Co byście państwo zrobili, gdybyście znaleźli włos pochodzący z wąsów Adolfa Hitlera? Oprawili go w ramkę? Zanieśli do pobliskiego muzeum II Wojny Światowej? Nie przejmując się specjalnie względami etycznymi, sprzedali ów eksponat neonazistom, licząc przy okazji na spory zarobek, a jednocześnie obawiali się, że jakiś szaleniec wykorzysta zawarte w nim DNA? Zabobonnie spalili; poddali fragment wąsów zabiegom magicznym, tłumacząc swoje postępowanie troską o świat, aby nigdy więcej...? Czy może najzwyczajniej zrzucili niezbyt estetyczne znalezisko na podłogę i szybko zapomnieli o błahej sprawie?
Czepiłem się tego, godnego dzielenia na czworo szczegółu, przeczytawszy, iż Timothy Ryback szperając po woluminach wodza III Rzeszy, znalazł między kartkami przewodnika po Berlinie autorstwa Maksa Osborna, włos należący najprawdopodobniej do wiadomej osoby. Diabeł tkwiący w owym szczególe, wywołał u mnie gęsią skórkę. Uzmysłowiłem bowiem sobie prawdziwość twierdzenia, iż kolekcjoner przetrwał w swoich książkach. Twierdzenie, pochodzące z jednego z esejów Waltera Benajmina uświadomiło mi, że niepokój wywołany przez lekturę Prywatnej biblioteki Hitlera opiera się na chociażby następujących dysonansach. Wódz Trzeciej Rzeszy i jego książkowe zacisze. Benjamin i Hitler – cóż za niesamowite zestawienie? Cóż mogło połączyć wymienioną dwójkę, prócz języka niemieckiego, bibliofilstwa i samobójstwa? Czyżbyśmy mieli tu okazję poznać osobowość führera, z prywatnej, czy wręcz intymnej strony, stojącej na antypodach przerażających przemówień, i budzących jeszcze większą zgrozę rozkazów?
Dyktator traktował czytanie bardzo poważnie, z lubieżną regularnością połykając książki, jedną lub więcej, co wieczór; wzorem swojego ulubionego władcy, pruskiego króla Fryderyka Wielkiego, pozostawiał ślady po lekturach, w postaci dokonywanych na marginesach notatek. Dlatego amerykański historyk nie snuje nużącej opowieści o wszystkich szesnastu tysiącach tomach, jakie trafiły do kolekcji tyrana, z racji chociażby pełnionych przez niego funkcji państwowych i partyjnych, koncentrując się na tych dziełach, które Hitler z pewnością przeczytał; w najbardziej zobowiązującym znaczeniu tego słowa. Dzięki temu, nie tylko poznamy szereg tytułów, które powinien znać każdy narodowy socjalista, lecz również poznamy umysłowość piekielnie ambitnego kaprala, którego doskonała, aczkolwiek wybiórcza pamięć, nie uchroniła go od popełniania prostych błędów gramatycznych i ortograficznych.
Trzeba przyznać, że Ryback snując swoją biograficzną, pełną ciekawych anegdotek opowieść, zachowuje do samego, jakże brutalnego i sentymentalnego końca, godny podziwu spokój. Podkreślam opanowanie autora, gdyż w moim wypadku, początkowe zaciekawienie ustąpiło przed falą powoli, aczkolwiek konsekwentnie narastającego wstrętu. Jestem skłonny przypuścić, że ów wstręt nie jest wynikiem narracyjnych potknięć popełnionych przez wykładowcę Harvard University, lecz raczej jego kunsztu, gdyż dzięki niemu księgozbiór dyktatora nareszcie przemówił, odsłaniając swojego właściciela, takim jakim był naprawdę. W związku z tym, może nie wiedziałbym, co zrobić z włosem führera, ale na pewno nie wyobraziłbym sobie miłego, aczkolwiek niekiedy przesadnie krzykliwego pana Adolfa w kapciach, oddającego się swojemu, pozornie niewinnemu hobby, jakim jest czytanie książek.