Wszystko się według ich potoczy woli/Choć niejedno jeszcze może się wydarzyć
Zacznę od tego, co mi się nie spodobało, zanim otworzyłam najnowszą na polskim rynku powieść Hilary Mantel. A była to okoliczność, że powieść - w angielskiej edycji niewiele dłuższą od poszczególnych tomów trylogii o Cromwellu - wydawca zdecydował się podzielić na bardzo krótkie tomy. Pierwszy liczy 270 stron niewielkiego formatu, za to kosztuje 37 złotych. Świadczy to z pewnością o jednym - że Cromwell sprzedał się dobrze i wydawca postanowił zmaksymalizować zysk z wypuszczenia na rynek o osiemnaście lat wcześniejszego dzieła Mantel, poświęconego Wielkiej Rewolucji.
Może się jednak na tym ruchu przejechać z wielu powodów, w pierwszym rzędzie zaś dlatego, że pierwsza część Kogo śmierć nie sięgnie (tradycyjnie już w przypadku dzieł autorki ciekawy przekład A place of greater safety), zawierająca siłą rzeczy wstęp i wprowadzenie postaci, jest nierówna, a jako całość wypada na tyle bezbarwnie, że choć przeczytałam ją szybko i bezproblemowo, już po paru dniach miałam problem z przypomnieniem sobie własnych wrażeń.
Wynika to przede wszystkim z licznych podobieństw we wczesnych biografiach trójki głównych bohaterów - Dantona, Robespierre’a i Desmoulins’a. Problemy rodzinne, nauka, pierwsze kroki w prawniczej karierze... Mimo prób w tym kierunku, Mantel jeszcze nie miała w 1992 roku umiejętności warsztatowych, pozwalających jej na wyraziste zarysowanie indywidualności protagonistów. Najbardziej udał jej się w początkowej części historii najmniej znany z całej trójki, czyli Camille Desmoulins, ale też i nie bez kozery, bo po prostu był najciekawszy, zarówno na płaszczyźnie zawodowej (idealistyczne podejście do prawniczej profesji), jak i, przede wszystkim, prywatnej (liczne romanse, w tym homoseksualny z patronem). Danton to tymczasem ambitny nudziarz z pokiereszowaną twarzą, Robespierre - zakompleksiony prowincjusz.
Również tło polityczno-społeczne, to wrzenie nieuchronnie prowadzące do wieńczącego tom szturmu na Bastylię, oddane zostało bez finezji. Gdy Mantel pisze np. o cenach chleba w Paryżu, albo wprowadza postać pracującą w gabinecie królewskiego ministra skarbu, ma się raczej wrażenie obcowania z podręcznikiem historii, a nie z historyczną prozą. Co każe uznać, że również ta część udała się w najlepszym razie przeciętnie.
Faktem jednak pozostaje, że wszystkie najciekawsze wydarzenia historyczne, które będą także miały przełomowe znaczenie dla statusu bohaterów, wciąż jeszcze przed nami. Karmaniola zabrzmi dopiero za trzy lata. Także z tego względu dzielenie powieści wydaje mi się niefortunne, mam bowiem nadzieję, że - mając większe pole do popisu - Mantel uzyska w dalszej części utworu o wiele lepszy efekt. Mało który okres w historii posiada wszak podobny potencjał dramatyczny. Ale o tym przekonamy się dopiero za jakiś czas.