Nikt już na siłę nie zamyka w klasztorze. Minęły czasy, gdy niepokorne córki i bezposażne panny zasilały grono mniszek. Do historii należą też przypadki, gdy do klasztorów wstępowały (bądź je fundowały) uczone kobiety z wyższych sfer, które tam tylko mogły się rozwijać i kształcić. Na te temat mamy trochę ciekawej literatury. Motywy wstąpienia do zgromadzenia zakonnego w dzisiejszych czasach rzadko są tematem książek, chyba że takich wydawanych w niewielkim nakładzie, przeznaczonych dla wąskiego grona odbiorców, ewentualnie studentów niektórych kierunków. Rzecz ma się inaczej, gdy do życia zakonnego powołana zostaje celebrytka, modelka, aktorka i gwiazda mediów (niekoniecznie w tej kolejności). Na portalach plotkarskich zawrzało. Na wyrost, bo to nie pierwszy przecież raz, gdy gwiazda (mniejszego, bądź większego formatu) szuka wyciszenia w klasztornych murach. Historia przemysłu rozrywkowego zna także sporo przypadków konwersji na buddyzm, poszukiwań nirwany w odosobnionym (coraz mniej niestety) aśramie,
czy nagłych zwrotów ku Kabale. Nie każdy jednak pisze książkę o swoich przeżyciach.
Nazwisko Golędzinowskiej kojarzyłam raczej ze sferą profanum niż z sacrum.Tym większe zdziwienie, gdy zobaczyłam, że jej autobiografię zatytułowaną Ocalona z piekła publikuje wydawnictwo ze świętym w nazwie. Podtytuł Wyznania byłej modelki zaciekawił bardziej jeszcze, bo niby co ma święty Paweł do świata mody? Niestety wydawca streścił był już wszystko na tylniej okładce i nie miałam niespodzianki. Fatalna praktyka. Powinni tego zabronić.
Na początek autorka, Ania Golędzinowska, serwuje opis brutalnego gwałtu, potem retrospekcję z trudnego dzieciństwa i młodości – chmurnej i durnej. Trudne dzieciństwo i okres dorastania miesza się z opisami rzeczywistości schyłkowego PRL-u. Opisu bardzo jednoznacznego, bezrefleksyjnego, nie do końca obiektywnego, choć oczywiście to święte prawo autora – widzieć świat tak, jak ma na to ochotę. Na tym tle słoneczna Italia, do której trafia autorka, to raj na ziemi. Problem polega na tym, że to, co wydawać by się mogło rajem, jest w istocie otchłanią piekielną. Otchłań przybiera różne postaci. Raz jest mroczną speluną, w której zmusza się dziewczyny do prostytucji, potem to narkotyki, szybkie i przelotne związki. Piekło to intensywne życie, rozrywki i wpływowe towarzystwo. Golędzinowska niezwykle szczegółowe opisuje swoje światowe życie, podkreślając jednocześnie, że dawało jej tylko pozory szczęścia. Choć codzienność lśniła z całych sił, światło autorka odnalazła w znacznie skromniejszych warunkach. Książka
jest w istocie świadectwem trudnej i wyboistej drogi do nawrócenia i podążania ścieżką wiary.
Życiorys Golędzinowskiej jest niewątpliwie materiałem na książkę. Ale nie na taką. Nużące opisy, chwilami nieporadność językowa i zwykłe braki warsztatowe sprawiają, że to nie jest przyjemna lektura. Sposób rozwodzenia się nad wspaniałością włoskiego dolce vita nie przekonuje mnie zupełnie. Liczne niedopowiedzenia i skróty myślowe sprawiają, że czytelnik zaczyna się zastanawiać, jak naprawdę doszło do pewnych wydarzeń, co autorka przemilczała. Opisywanie odkrywania wiary to strasznie trudna sprawa i mam wrażenie, że wyzwanie to przerosło autorkę. Opowieść o bardzo osobistej relacji z Bogiem, odkrywaniu wiary i życiowych poszukiwaniach przerodziła się w historię o życiu w stylu glamour, w którym nagle pojawia się wiara. Bardzo podobną w stylu i jakości, czy też w braku stylu i jakości, do celebryckich książek, którymi ostatnio obrodził rynek wydawniczy.
Mam ogromny szacunek to trudnych przeżyć i dramatów życiowych autorki. Także do jej wiary i nawrócenia. Jakkolwiek, to nie jest dobrze napisana książka.