Tajemnicza choroba Josephine
W jednym z wywiadów Wojciech Tochman wspominał, że gdy pierwszy raz spojrzał na fotografię schorowanej Josephine Vergary, wiedział już, że o niej napisze: "Pierwsze spojrzenie na jej sfotografowaną twarz nie było zawodowe. Siedziałem na drewnianym parapecie w księgarni Wrzenie Świata, piłem kawę, może z kimś żartowałem, kliknąłem w pocztę i bach! Kobieta z taką twarzą! Widok jej cierpienia mnie przytłoczył. Nie jestem tak mocny, jak się pewnie niektórym moim czytelnikom wydaje. Praca reportera to mój kombinezon ochronny".
W książce Tochman tak opisuje ciało chorej: "Żywe, ciepłe, wilgotne, wydające zapach zdrewniałe ciało nieznajomej kobiety. Nie chcielibyśmy go dotknąć. Spurchlała skóra każe nam się cofnąć. Ale nie odwrócić. Bo porośnięte czymś ciało przykuwa naszą uwagę. Jesteśmy go ciekawi. Choroba odebrała mu już widoczne znamiona płci, wiek, rasę, urodę, uśmiech, grymas, spojrzenie, radość, pragnienia i moc".
W innym rozdziale książki opisuje swoje spotkanie z kobietą w slumsach, moment, w którym mógł przyjrzeć się jej ciału z bliska: "Powieki, przygniecione chorobą, zbyt ciężkie, by mogła je dźwignąć. Sama niewiele waży. [...] I na piętę od razu patrzymy. Przerośnięta, spurchlaka, niepodobna do niczego. Pięta - pęcherz, worek, dyndająca torbiel. Rusza się niezależnie od reszty bosej stopy. Noga w lewo, pięta w prawo. Swobodna, osobna, oderwana. [...] Od pięty się zaczęło. Tu wyrósł pierwszy pęcherz. Bąbel matka".