Opowieści o seryjnych mordercach budzą tak silne emocje, że zawsze mogą liczyć na spore zainteresowanie. Doskonale zdają sobie z tego sprawę twórcy thrillerów, dlatego na księgarskich półkach możemy wręcz przebierać w powieściach o takiej tematyce. Aby przyciągnąć uwagę potencjalnych czytelników, autor musi jednak odróżnić swoje dzieło od wielu do niego podobnych. Najczęstsze chyba metody osiągnięcia takiego celu to stworzenie naprawdę charakterystycznej postaci głównego bohatera ścigającego przestępców (na przykład sparaliżowany kryminalistyk Lincoln Rhyme u Jeffery’ego Deavera) bądź wprowadzenie jakiegoś niecodziennego elementu w sposobie popełniania zbrodni (vide kanibalizm Hannibala Lectera). Oczywiście najlepsze efekty uzyskuje się umiejętnie łącząc te metody i zapewne taki miał zamiar Ted Dekker pisząc Adama, ale udało mu się to tylko połowicznie.
W Adamie zdecydowanie najciekawszym elementem jest postać seryjnego mordercy, nazywanego przez FBI Ewą - od napisu, który pozostawia na miejscu zbrodni. Jego ofiarami są młode kobiety, które są odnajdywane martwe, zawsze w jakimś pomieszczeniu pod ziemią – w piwnicach kościołów lub farm bądź w jaskiniach. Sposób zadania śmierci jest dla prowadzących śledztwo dość zagadkowy, ponieważ bezpośrednią przyczyną zgonów jest każdorazowo zapalenie opon mózgowych, natomiast nie wiadomo, w jaki sposób Ewa zakaża ofiary, gdyż na ciałach nie znaleziono żadnych śladów po igłach itp. Wprawdzie nie były to zbrodnie doskonałe, gdyż znaleziono różne dowody, w tym próbki włosów czy komórek naskórka mordercy, jednak nawet w najmniejszym stopniu nie naprowadziły one FBI na jego trop. Ciekawym zabiegiem zastosowanym przez autora jest przeplatanie właściwej fabuły fragmentami stylizowanymi na przedruki z pisma „Crime Today”, w których w porządku chronologicznym przedstawione są zdarzenia z całego życia seryjnego zabójcy „znanego
dziś jako Alex Price” – od jego dzieciństwa do chwili obecnej. Ted Dekker znakomicie tutaj naśladuje sposób napisania takich prasowych „historii prosto z życia”, a zarazem w całkiem interesujący sposób przedstawia kształtowanie się patologicznej osobowości mordercy. Na tle Ewy dość blado wypada postać tropiącego go agenta specjalnego FBI Daniela Clarka. Trudno byłoby oczekiwać, że wzbudzi on jakieś żywsze uczucia u czytelników tylko z tego powodu, że jest wybitnym specjalistą od portretów psychologicznych przestępców albo dlatego że dwa lata wcześniej rozstał się z żoną, którą mi to nadal kocha. Ted Dekker oparł więc w znacznej mierze konstrukcję fabuły na tym, że Daniel został przywrócony do życia ze stanu śmierci klinicznej, w którym się znalazł na skutek postrzelenia przez Ewę. Szkopuł tkwi w tym, że można mieć sporo zastrzeżeń już co do realizmu opisu akcji reanimacyjnej, a potem nie jest wcale lepiej. Niestety, zupełnie nie trafia mi do przekonania sposób postępowania agenta specjalnego, który
zamiast drobiazgowo analizować zgromadzony materiał dowodowy, wskazówek mających doprowadzić go do ściganego mordercy poszukuje we własnej podświadomości...
Adam raczej nie przypadnie do gustu wielbicielom thrillerów z klasyczną intrygą kryminalną, gdyż bez trudu wychwycą oni wszystkie nielogiczności w działaniach Daniela i innych agentów FBI, które tylko w niewielkim stopniu niweluje logika zdarzeń wynikająca z zakończenia powieści. Jeżeli jednak ktoś potrafi zawiesić na kołku swój racjonalizm i lubi historie o zjawiskach paranormalnych, to jest to książka w sam raz dla niego.