Aomame i Tengo są gdzieś tam, w roku 1Q84. Zajmują się tym, co robili wcześniej. Ona powoli kończy z fitnessem, bo przygotowuje się do ostatniego zabójstwa w swojej karierze. On pisze powieść i wciąż wykłada matematykę. Już wiemy – spotkali się kiedyś, sytuacja w roku 1Q84 powoduje, że ich przeciętność z normalności staje się kluczowa dla zrozumienia czasoprzestrzeni, w której nagle się znaleźli. Czy powrót jest możliwy? A jeśli jest, to czy chcą znaleźć się z powrotem w swoich życiach? I najważniejsze – dlaczego są tak groźni dla sił, symbolizowanych przez Little People?
Druga część tryptyku 1Q84 wprost ocieka gnostycyzmem. Przypomnijmy, że gnostycyzm zakłada istnienie innej, duchowej, metafizycznej rzeczywistości, do której możemy się dostać poprzez odrzucenie brudu materii i realności, w której tkwimy obecnie. Gnostycy uważali (i uważają) ponadto, że wśród nas są ludzie szczególnie naznaczeni, którzy noszą w sobie bożą iskrę, predestynowani do zrzucenia stęchłego pancerza cielesności. Świat 1Q84 nie jest przedstawioną ideą gnostycką, bowiem wygląda on niemal identycznie, jak rzeczywisty, jednak siły – jakby ich nie nazwać – ducha są potężniejsze, wpływające na wiele fizycznych aspektów. Gnostycy tęsknili za śmiercią, momentem, w którym wreszcie skorupa ciała odpadnie od duszy, by ta stała się wolna i połączona z Absolutem. Lider, człowiek odmalowany w tomie pierwszym jako wcielenia zła, nagle, poddając się plastycznemu dotykowi Aomame, zmienia optykę nie tylko jej etyki, ale i sensu życia. Pytanie całkowicie zasadne – jeśli umawiamy się na inny świat, działający na
nieznacznie zmodyfikowanych zasadach, wówczas dlaczego nasze pojmowania dobra i zła musi być w nim zasadne. Powód, dla którego Aomame zaryzykowała podjęcie wyzwania i zamordowanie Lidera, nagle staje się wtórny i mało istotny. Przyznam, że był to dla mnie zgrzyt nie tylko moralny (nie ma żadnego usprawiedliwienia dla pedofilii), ale i łamiący nieco logikę działań bohaterki.
Wydaje mi się, że zakochany w literaturze zachodniej Murakami złożył hołd tą powieścią Philipowi K. Dickowi . Przekonanie o umowności rzeczywistości i nieufność wobec poznania zmysłowego jest wspólna bohaterom 1Q84 i amerykańskiemu pisarzowi. Również paranoiczne przekonanie, że światem tak naprawdę rządzą siły niewidzialne i niezrozumiałe, że zagrożenie nie tkwi tam, gdzie się wydaje, lecz jest wciąż ukryte, za wieloma zasłonami, nieustannie spiskujące, objawiające się tylko wówczas, gdy naruszy się ważne interesy bądź próbuje zdemaskować. Czytając 1Q84 miałem wątpliwości, czy aby Aomame, a zwłaszcza Tengo, tak łatwo i bez większych oporów dają się przekonać do istnienia w równoległej rzeczywistości. Mocno stąpający po ziemi matematyk, życiowy pragmantyk, który nie wykonał w życiu żadnego zbędnego ruchu, nagle, pod wpływem mistycznej Fukaeri oraz widoku dwóch księżyców, daje się wciągnąć do innego świata. Jak na mój gust –
poszło z nim zbyt łatwo.
Kończąc tom pierwszy pławiłem się we własnych wyobrażeniach, jak też Murakami poprowadzi akcję, co będzie ważne, a co nieistotne.Z wielką też przyjemnością rzuciłem się do lektury, by imaginacje skonfrontować z pracą japońskiego pisarza. Zostałem nieco zbity z tropu, bo 1Q84 pomknęło w kierunku najmniej przeze mnie oczekiwanym. I bardzo dobrze, niespodzianka jest przyjemna, wypada drugi tom pochwalić i liczyć na koronujące trylogię dobre zakończenie. Śliczny jest wątek miłosny, nawiązujący do europejskiej tradycji romansów niespełnionych. I jak zwykle u Murakamiego, potoczystość prozy, charakterystyczne dialogi, pełne powtórzeń i szalenie sugestywne, atmosfera melancholijnej rezygnacji, co rusz przecinana gwałtownymi, czasem okrutnymi wydarzeniami – te zalety wciąż dominują i zachęcają. Jak daleko odbiegnie od realizmu świat roku 1Q84 i zakończenie tomu drugiego, cliffhanger w stylu pulpowej literatury - nie ma co, czekamy na tom ostatni.