O rozkoszy flirtowania, o cudzie czytania, o własnym pokoju, o tym, że małe jest ważne... a nawet o elfach. Katarzyna Miller, psycholożka oraz psychoterapeutka, pochyla się nad tym, co powszednie i zwyczajne. Analizuje świat zarówno taki, jakim jest, jak i jego alternatywne wersje; zazwyczaj lepsze. Blaski życia to zbiór dwudziestu czterech felietonów o codzienności. Tej zwykłej i normalnej. Naszej.
Teksty opublikowane w zbiorze podzieliłabym na średnie i dobre. Skupię się na tych drugich, bo jest ich więcej. Punktem wyjściowym do większości felietonów są spotkania i rozmowy z ludźmi – przyjaciółmi, znajomymi, pacjentami. Miller dość uważnie słucha tego, co komunikuje jej świat więc czasem jedno zdanie może być bodźcem do dłuższych i szerszych rozważań.
W felietonie „O cudzie czytania” Katarzyna Miller pisze o dydaktycznym aspekcie literatury oraz o tym, jak przeczytane przez nią książki kształtowały jej sposób życia i bycia. „Amerykanie uczyli odwagi, prostoty, otwartości, Anglicy – poczucia dystansu i finezji, Czesi – rozsądku i pogody ducha z przyzwoleniem na cudną zwykłość – niezwykłą”. W tym kontekście pisarstwo pani Miller jest bardzo „czeskie”. Granica między tym, co zwykłe i niezwykłe okazuje się być bardzo płynną i umowną. W przeważającej mierze zależy od perspektywy, z której decydujemy się patrzeć, a przede wszystkim widzieć. Miller namawia by żyć powoli, uważnie i świadomie. By wychodzić samemu sobie na spotkanie. Obok imperatywu świadomego życia, pojawia się afirmacja życia jako takiego. „Flirtujmy z całym światem, dopóki mamy siebie i świat”. Co ważne, nie jest to nachalny i bezmyślny optymizm podyktowany przewagą niewiedzy nad wiedzą (jak to często bywa). Optymizm promowany przez Miller jest wynikiem pewnej decyzji; stanem umysłu, który
samodzielnie możemy wypracować. Pisarka nawiązuje do myśli jej ulubionego filozofa, Williama Jamesa, który to z kolei odwoływał się do słów swojej babci – jeśli potrzebny jest nam uśmiech, trzeba go przywołać.
Teksty Miller nie są ani odkrywcze ani rewolucyjne. Pisarka bazuje na podstawowych założeniach psychlogii, które większości z nas są pewnie znane. Nie szkodzi. Pewne myśli należy stale przywoływać, utrwalać, powtarzać niczym mantrę. Do znudzenia i do skutku. I tak w jednym z felietonów pojawia się „modlitwa”, którą słyszałam już wiele razy i za każdym razem przyznawałam jej słuszność. „Boże, użycz nam pogody ducha , byśmy znosili to, czego zmienić nie możemy, odwagi, abyśmy zmieniali to, co zmienić możemy i mądrości, abyśmy odróżniali jedno od drugiego”.
Elf występujący w jednym z felietonów, okazuje się być karłem – panem Zdziśkiem, który roznosił ulotki. I co z tego? Przecież zwykłości trzeba pozwolić na niezwykłość.