Nie będę owijać w bawełnę – powieść Sześć Dominika nie powaliła mnie na kolana. Oba wątki – ze wszech miar denerwującej nastolatki chcącej odkryć, kto jest jej ojcem oraz trzydziestoparoletniego zakompleksionego naukowca niezbyt mnie wciągnęły, niestety. Winą za to obarczam okoliczność, że nawet po przeczytaniu sporej części powieści wciąż miałam problem z ustaleniem kto jest kto, kto z kim, gdzie i po co. Postaci nie budzą mojej specjalnej sympatii także dlatego, że są całkowicie papierowe – jakoś przez to w ich losy nie mogłam się wczuć. Pewnie z tego samego powodu nie mogłam dostrzec tych obiecanych „współczesnych dylematów i ponadczasowych problemów, które można rozwiązać tylko wspólnie z drugim człowiekiem”, a które to sformułowanie miało rzekomo charakteryzować tę powieść.
Skoro tematyka nie jest oryginalna – w końcu o problemach życia we współczesnej Polsce powstało sporo książek, tak samo zresztą rzecz się ma z pozycjami o trudnym dorastaniu, relacjach z rodzicami, karierze, pieniądzach i odwiecznej kwestii „Mieć czy być”, to chociaż sposób jej przedstawienia powinien jakoś pozycję wyróżniać spośród setek jej podobnych, zalegających księgarniane półki. Tak się jednak nie dzieje. Ani to pozycja szczególnie zabawna, ani wciągająca, ot, taka zwykła książka, o której zapomni się znacznie szybciej, niż się ją przeczyta. Z powodu tak różnych wątków (zwłaszcza pod względem wieku bohaterów) nie wiem w gruncie rzeczy do kogo jest ta powieść adresowana – czy do młodzieży, czy do starszych czytelników. Obawiam się, że próba stworzenia pozycji dla wszystkich nie wypaliła i książka miałaby większą szansę powodzenia w przypadku koncentracji autorki na jednym ze stworzonych przez nią wątków i na jednej z wykreowanych postaci. Jak na lekką i zabawną pozycję brakuje jej lekkości i
zabawności, do miana bardziej ambitnej literatury też nie może aspirować.Płaski smak, chciałoby się powiedzieć, nawiązując do jednej z reklam.