Józef Oleksy
Józef Oleksy – doktor nauk ekonomicznych. W PZPR od 1968 do 1990 roku, uczestnik obrad Okrągłego Stołu. Współzałożyciel i przewodniczący SdRP (1996–1997), przewodniczący SLD (2004–2005), z członkostwa w SLD zrezygnował w 2007 roku. Premier od 6 marca 1995 do 7 lutego 1996 roku. Obecnie wykładowca Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, profesor i dziekan Wydziału Stosunków Międzynarodowych Akademii Finansów w Warszawie.
_**W jednym z wywiadów powiedział pan, że od 14 lat jest wobec pana stosowany czarny PR i zarządzona swoista infamia.**_
Potwierdzam całkowicie. Na mnie nie raz były zastawiane pułapki. Jeśli chodzi o czarny PR , to obok zarzutów o szpiegostwo i lustracji, była też sprawa terrorysty irlandzkiego Garlanda. Ten facet śledzony przez kontrwywiad, nie wiadomo dlaczego znalazł się nagle w moim gabinecie. Powstała na ten temat specjalna notatka, ale nigdy mi koledzy Siemiątkowski i Kwaśniewski jej nie pokazali. Po prostu ktoś szukał kolejnego sposobu by mnie dopaść. Potem była afera mafii paliwowej. Bezczelnie byłem wpisywany na listę osób pojawiających się w tym śledztwie. Trzymano ludzi w aresztach wydobywczych żądając od nich tylko potwierdzenia mojej roli w paliwowych przekrętach. Myśli pan, że to się z nieba wzięło? Ktoś rzucał na mnie reflektor.
_**Po dziewięciu latach pojawiła się szansa, że triumfalnie powróci pan na fotel premiera. To miało być zadośćuczynienie za dawne upokorzenia?**_
Nie ukrywam, że trochę na to liczyłem. Gdy w 2004 roku musiał odejść Leszek Miller, prezydent Kwaśniewski zaproponował bym ponownie objął rząd. Omówiliśmy nawet skład gabinetu... Kwaśniewski wyjeżdżał wtedy na Bliski Wschód i mówił mi: „Przemyśl resztę spraw, a jak wrócę, Leszek ustąpi, a ty przejmiesz rząd”. Byłem wtedy wicepremierem, a zarazem ministrem spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Millera. Dogadałem się nawet z PSL, że wróci do koalicji, z której ludowców wyrzucił Miller i będziemy mieli 242 głosy. Rządzenie byłoby sprawne i spokojne.
_**I co się stało?**_
Kwaśniewski wrócił z zagranicy i już na lotnisku ogłosił, że premierem po Millerze będzie Marek Belka. Nawet do mnie nie zadzwonił, że ustalenia nieaktualne. Być może już wcześniej nie traktował ich poważnie. On tak działał, niestety... PSL żądało, abym absolutnie kontynuował ustalony projekt tworzenia rządu. Ale ja nie wdałem się w walkę z Kwaśniewskim. Zresztą zagrał wobec mnie mirażem funkcji marszałka Sejmu. Miałem wątpliwości, czy Marek Borowski i jego zwolennicy, którzy wyszli z SLD, poprą mnie w głosowaniu nad wyborem marszałka. Kwaśniewski podczas obiadu w pałacu prezydenckim, w obecności sześciu osób mówił mi: „Przysięgam, biorę to na siebie, oni ci dadzą głos”. No, i oczywiście ani jednego głosu od posłów Borowskiego nie dostałem. Kwaśniewski wiedział, że musi ze mną zrobić jakiś ruch, by przeforsować kandydaturę Belki, ale chyba chciał mnie też ostatecznie pognębić. Z całą pewnością nie zamierzał przekonywać Borowskiego do poparcia mnie.
_**Marszałkiem pan jednak został.**_
Wybrano mnie jednym głosem, bo ktoś nie przyszedł, zmniejszyła się wymagana większość parlamentarna, a ja oddałem głos na siebie. Natychmiast też ogłosiłem, by nikt do mnie nie przychodził mówiąc, że dzięki niemu przeszedłem w głosowaniu, bo zwyciężyłem własnym głosem. Miałem też satysfakcję, że intryga się nie udała, choć była precyzyjnie zaplanowana. To była dla mnie pewna satysfakcja, ale większym honorem i zadośćuczynieniem za aferę Milczanowskiego, byłby mój powrót, choć na krótko, na pozycję premiera. Zamknęło by to trudny okres mojej traumy.