Oczywiście należy zgodzić się z narratorką, a zarazem główną bohaterką, że na świecie panuje niesprawiedliwość odnośnie podziału ról na męskie i kobiece. Pełno w tym podziale rozmaitych stereotypów. Kiedy bowiem mężczyzna spotyka się z wieloma kobietami, jest traktowany przez innych facetów jako prawdziwy macho, natomiast kiedy wieloma partnerami może poszczycić się kobieta – określenia ją charakteryzujące są o wiele mniej pochlebne (i to zarówno z ust kobiet, jak i mężczyzn). Autorka działała więc chyba z misją, żeby ten stan rzeczy zmienić. Wątpię jednak, by jej się udało zamierzony cel osiągnąć.
Niezależnie od powyższego, są granice dobrego smaku, których nie powinno się przekraczać. A w tej powieści (o ile tak można w ogóle nazwać tę pozycję) tak się niestety stało. Autorka jest niezwykle samokrytyczna twierdząc, że jest w połowie dziwką, w połowie nieuleczalną romantyczką. Niestety tej romantycznej natury bohaterki dostrzec się za bardzo nie dało, w przeciwieństwie do tej drugiej. Powieść o takiej treści miałaby szansę zaistnieć na rynku nie tylko w atmosferze skandalu, lecz wiele zależy od treści i poziomu, jaki prezentuje autor.
Tu w zasadzie nawet nie wiadomo, jaki pomysł (oprócz oczywiście chęci zarobienia pieniędzy) towarzyszył autorce przy pisaniu. Ni to satyra, ni to historia o związkach. Raczej wynurzenia seksoholiczki, opisy jej najdziwniejszych upodobań i kolejnych mężczyzn w różnych pozycjach przewijających się przez jej łóżko (oraz inne meble). W zamyśle miał to być chyba dowcipny opis życia redaktorki rubryki o seksie i damsko-męskich relacjach, którą niektórzy mogą przeczytać (przynajmniej w co pikantniejszych fragmentach) z wypiekami na twarzy. Niestety ani ironii, ani czarnego humoru (zwykłego też nie) nie dostrzegłam w tej historii (a nie sądzę, żeby była to wina przekładu). Jak na kobiecą literaturę to pozycja za mało kobieca, na męską – no cóż – chyba lepsze są w tym celu filmy. Poza tym do klasyki, tak jak Fanny Hill, bohaterka raczej nie będzie zaliczana. Jedno stwierdzenie o książce jest prawdziwe – to pozycja bez cenzury – niestety również bez gustu i smaku. I, co muszę dodać, ta opinia nie wynika bynajmniej
z pruderii recenzentki.