo. Wręcz przeciwnie. Z jednej strony aktywnie wspiera wiele grup nacjonalistycznych, ksenofobicznych czy homofobicznych, zarówno na płaszczyźnie organizacyjnej, np. pozwalając na ich demonstracje czy marsze, jak i finansowej - dziś do kas tego typu podmiotów płyną ogromne transfery pieniężne. Dzięki nim kupują one sprzęt i budują infrastrukturę, którą będą wykorzystywać na potrzeby swojej propagandy.
Z drugiej - państwo odwraca się dziś od tych, którzy chcą bronić zasad demokratycznych - widać to np. w działaniu prokuratury i sądów. Na szczęście wciąż są jeszcze w Polsce media, organizacje i pojedyncze osoby, które głośno mówią o tej pełzającej faszyzacji. Bardzo ważne jest, żeby je wspierać. Choćby nawet werbalnie, nagłaśniając działania, przesyłając linki do tekstów, podpisując petycje, kupując ich książki.
Dziś zupełnie groteskowo wygląda przedwojenny wzorzec faszysty: wygolonego blondyna w brunatnej koszuli. Zniknęli też praktycznie skinheadzi. Jacy są ci współcześni faszyści?
Można ich z grubsza podzielić na dwie grupy. Pierwsza to ci, którzy chcą wykorzystywać działające w ramach państwa procedury, aby przywrócić dawny hierarchiczny i ultrakonserwatywny porządek społeczny. To np. monarchiści, którzy chętnie żyliby w społeczeństwie podzielonym według prostego schematu: elita i prosty lud, który ona wiedzie. Ci chcą dokonać kontrrewolucji i wrócić do dawnych systemów politycznych.
Druga grupa to faszyści sensu stricte, radykalni nacjonaliści. Ci też chcą hierarchii i ultrakonserwatywnych wartości, ale sądzą, że dawna struktura już nie zadziała w nowych warunkach technicznych, klimatycznych i społecznych. I żeby osiągnąć te "tradycyjne" wartości stawiają na metody rewolucyjnych przekształceń. I czekają na moment, w którym mogliby siłą przejąć władzę.
Kiedy taki moment może się pojawić?
W chwili jakiegoś głębokiego kryzysu - dlatego tak niebezpiecznie było w czasie, kiedy jeden po drugim następowały mocne tąpnięcia w dotychczasowej strukturze rzeczywistości: pandemia, inflacja, wojna. Ta pierwsza grupa skrajnej prawicy próbuje małymi krokami przygotować grunt pod działanie tej drugiej. To często bardzo drobne, trudno dostrzegalne działania, ale nie można ich przegapić.
Trzeba zachować czujność?
Zawsze trzeba. Demokracja nie jest dana raz na zawsze. Porównałbym to do remontu mieszkania - można w to włożyć bardzo dużo pracy, ale perfekcyjny efekt będzie widoczny tylko przez jakiś czas i znów trzeba będzie odmalować ściany, naprawić usterki, wymienić zepsute sprzęty. Remont domu nie ma więc końca. To samo jest z demokracją. To proces, a nie stan stały, który można zadekretować.
A jak to wygląda w Polsce?
W Polsce bardzo skutecznie i konsekwentnie rozmontowuje się system demokratycznych zabezpieczeń. Szerokim gestem wprowadza do publicznego obiegu język i sposób myślenia charakterystyczny dla skrajnej prawicy. Podam znamienny dowód: jako badacz tej tematyki jestem posiadaczem sporej kolekcji skinowskich, neofaszystowskich zinów z lat 90.
Tematy, o których można było tam przeczytać, były wówczas gdzieś na marginesie debaty, wstydliwym i objętym mocnym tabu. To np. atakowanie środowisk LGBT, szczucie na migrantów, szczególnie tych pozaeuropejskich, opiewanie takich ludzi jak Józef Kuraś ps. Ogień czy Brygada Świętokrzyska. Brzmi znajomo?
Oczywiście. To tematy i retoryka, którą dziś, za sprawą PiS można usłyszeć w mainstreamowych, masowych mediach. W latach 90. wydawało się absolutnie niemożliwe, aby takie kwestie kiedykolwiek wyszły poza subkulturę wygolonych chłopców w kurtkach flyersach.
Na ile ważne są w tym kontekście zbliżające się październikowe wybory?
Są kluczowe. Nie mam najmniejszych wątpliwości - to będą najważniejsze wybory od 1989 r. PiS partią faszystowską oczywiście nie jest, ale idzie jak walec rozjeżdząjąc wszystkie bezpieczniki, które stoją na drodze powstania takiej partii. Jeśli PiS będzie rządził przez kolejne lata, do tego przy mniejszym lub większym współudziale Konfederacji, która będzie wymuszać zmiany zgodne ze swoim radykalnym programem, doprowadził to do katastrofalnych dla demokracji zmian, których nie da się już potem odwrócić.
dr Przemysław Witkowski (1982), badacz ekstremizmów politycznych, dziennikarz "Polityki" i adiunkt w Collegium Civitas. Współpracownik Center for Research on Extremism w Oslo i amerykańskich think tanków Counter Extremism Project oraz International Centre for Counter-Terrorism oraz ekspert działającej przy Komisji Europejskiej sieci Radicalisation Awareness Network. Autor książek: "Chwała Supermanom. Ideologia a popkultura" (2017), Laboratorium Przemocy. Polityczna historia Romów" (2020) oraz "Faszyzm, który nadchodzi" (2023).
Rozmawiał Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" ogłaszamy zwycięzcę starcia kinowych hegemonów, czyli "Barbie" i "Oppenheimera", a także zaglądamy do "Silosu", gdzie schronili się ludzie płacący za Apple TV+. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.