„Obok Orła znak Pogoni, poszli nasi w bój bez broni…” Powstanie kościuszkowskie i listopadowe pamiętamy jako czyny zbrojne Polaków, te, o których opowiada się wędrując wskaźnikiem po mapie. Powstanie styczniowe wciąż trwa także w kręgu mitów prywatnych, rodzinnych. Niewiarygodne, że właśnie mija sto pięćdziesiąt lat. Defilujący podchorążowie odmaszerowali czwórkami na karty podręczników, a ci chłopcy w półkożuszkach opasanych rzemiennymi pasami przemykający po śniegu, ci wąsaci wujaszkowie ze łzą w oku, stęsknione panny z warkoczami i matrony w wiecznej żałobie są nam jakoś osobiście bliscy. Wciąż jeszcze trudno oczekiwać poważnej, ogólnonarodowej debaty nad historycznym bilansem powstania. Relikwii nie oddaje się do laboratorium.
Jeśli nawet czasem pada pytanie, jak potoczyłyby się losy Polaków, gdyby powstanie nie wybuchło, to Konrad T. Lewandowski pyta o niewyobrażalne: o powstanie zwycięskie.
W wykreowanej przez autora alternatywnej wersji historii Polacy skonstruowali potężne pociągi pancerne, napędzane silnikami Łukasiewicza, o zasadzie działania (mam nadzieję, że to uproszczenie nie jest jakąś techniczną herezją) pośredniej pomiędzy napędem parowym i spalinowym. Twardochody zdeterminowały początkowy sukces powstania (szczególnie, że, ku szczeremu zadziwieniu czytelnika, udało się Polakom błyskawicznie przygotować i utwardzić niezbędną sieć dróg…), ale natychmiast zintensyfikowała się gra wywiadów, wyścig zbrojeń prowadzony przez najwybitniejszych uczonych i inżynierów, pogłębiły dylematy moralne dowódców.
Sceny z drugiej fazy powstania oglądamy oczami młodziutkiego porucznika, którego oficjalną rolą jest opiniowanie zgłaszanych wojskowym władzom wynalazków.W patriotycznym uniesieniu powstają głównie projekty perpetuum mobile, ale zdarzają się idee, które mogłyby zmienić losy świata. Mamy tu sporo oryginalnej batalistyki, za to – co jak na Konrada T. Lewandowskiego jest trochę rozczarowujące – jednowymiarowych głównych bohaterów wprost z patriotycznych oleodruków. Choć to może i celowy zabieg autora, bo na ich tle tym większymi wydają się na wpół zapomniani dziś, niedocenieni bohaterowie: Romuald Traugutt i ksiądz Stanisław Brzóska.