Smak życia
Nie boją się publicznie o nim mówić chyba właśnie dlatego, by czytelnicy książki Bielas zechcieli uczyć się na nie na swoich błędach. Eichelberger wspomina: "W okresie młodzieńczym, pod koniec studiów i w pierwszych latach po studiach było trochę za dużo szaleństwa. (...) W PRL-u wszyscy pili. W ramach organizowanych dla studentów tzw. wczasów w siodle piło się z koniarzami, byłymi ułanami, hodowcami. Na zdjęciach mojej rodziny po mieczu wszyscy siedzą na koniach. Pewnie dlatego na parę lat oszalałem na punkcie koni. Alkohol lał się litrami.
W żeglarstwie to samo, człowiek płynął, płynął, a jak gdzieś dopłynął, to szedł do knajpy pić i szaleć. Z hipisami to samo. To był czas półprzytomny, częściowo zmarnowany. Człowiek był albo w fazie dołującego oszołomienia, albo bolesnej rekonstrukcji. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że alkohol mnie ogranicza, stępia percepcję, uniemożliwia zaangażowanie, odbiera życiu smak".