Biorąc do ręki książki tego typu („kobieca literatura pełna niepowtarzalnej atmosfery amerykańskiego Południa” – jeśli posługujemy się sformułowaniami wydawcy reklamującego tę pozycję) i tej autorki (miłośniczki tegoż Południa) od razu wiadomo, czego można się po niej spodziewać.
Po pierwsze – będzie sentymentalnie i romantycznie.
Po drugie – będzie rzewnie.
Po trzecie – będzie rodzinny konflikt.
Po czwarte – i może jeszcze jakaś skrzętnie skrywana tajemnica.
Po piąte wreszcie – mimo wielu przeciwności będzie szczęśliwy finał.
I, zapewniam, właśnie tak jest.
Elizabeth McGee i młody bogacz J.D. Langley mają się pobrać. Jednakże na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności rozstają się w dniu zaręczyn w atmosferze wzajemnych oskarżeń, żalu i pretensji. Zrozpaczona dziewczyna opuszcza rodzinne strony, zrywa kontakt także z bliskimi i osiedla się w Nowym Jorku. Mija dwadzieścia lat i obowiązki zawodowe każą jej wrócić do miasta swojej młodości. Chcąc nie chcąc musi zmierzyć się z demonami przeszłości, otworzyć nie do końca zabliźnione pomimo upływu czasu rany i spróbować naprawić to, co wydaje się całkiem zniszczone przez wzajemny upór, niechęć i zadawnione urazy. Zmierzy się nie tylko z mężczyzną, którego niegdyś kochała, ale także ze swoimi bliskimi, niedoszłą teściową oraz sekretem, który skrywany przez nią przez te wszystkie lata ujrzy wreszcie światło dzienne, a jej przyjdzie się zmierzyć z konsekwencjami jego odkrycia. Wszystko to zostało okraszone opisami specyficznej atmosfery amerykańskiego Południa, od której nie da się uwolnić, niezależnie od tego,
jak bardzo by się chciało.
Niestety, tym razem powieść autorki jest tylko ciut lepsza od zwykłego harlequina – zbyt naiwne to wszystko jako całość i zbyt przerysowane. Na pewno da się napisać powieść o takiej tematyce bez takiej maniery. Tymczasem niestety jest to zwykłe tanie romansidło, zbyt różowe, by można było kupić jego treść nawet w leniwe sobotnie popołudnie, gdy nic lepszego nie ma do roboty. A zapowiadało się całkiem nieźle i przez początkową część powieści można było odnieść wrażenie, że będzie to całkiem miłe i nienaiwne czytadło. Niestety, tak się nie stało. A szkoda.